Forum www.ginnowatydyskusnik.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Tatusiem być ;)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ginnowatydyskusnik.fora.pl Strona Główna -> Jimmowa Seria
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Czw 21:52, 15 Maj 2008    Temat postu:

Ja też nie. Już mówiłam - przeświadczenie. Piszemy, a byśmy nie zrobiły. Ale jeśli mowa o parze buchającej z nozdrzy to w przypadku James'a to właśnie jest.
P.S Ja też mam ciarki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Pią 19:44, 16 Maj 2008    Temat postu:

Stłamszony biedny Christopher. Mój brat był do niego podobny, tylko on raz sfajczył pół kuchni. A jak sie tłumaczył? "Nie chcąco"

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Pią 20:09, 16 Maj 2008    Temat postu:

Bez przesady, nie róbmy z Jimma jakiegoś tyrana

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Pią 20:32, 16 Maj 2008    Temat postu:

To była ironia. xD Ja i szajbuś wiemy jaki jest zamysł i troche 'wyolbrzymiamy', ale chodzi, o to, zeby to dla każdego było oczywiste





James szedł po woli wzdłuż Londyńskich ulic, wzbudzając tym niemałe zainteresowanie przechodniów. Na twarzy miał ślady błota, a spodnie całkowicie przemoczone i ubrudzone trawą. Żeby jeszcze dodać 'oryginalności' temu obrazkowi, tachał na plecach różowo- błękitną miotłę*, z wygrawerowanym złotym napisem “Błyskawica 3000”. Kilka minut temu skończył się pierwszy po miesięcznej przerwie trening Qudittcha, oraz 5 godzinne przesłanki ze strony trenera, że jeśli nie weźmie się w garść, to on chętnie poszuka zastępcy na jego miejsce. Nie wprawiło go to w zbyt dobry nastrój, podobnie jak litościwe spojrzenia kolegów z drużyny i krzyk młodszej siostry, która usilnie starała się mu wydedukować, że to jak stara się 'wychować' syna, jest chore i nienormalne. Obrażona Daphne, która wyjechała z Timy'em do rodziców, a co za tym idzie 0 seksu, też nie było kuszącą perspektywą.
- Samotny spacerek w mglisty wieczór, co Potter?
Pochłonięty własnymi myślami, podskoczył wystraszony, gdy usłyszał znany mu ochrypły głos wypowiadający jego nazwisko.
- Pan?! - Patrzył z niedowierzaniem, na jedną z bardziej przerażających postaci, jakie poznał w całym swym młodzieńczym życiu.
Nathaniel Moll, był jego nauczycielem na kursach aurorskich, a jedną z wielu rzeczy, z których słyną było stanie u szybu windy na 5 piętrze i przywoływanie wszystkich swoich podwładnych. Nie potrzebował żadnego zaklęcia, a słychać go było nawet w Atrium.
- Ja, ja – pomarszczona twarz wykrzywiła się w grymasie. - Słyszałem o twoich poczynaniach. Widać, biuro aurorów, było na tyle głupie, żeby pozwolić ci odejść.
- Sam pan powiedział, że za marzenia trzeba płacić. Nie można mieć wszystkiego – odparł, starając się w trybie ekspresowym zmyć brud z prawego policzka.
- Taa... Z tego co wiem, przez ostatnie półtora roku, sporo się u ciebie wydarzyło.
- Nie zaprzeczam. To był bardzo urozmaicony okres w moim życiu.
- Żal mi tylko Artura. Biedaczek, miał zaledwie 78 lat – pokiwał z dezaprobatą głową, ale jego twarz wcale nie wyglądała na zasmuconą.
W gardle James'a, zaczęła rosnąć gula. Mimo, ze minęło już sporo, czasu on nie zapomniał tamtych świąt bożego narodzenia, a teraz zdał sobie sprawę, że na grobie dziadka był tylko raz... Czy tak łatwo przyszło mu zapomnieć o ukochanej osobie?
- Natomiast, twój ojciec pieje z dumy, z powodu drugiego wnuka. Timothy?
- Tak, ale skąd pan wie? Z tego co mi wiadomo, powinien pan już dawno przejść na emery...
- I przeszedłem, ale wciąż mam swoich informatorów – mrugną do niego okiem, a widząc zdziwioną minę James'a uśmiechną się. - Prorok, to największy szmatławiec na świecie i bynajmniej nie zaprzestał pisywania o pierworodnym chłopca-który-przeżył, po opuszczeniu przez ciebie szkoły.
- Sam się o to prosiłem, wstępując do reprezentacji.
- To tu mieszkasz, prawda? – Wskazał, końcem laski na mały, szary dom, otoczony sporym ogrodem. - Ja też, już będę wracał. Pozdrów swoją narzeczoną.
James, jednak nie odszedł. Stał jeszcze długo patrząc na znikającą we mgle postać kuśtykającego mężczyzny. Czy to możliwe, żeby bóg zesłał mu anioła stróża w postaci upierdliwego i nieczułego staruszka?

Niepozorne spotkanie, pozornie obcego człowieka, może się okazać czasem, lepszym sposobem na zrozumienie, pewnych spraw, niż cios wymierzony w potylicę... Nawet, jeśli cios wymierzał nam ktoś bliski i nawet jeśli próbował to zrobić za pomocą wielkiego obucha.

Uśmiechnął się pod nosem i ruszył w stronę domu. Nie spodziewał się zastać go w takim stanie. No cóż. Wiedział, że po Chrisie można się spodziewać wszystkiego, ale… Można przecież marzyć.
Ale przecież spalona do połowy kuchnia to nic, ależ jakże. Wielkie nic <ciotka Eliza ironia z tej strony>. No, ale jeszcze większym nic jest spalenie rzeczy brata w ognisku zrobionym w kuchni. Nie nic. A jakże.
- CHRISTOPHER!
- Taa – chłopiec spojrzał na ojca z nikłym zainteresowaniem.
- Ognisko!?
- Teoretycznie tak, ale w praktyce – zrobił minę jakby się nad czymś zastanawiał – No w praktyce można to nazwać równie dobrze aktem buntu lub rozpierdalanką, albo…
- Zamknij się!
- A to można by nazwać wulgarnym odzywaniem się do własnego dziecka. Lily mówiła Daphne, że masz ze sobą problemy.
- Problemy to ty będziesz miał jak z tobą skończę – wysyczał jadowicie.
- A czy my cokolwiek zaczynaliśmy. Nie jestem gejem.
- Nie pyskuj.
- A czy ja pyskuje. Ja tylko wymieniam poglądy. Teoretycznie rozmowa powinna spajać ludzi.
- Christopher!
- Nie denerwuj się. Powiedz co cię gnębi.
- TY! I wiesz co? Zaraz ci pokaże jak bardzo, ale to raczej nie będzie miłe uczucie.
Nie! – chłopiec pobiegł w stronę drzwi na dwór. James złapał różdżkę i zamknął drzwi zaklęciem. Chris zaczął mocować się z zamkiem. Na próżno.
Złapał syna na ręce i wbiegł po schodach na górę. Chłopiec wierzgał, jak dzikie zwierze złapane w klatkę. Puścił go dopiero w jego pokoju.
- CZEMU TO ROBISZ?! - Wrzasną Jimm, nieświadomy siły swojego głosu.
- Bo G O nie lubię!
- “Wdech, wydech. Wdech, wydech. Tylko spokojnie”.
- Więc co?! Mamy go wyrzucić?!
- TAK! Śmierdzi, sika, sra, ciągle tylko ssa mamę, śpi i płacze. Jest nudny! A jak mu się uda podnieść ręce, to wszyscy sie podniecają!
- Ty: śmierdziałeś, sikałeś, srałeś, spałeś i płakałeś i też byłeś N U D N Y!
- A skąd to możesz wiedzieć? Z tego co mi wiadomo to mieszkałem z dziadkiem i babcią kiedy byłem taki jak on!
- CHRISTOPHER NIE PRZEGINAJ! Myślisz, że po co jeździłem w każdy weekend, do Doliny. Na herbatkę i ciasteczko? Nie! Musiałem sie tobą zajmować siusiu majtku!
- Nie jestem siusiu majtkiem!
- Siusiumajtek! - [Taa... uwielbiam rodziców, na poziomie intelektualnym, swoich dzieci].
- Nawet nie próbujesz zrozumieć co czuje – po policzkach Chrisa płynęły łzy.
- A ty próbujesz?! JAK JA SIĘ CZUJĘ WIDZĄC KUCHNIE?!
- Tatusiu, dlaczego mnie już nie kochacie? -Wyciągnął rączki, żeby przytulić sie do ojca, ale on odtrącił je.
- Chris, za co mamy cię kochać? Za zepsutą kuchnie? Spalone rzeczy brata?
- Tatusiu, proszę... Proszę!
- Nie jesteś TY, rozumiesz? Jesteśmy MY! Ja, ty, Daphne i Timy i nic tego nie zmieni. Chodź byś spalił cały dom i mielibyśmy mieszkać pod mostem, to nic tego nie zmieni rozumiesz? - Odpowiedziała mu cisza. Szarpną chłopcem. - ROZUMIESZ?!
- NIE! - Wdrapał się na łóżku w bezpiecznej odległości od ojca. - Dlaczego on jest taki ważny? Mamusia cieszyła się, ze zaczyna mu rosnąć ząb, ale kiedy mi wypadł, powiedziała, ze pójdziemy do dentysty. NIE KOCHACIE MNIE!
- Christopher, on jest mały i jemu potrzebna jest opieka, ale to nie znaczy, ze cię nie kochamy.
- NIE KOCHACIE! - Znowu zaczął płakać.
- Świetnie, mam cię dość! Wrzeszcz, płacz i rób co chcesz, ale masz tu posprzątać, a o jakim ktokolwiek prezencie, czy nowej zabawce możesz zapomnieć!


*Inwencja twórcza Christophera.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nozycorenka dnia Pią 22:52, 16 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Sob 19:03, 17 Maj 2008    Temat postu:

Wyszedł z pokoju syna. Teraz miał ochotę, rzucić się na łóżku, iść spać i zapomnieć o dzisiejszym dniu. Marzenia, marzeniami, ale czas wrócić na ziemię. Jego sypialnia wyglądałam nie lepiej, niż kuchnia. Pampersy Timy'ego, były rozprute i porozrzucane, książki jego i Daphne potargane, a na ziemi leżał puchar z Mistrzostw. WRÓĆ! Z Mistrzostw?! James zerwał się na równe nogi i podbiegł do trofeum. Oglądał je ze wszystkich stron, doszukując się chodź by rysy, ale ku swojej własnej uldze nic nie znalazł. Odłożył go delikatnie na półkę i nagle poczuł, jakby ziemia się pod nim rozstąpiła. Zamiast złotej tabliczki z napisem “DLA NAJLEPSZEGO SZUKAJĄCEGO”, widniał wyryty w drewnianej podstawie napis “KRETYN”.
- CHRISTOPHER!!!
Jeśli obiecywał sobie być dobrym ojcem, to właśnie zmienił zdanie. Zabije go, a potem ubierze w jedna z tych różowych sukienek, które przysyła mu Koel i podrzuci jej zwłoki.
- CHRISTOPHER!!! OTWIERAJ! SŁYSZYSZ!? - Darł się waląc pięściami w twardą powierzchnię.
- A jeśli otworze... Nie zbijesz mnie?
- TERAZ TO CI KURWA, NIC NIE POMOŻE! OTWIERAJ!
- NIE!
- OTWIERAJ!
- James! - Daphne, która musiała wrócić wcześniej, niż przewidywał patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, jakby się czegoś bała. - Co się stało z kuchnią?! Co się dzieje, czemu on siedzi w pokoju?!
- TEN SMARKACZ ZARAZ DOSTANIE TAK JAK JESZCZE NIGDY! MOŻE WRESZCIE SIĘ ODUCZY NISZCZENIA WSZYSTKIEGO CO MU WPADNIE W RĘCE!
Kopną z całej siły w drzwi, niszcząc zamek i wbiegł do środka. Chris starał sie ukryć, za łóżkiem, które stało za blisko ściany, i nie mógł się tam zmieścić.
- KTO CI POZWOLIŁ RUSZAĆ MOJE RZECZY?!
Wyciągnął go na środek pokoju, i już chciał uderzyć, ale Daph złapała go z całej siły za rękę, wbijając w nią paznokcie.
- Pojebało cię?! Puść go! James puść go!
- Nie wtrącaj się – warknął.
- James! Przestań! Proszę cię, zostaw go! – Daphne płakała.
Chris stał unieruchomiony strachem.
- Nie tym razem mu się nie upiecze! Za długo pozwalałem mu na robienie tego na co ma ochotę!
- Puść go! James błagam nie bij go!
- DAPHNE NIE WTRĄCAJ SIĘ! – ryknął. Wyszarpnął swoją rękę, a Daphne upadła na ziemię.
- Myślałam, że ci na nas zależy! Myślałam, że mnie kochasz! Nie dam ci możliwości bicia mojego dziecka– wyszła trzaskając drzwiami. Chris znów poczuł to ukłucie zazdrości. Myślał, że Daphne mówi o nim. Miał taką nadzieję, ale ona zeszła na dół i wzięła w ramiona płaczącego Timma.
- Daphne! Gdzie idziesz!? – krzyknął za nią James. Zbiegając na dół.
- Do Lily! Nie będę martwić moich rodziców!
Wyszła pozostawiając po sobie pustkę. Teraz miał zamiar zrobić mu krzywdę. W końcu to przez Chrisa stracił Daphne. Wbiegł na górę. Chłopiec siedział na ziemi i płakał.
- PRZESTAŃ! WIDZISZ CO ZROBIŁEŚ!?
- Nienawidzę cię!
- BEZ ŁASKI! - Złapał syna za ramiona i uderzył go kilkukrotnie, nie zwracając uwagę na jego krzyk.
- To TWOJA wina! Nie kochasz mnie! - Wychrypiał chłopiec, pomiędzy pociągnięciem nosem. - Jesteś popierdolony!
- Jedyną popierdoloną rzeczą w moim życiu jesteś ty! - Uderzył małego w twarz.
- NIE KOCHAM CIĘ!
- Jesteś beznadziejny! -Wstał z ziemi i ruszył w stronę korytarza. - Żałuje, że w ogóle się urodziłeś.
- NIE KOCHAM CIĘ!
Krzyk i płacz chłopca słyszał nawet siedząc w salonie i puszczając głośno filmy.
- ”Jesteś z siebie dumny?” - Rozległ sie głos, w jego głowie.
- To wina tego bachora.
- “Czyżby?” - Dokładnie wyczuwalna ironia, była jak fałszywa nuta pomiędzy myślami o winie Chrisa.
- To ojciec Koel nie zgodził się na aborcje! A potem podrzucili go mnie! Pierdololony smarkacz. Mogło by go nie być.
- “Taa... Mogło by go nie być – brzmi znajomo.”
Do Jamesa, dopiero po chwili dotarło znaczenie tych słów. Czy to nie jego ojciec, wciąż powtarzał: “Nic nie umiesz zrobić”, “Wolałbym nie mieć takiego syna”, “Wstydzę się za ciebie”? Z góry nie dobiegał już krzyk Chrisa. Poszedł zobaczyć co z nim. Chłopczyk spał na podłodze z zaschniętymi łzami na policzkach. Poczuł, jak robi mu się sucho w gardle i jak oczy zaczynają nagle piec. To jego wina. Mógł obwiniać każdego, ale to była tylko jego wina.
Wziął Chrisa w ramiona i położył na łóżku. Zachował się tak jak przysięgał, że nigdy się nie zachowa. Nie chodziło już tylko o to, że go uderzył, ale o słowa, które ranią.
Teleportował się do Rose. Kuzynka siedziała na tapczanie i czytała książkę. Oderwała wzrok od lektury i spojrzała na James’a.
- Co się stało? – zapytała.
- Jestem skurwielem.
- Bo? Co się stało Jimmy?
- Bo on znowu zniszczył dom.
- A ty sięgnąłeś po pas, tak? – zapytała z nadzieją w głosie (nadzieją na nie dla ścisłości)
- Nie.
- Więc o co chodzi?
- Tu nie chodzi o to, że dałem mu klapsa, tu chodzi o to co mu powiedziałam i co powiedziałem Daphne.
- A coś mu powiedział?
- Że jest beznadziejny i, że lepiej by było gdyby się nie urodził. Zachowałem się jak mój ojciec.
- Myślałam, że to już się skończyło, że wygraliście tą walkę.
- Jestem za słabym graczem.
- Słowami ranisz tak samo jakbyś go zbił James. Nie możesz mówić, że go nie kochasz.
- Myślisz, że Daphne wróci?
- A odważyłaby się nie? – uśmiechnęła się i poklepała go po ramieniu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ginnowata dnia Pon 11:17, 19 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Sob 22:33, 17 Maj 2008    Temat postu:

- POTTER JEŚLI ZA 5 MINUT, NIE ZOBACZE CIĘ ZWARTEGO I GOTOWEGO DO TRENINGU NA BOISKU, TO PRZYSIĘGAM, ŻE NIE RĘCZE ZA SWOJE CZYNY!
Głos trenera, był lepszym sposobem na wyrwanie James'a ze snu, niż nie jeden budzik. Zerwał się na równe nogi i zaczął pobijać rekordy na czas w ubieraniu. Już po chwili biegł w stronę szopy, z przed której teleportował się na boisko. Oczyma wyobraźni już widział, wściekła miny kolegów i 'nie chcący' lecący w jego stroną tłuczek, odbity przez Carmichael'a, Oswalda, albo... Ktoś złapał go za przód bluzy i pchną na kamienny mur.
- Odpierd... Lily?! - Ruda, wyglądała jakby zaraz miała wyjść z siebie i stanąć obok. Skroń jej pulsowała, a zęby zgrzytały, od zaciskania.
- TY PIERDOLONY DEBILU! CO JEJ ZROBIŁEŚ?!
- Co? O co ci...
- NIE UDAWAJ, ŻE NIE WIESZ! - Uderzyła go z całej siły pięścią w pierś. - DAPHNE! PRZYSZŁA WCZORAJ ZAPŁAKANA! CO JEJ ZROBIŁEŚ?!
- Lily, uspokój się! Pokłóciliśmy się. Ok?
-ŻADNE KURWA OK! OD KŁUTNI NIE PŁĄCZE SIĘ PÓŁ NOCY I NIE KŁAMIE SIĘ, ŻE WSZYSTKO JEST W PORZĄDKU!
- Skoro musisz wiedzieć, to...
- POTTER JEDEN Z DRUGIM! RUSZYĆ DUPY! OD GODZINY CZEKAMY TYLKO NA WAS!
Lily puściła go, złapała za miotłę i wbiegła na boisko, rzucając mu tylko, od czasu do czasu jadowite spojrzenia.
- TERAZ GO MOŻESZ POBIĆ! – wrzasnął po meczu trener w kierunku Lily, która zleciała z miotły i rzuciła się na brata.
- COŚ JEJ ZROBIŁ!?
- NIC!
- COŚ JEJ ZROBIŁ!?
- Nic jej nie zrobiłem, ona nie ma z tym nic wspólnego.
- Taa jasne i dlatego przyszła do mnie z Timmy’m w nocy – zaśmiała się histerycznie.
- Nie chodzi o nią jasne? – warknął.
- NIE WARCZ NA MNIE!
W jego stronę pomknął tłuczek.
- Carmichael! NIE NOKAUTUJ MOJEGO SZUKAJĄCEGO! – ryknął trener.
- ON WNERWIA LILY!
- GÓWNO MNIE TO OBCHODZI! MAJĄ SIĘ PRAWIE NA CO DZIEŃ I NIE RAZ NA NIĄ WARCZAŁ!
- Czy musisz przy obcych? – zapytał cicho Jimm.
- OBCYCH!? TO SĄ MOI PRZYJACIELE! COŚ JEJ ZROBIŁ?
- ZLAŁEM SYNA! PASUJE CI!? – odwrócił się napięcie i odszedł. Lily zatkało.
Miał dość wszystkiego z Rudą na czele. Co ją, to interesowało?! Każdy z nich, miał iść po szkole inną drogą. Al, miał zostać pomocnikiem Ministra – został. Heather, wredną feministką broniącą praw zwierząt – została i na pewno nie odpuści. A Lily? Lily nie tylko próbuje mu dorównać beznadziejnością na każdym kroku, ale również przeprowadziła się koło niego, zaprzyjaźniła z jego narzeczoną i zatrudnili ją w tej samej branży... ba w tej samej drużynie sportowej co on!
Wwlekł się po schodach, na górę z nadzieją, że Christopher jeszcze śpi. W końcu 3-godzinny trening, zaczął się o 4, więc istniało duże prawdopodobieństwo, że nic nie zostało zniszczone. Otworzył drzwi sypialni i to co zobaczył, co najmniej go zadziwiło. Ciemno-włosa dziewczyna płakała, siedząc na ziemi, a Chris gorliwie ją przepraszał. Na jego policzkach, również lśniły łzy.
- Daphne co... Dlaczego ty... Tu... - Usilnie starał się sklecić zdanie. - Chris co znowu zrobiłeś? - To przyszło mu o wiele łatwiej.
- Ja nie chcący – chłopiec poderwał się na równe nogi i pobiegł na drugi koniec pokoju. James ruszył w jego stronę.
- Zostaw go! - Daphne, złapał James'a za rękę, a po jej policzkach wciąż płynęły łzy.
- Ja przecież...
- Nie wolno ci bić żadnego z moich synów, rozumiesz?!
- Ale ja...
- Rozumiesz?! - Jej krzyk był tak żałosny. Resztką sił, przerywany płaczem.
- Nie chciałem go uderzyć! Christopher idź do swojego pokoju! - Wybiegł. - Daph, ja przepraszam. Nie chciałem, wczoraj...
- Daruj sobie – odwarknęła.
- Nie, proszę! Proszę, ten jeden raz wybacz mi! Kocham ciebie i Timy'ego i nie chce was stracić, rozumiesz?
- Nic nie rozumiem! Chcesz wiedzieć, co zrobił Chris?! Proszę bardzo! - Wyciągnęła, dłoń a na niej leżała kupka popiołu. - To mój pierścionek od ciebie! Tyle zostało, jeśli chodzi o naszą miłość! Miałeś sie ze mną ożenić i co?!
- Ja... - Zamarł. Owszem, złożył taką obietnice prosząc o jej rękę, ale czy jest gotowy? Kocha ją i w ogóle, ale ślub?! - Ja nie wiedziałem, że tak ci na tym zależy – wyjąkał. W jego głowie, zrodziła się nadzieja, że powie 'nie zależy', ale było to tak surrealistyczne jak stepujące myszy, które we śnie uduszą Lilaśną.
- Zależy. Zależało. Co to za różnica?!
- Daphne. Ja nie chciałem żeby to tak wyszło. Wszystko się zaczęło pierdolić – zamilkł na chwilę - Pójdziemy dzisiaj okej?
- Chcesz tego. Powiedz prawdę James! Ja nie chce żeby nasze życie było wymuszone.
- Chce! Chce być z tobą! Jesteś najlepszym co mnie spotkało – przytulił ją. Płakała w jego ramionach niczym dziecko. Głaskał ją po włosach mrucząc „Już dobrze”.
Po dwóch godzinach wyszli z domu. James otoczył Daphne ramieniem i wspólnie teleportowali się przed jedynym kościołem w, którym pracował ksiądz-czarodziej. Przed św. Marią.
- Dzień dobry! – zawołał James.
- Pan Potter?
- Ksiądz pamięta?
- No cóż. Dawałem ślub prawie całej twojej rodzinie. Teraz twoja kolej, co?
I tak po czterech godzinach wszystko było już załatwione.
- Ja wejdę do Lily – powiedziała Daphne i nie czekając na odpowiedź pobiegła do domu przyszłej szwagierki. Po chwili słychać było pisk. Zaśmiał się i ruszył w stronę domu. To co zobaczył wyprowadziło go z równowagi i wprawiło w stan strachu. Chris stał na dachu trzymając w małych rączkach Timma i mówiąc mu coś dość głośno.
- CHRSTOPHER!
Chłopiec usłyszawszy swoje imię puścił brata.
James wyszarpnął różdżkę ze spodni, mruknął coś pod nosem i po chwili Timm wpadł w jego ramiona. Zaniósł się płaczem. James odniósł syna do kołyski i wrócił po Chrisa, który wciąż stał na dachu sparaliżowany strachem.
- Accio Christopher! – chłopiec ześlizgnął się i jak uprzednio jego młodszy brat wpadł w otwarte ramiona ojca. Ale nie zaniósł się płaczem, patrzył na Jimma ze strachem.
James postawił go na ziemi i pociągnął w stronę domu.
- ZWAROWAŁEŚ!? MOGŁEŚ GO ZABIĆ!
- Ja chciałem go nastraszyć – załkał.
James rozejrzał się. Pokój wyglądał jakby przeszło po nim tornado. A w kącie leżała jego pierwsza książka o Quidditcha – zniszczona i podpalona. Mogło by się wydawać, że to nic, ale tą książkę dostał jako dziecko od Artura i była jego jedyną pamiątką po zmarłym dziadku.
Jeśli był kiedyś wściekły to teraz był wkuriwony.
- Tatusiu… Ja nie chciałem.
- GÓWNI MNIE TO OBCHODZI! POŻAŁUJESZ!
Chłopczyk spojrzał na niego ze strachem i uciekł do swojego pokoju.
- OTWIERAJ! – ryknął James wbiegnąwszy na górę.
- A nie uderzysz mnie!?
- UDERZĘ! ZLEJE! KURWA! OTWIERAJ!
- NIE!
Kopnął w drzwi z całej siły, a te pękły. Był tak zdenerwowany, że nie liczył się z tym, że Timy płacze na dole, a Daphne może zaraz tam wpaść i znowu wszystko będzie jego winą. Złapał chłopca za ramiona, potrząsając nim kilkukrotnie.
- DLACZEGO TO ROBISZ?!
Cisza. Zaczął okładać go otwartą dłonią po pośladkach i udach.
- WIESZ CO MOGŁOBY SIĘ STAĆ?! MOGŁEŚ GO ZABIĆ!
- UDERZ MNIE! - James, oprzytomniał na chwilę. To co powiedział, jego syn było zaprzeczeniem logiki.
- Co?
- Uderz mnie! Uderz! Wolałbyś, żebym się nie urodził! Nie kochasz mnie! Uderz, co za problem?!
- Nie wmawiaj sobie, że jesteś ofiarą! Nigdy nie powiedziałem, że cię nie kocham!
- Uderz!
- CHRIS NIE KRZYCZ NA MNIE! JAKIM PRAWEM ZNISZCZYŁEŚ MOJE KSIĄŻKI!?
- To tylko stare papierzyska, o które dbasz bardziej ode mnie!
- NIEKTÓRE DZIECI NIE MAJĄ RODZICÓW! POWINIENEŚ SIĘ CIESZYĆ, ŻE MASZ KOGOŚ KTO CIĘ KOCHA! A TY CO?! PRUBUJESZ ZABIĆ SWOJEGO BRATA?!
- To był przypadek – w jego oczach zalśniły łzy. - Nie chciałem! Wolałbyś, żebym to ja spadł z tego dachu! Timy jest lepszy, bo Daphne jest jego prawdziwą mamą a moją nie. Nie kochacie mnie, bo możecie mieć swoje dziecko.
Wyrwał się James'owi i szybkim ruchem wdrapał się na łóżko, a stamtąd na parapet przy otwartym oknie. Jimm, czół, że serce podchodzi mu do gardła. Zerwał sie na równe nogi i w ostatniej chwili złapał syna, który wciąż płakał i trząsł się cały. Postawił go na ziemi i uklęk obok niego.
- Christopher popatrz na mnie – brązowe tęczówki zwróciły sie w jego stronę. - Ja i Daphne kochamy cię bardzo mocno, ale Timy'ego też kochamy. Nie chcielibyśmy, żeby żadne z was wypadło przez to okno. Rozumiesz? - Chłopiec nie odpowiedział. - Wczoraj, powiedziałam coś, czego nigdy nie powinienem. Byłem bardzo zły i chce, żebyś wiedział, że nie wiem co bym zrobił, gdybym się obudził a ciebie nie było, albo gdyby ci się coś stało. Nawet jeśli znowu był byś taki mały jak Timy, nie oddał bym cię nikomu! Mimo, że ciągle coś psujesz i jesteś nieznośny, to jesteś M O I M synkiem! Moim i Daphne! Nie ważne, że to nie ona cie urodziła! Kocha cię tak samo mocno jakby to zrobiła.
- Skąd wiesz? - Spojrzał wyzywająco na ojca.
- Jeśli mi nie wierzysz to możesz sam ją spytać – uśmiechną się lekko. - Młodemu poświęcamy tyle uwagi, bo on może sobie coś zrobić. Gdyby ci wypadł, a ja bym nie przechodził, to pewno już by nie żył! Musimy go pilnować, bo jest mały i głupi, a ty jesteś duży i potrafisz zrozumieć niektóre sprawy.
- Naprawdę tak myślisz?
James uśmiechną się, do zapłakanego synka i przytulił go mocno. Wszystko, nawet zniszczona pamiątka bliska sercu, była warta tej chwili!


A teraz coś od Nożycorękiej:
Wale głową o ścianę w nadziei, ze mój mózg zacznie produkować endorfinę i przestane lać biednego Christophera, albo godzić go z ojcem ze smętną muzyką w tle.
Ale jak zawsze mam wymówkę, bo oglądałam Katyń i teraz mam doła. Nie powinnam widzieć takich rzeczy, bo cząstka mnie, nazywana przez niektórych 'człowieczeństwem' daje mi wtedy porządnie o sobie znać. Ja idę jednak w zaparte, bo historia [zwłaszcza Polski] to my love i potem sama sobie to wypominam. Żal.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Nie 1:14, 18 Maj 2008    Temat postu:

Bo przecież Daphne musiała zacząć na nowo kursy. Tak jasne. A dlaczego to biedny James miał zabierać synów na trening? *
Tak więc o godzinie siódmej wyszedł z domu trzymając w jednej ręce miotłę, a w drugiej nosidełko.
- CO TO MA BYĆ!? – wrzasnął trener.
- Moje dzieci panie trenerze.
- ODJEBAŁO CI POTTER!?
- Tatusiu, a ten pan klnie – zauważył Chris. James zgromił go spojrzeniem i chłopiec umilkł.
- Moja narzeczona poszła na kursy aurorskie. Nie miałem ich jak zostawić. A zostawienie ich samych grozi zniszczeniem domu i przyjazdem opieki społecznej.
- GÓWNO MNIE TO OBCHODZI POTTER! TO TRENIN, A NIE PRZEDSZKOLE!
Lily rzuciła bratu nienawistne spojrzenie. Pewnie uważała, że to jego wina, że Chris prawie zamordował brata.
- Tatusiu, a co ja mam robić?
- Siedzieć cicho i być grzecznym. Chodź jeden wyskok to w domu pogadamy inaczej – powiedział szeptem.
Chłopiec odszedł w stronę ławki, na której jednak nie wysiedział długo. Kochał Qudditch i choć zobaczenie w akcji jego ojca oraz takich sław jak znana na cały świat pałkarz Ivet Oswald, czy ścigający Andrew O'Donel, było dla niego wspaniałym przeżyciem to szybko mu się znudziło. Trener kazał robić graczom jakieś dziwne figury, co chwile nazywając ich nieocukrzonymi burakami, albo niebieskimi strugawkami**, co wcale nie wydawało się chłopcu zabawne, czy chodź by odrobinę 'fajne'! Zeskoczył niezauważony przez nikogo z ławki i ruszył wzdłuż kamiennego muru, na spacer...
...James wylądował miękko na ziemi. Mieli 2 minuty czasu na uzupełnienie płynów, a i tak, było to łaskawością ze strony ich trenera. Zazwyczaj męczyli się po 5 godzin bez przerwy chodź by na potrzeby fizjologiczne. Nagle poczuł jak coś ciągnie go za nogawkę od spodni.
- Co?
- Tatusiu, czy możemy już iść? - Chris, miał ubrudzoną twarz, a włosy bardziej rozczochrane niż zazwyczaj.
- Co zrobiłeś?! - Zapytał ostro.
- Nic.
- POTTER NA GÓRE! NIE UPOMNIAŁEŚ SIĘ O URLOP MACIERZYŃSKI TO TERAZ NIE INTERESUJĄ MNIE TWOJE DZIECIAKI!
- Był pan milszy, gdy go pan zatrudniał – stwierdził Chris, a patrząc na jego twarz, można było odgadnąć, że myśli sobie: “Zabije ci matkę naleśnikiem”.
- Christoper módl się, żeby to co mi powiedziałeś było prawdę – szepną ojciec. - A teraz siadaj i poczekaj jeszcze godzinę, to pójdziemy na pizze.
Gdyby wiedział, że po tej godzinie będzie musiał opłacić wszystkim zawodnikom lekcje jogi, to nie chciałby, żeby minęła tak szybko. Jednak minęła. Razem, co niektórzy zachwycając się Timy'm inni rozmawiając o treningu z Christopher'em poszli do szatni, która wyglądała gorzej niż kuchnia Jamesa ostatnim razem. Drzwi się nie domykały a w środku wszystko wyglądało, jakby przeszło tamtędy tsunami. Woda sięgała do pasa, a z sufitu kapały jej krople. Wszyscy trudzili się rzucając przeróżne zaklęcia, ale nic nie działało. Jakby tego był mało, rzeczy wszystkich były przemoczone i rozmoczone, a zapasowe miotły pływały w częściach po powierzchni tego 'jeziorka'.
- CHRISTOPHER!!!
- Coś czuje, że nie idziemy na pizze – mrukną chłopczyk.
- POTTER! CO TO KURWA ZNACZY!?
- A co ja?
- TWOJE DZIECKO! ZAPŁACISZ ZA WSZYSTKIE SZKODY!
Przekalkulował w myślach ile to może kosztować i wyszło mu, że będzie to kosztować bardzo dużo, ale nie tylko jego.
- Dobrze trenerze.
Po dwudziestu minutach już stali w salonie.
- CO TO MIAŁO ZNACZYĆ!?
- Tatusiu, ale to nie ja…
- A KTO!? TROL?
- Taki duży – chłopiec pokiwał gorliwie głową.
-ROBISZ ZE MNIE IDIOTĘ!?
- Nie trzeba już – mruknął.
- SŁYSZAŁEM TO! – ryknął, nagle zmienił zupełnie ton głosu – Chris jak myślisz ile to będzie kosztować?
- Nie wiem.
- No jak myślisz?
- Ile tatusiu? – przybrał anielski wyraz twarzy.
- 5 wypłat.
- A to dużo? – zapytał doskonale udając zainteresowanie.
- Och tak. Bardzo dużo. Na tyle dużo żebyś ty to odczuł.
- Ale w sensie, że co?
- W sensie, że nie usiądziesz przez tydzień jeśli nie więcej.
- Ale tatusiu…
- Chodź Christopher!
- NIE!
- CHODŹ!
- ODWAL SIĘ!
- Liczę do trzech. Raz… dwa… trzy. Sam się o to prosiłeś – ruszył w stronę syna, lecz ten zręcznie go wyminął i pobiegł w stronę kuchni. James ruszył za nim niestety potknął się o skórkę od banana***. Wstał i pobiegł dalej. Drzwi kuchni były zamknięte. Dejavu?
- CHRISTPHER! OTWÓRZ!
Zero odpowiedzi. Otworzył drzwi zaklęciem.
- ODJEB SIĘ!
- Widzę, że cię niczego nie nauczyłem.
Podszedł do syna. Wziął go na ręce. Chris wyrywał się. James wszedł do góry. Otworzył drzwi do pokoju syna. Złapał go za ramię i wymierzył kilka klapsów w tyłek, na co Christopher z łzami w oczach**** obdarzył go wściekłym spojrzeniem, wyrwał się i usiadł w kącie.
- Zabieram twoje zabawki!
- NIE! Tatusiu nie! - Podbiegł do ojca i zaczął obejmować jego nogi i wieszać się u nogawek, tak żeby nie mógł się ruszyć.
- CHRIS USPOKÓJ SIĘ! I tak je wezmę, więc przestań, bo jeszcze coś ci zrobię.
- NIEEEEEEEE...
Krzyczał tak głośno, że obudził Timy'ego. Jimm zaczął żałować, ze mu je wziął bo w tej chwili miałby święty spokój, ale nie miał zamiaru teraz zmienić zdania. Pochylił się i szarpną chłopcem, który natychmiast przestał krzyczeć, a zaczął płakać.
- Jak uzbieram na odnowę szatni i kuchni to oddam ci zabawki – stwierdził stanowczym tonem, zagarniając do pudła rozłożone miśki i samochodziki.
- BOBEK! - Chłopiec rzucił się w stronę Jamesa, ale ten wziął misia pod pachę i wstał.
- Jego oddam ci, jak zaczniesz sie zachowywać grzecznie. Pamiętasz co mi obiecałeś jak ci go ostatnio zwróciłem? - Chris, zamyślił się po czym zaczął recytować wypranym z emocji głosem.
- Że nie będę: używał brzydkich słów, używał cudzych różdżek i będę starał się być grzeczny...
- I co?
-STARAŁEM SIĘ!

*Myślenie Jimmowate
**Kolejna osoba, którą rodzice przez 1 miesiąc życia tykali patyczkiem dziwując się cóż to takiego
***Nie mogłam się powstrzymać.
****Pragniemy podkreślić w tym momencie, że Chris to totalny S Y M U L A N T!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Nie 1:17, 18 Maj 2008    Temat postu:

niuch, niuch, niuch. Ta notka nam w miarę wyszła xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Nie 18:22, 18 Maj 2008    Temat postu:

James zamknął drzwi. Christopher oderwał wzrok od zabawek i spojrzał na ojca.
- Chris wiesz co jutro jest?
- Jak mogę nie wiedzieć? Twój i Daphne ślub, no i?
- Nie wolno ci ruszać żadnych różdżek. Przeklinać, kopać, bić, szturchać, grzebać przy jedzeniu, a szczególnie przy soji dla cioci Kate i Heather. Podpalać czegokolwiek, topić, lub niszczyć na wszelakie sposoby, które znasz tylko TY! Bo inaczej dostaniesz takie lanie, że zapamiętasz na długo. Daphne czekała na ten dzień i ma być wyjątkowy! Zrozumiałeś?
- No – odrzekł chłopiec. James rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie i wyszedł.
- Zaprosiłam matkę Chrisa! – zawołała Daphne, wchodząc do domu i chowając parasol.
- CO?!
- No Kimberley Koel zaprosiłam.
- Ale, ale!? Dlaczego!?
- Bo jest matką Chrisa, a od jutra ja nią będę i chcę ją poznać. Tym bardziej. James czy ona ma prawa?
- Tak, a co?
- Bo chce adoptować Chrisa. Jest moim synem.
- Naprawdę? – to było tak miłe i wzruszające, że zachciało mu się płakać.
- Tak James, chce by był moim synem pełnoprawnie.

Ta noc była piękna.

Ślub minął szybko. Najpiękniejsze sakramentalne „Tak” złączyło ich na wieczność. Matki płakały, tak samo babcia Molly, nawet Lily i Heather, a Hagrid to obowiązkowo wydmuchiwał nos w wielką chusteczkę.
Wszyscy goście udali się do domu rodziców Jimma, gdzie miało odbyć się wesele.
- Chris! – to Koel wyszła z tłumu i rzuciła się na syna. Dziwne.
- Zostaw mnie kobieto – warknął Chris – Mamusiu ona mnie dusi – zwrócił się w stronę Daphne.
- Przecież jestem twoją matka – oburzyła się Koel.
- Kim chyba trochę za późno, nie sądzisz? – zapytał James. Kobieta prychnęła i odeszła.
- Daphne – Lily rzuciła się na przyjaciółkę. Shanon, która coraz częściej przebywała w domu Lily; wzięła Chrisa i wspólnie odeszli. - Mama chyba zaraz wypłacze nam staw ze szczęścia, a tata choć raz jest zadowolony z James'a, więc go porywam na moment. Niech się nacieszy tą chwilą – mrugnęła porozumiewawczo, złapała Jimm'a za łokieć i zniknęli w tłumie gości, zostawiając brunetkę samą.
To była chwila, na którą Daphne czekała. Nareszcie w spokoju, bez dzieciaków i Jamesa, trajkotających za uchem, mogła porozmawiać z Koel. Jej odnalezienie, nie było trudne. Przez granatową miniówkę i zieloną koszulkę do pępka, wybijała się na tle gości, niemal tak samo jak siwo włosa 6-latka*.
- Kimberly. Mogłybyśmy porozmawiać? - Blondynka przytaknęła.
- No więc, chodzi mi o Christopher'a. On mieszka z James'em i ze mną i traktuje go jakby był moim synem, więc...
- O Jezu! Patrz, ale galaretka – Koel, wskazała na malinowy deser udekorowany rysunkiem pana i pani młodej [dzieło babci Molly]. - A tak w ogóle, to trochę mi cie żal kochanie. Nawet nie wiesz jaki James potrafi być uporczywy i nie kontaktowy. Czasem nie można się z nim porozumieć nawet w prostych sprawach.
- A-Ale o co ci chodzi? – Daphne zmarszczyła brwi. W sumie, nie znała swojego męża od zbyt długiego czasu.
- No na przykład nie może zrozumieć, że prezenty, które przesyłam małemu wcale nie znaczą, że chce z niego zrobić jakiegoś upośledzonego... tego, no... no tego na 'T'...
- Transwestyty?
- No właśnie... A o czym rozmawiałyśmy? - Oblizała słomkę i spojrzała z wyczekiwaniem na rozmówczynie.
- E... No chciałam z tobą porozmawiać, o prawach do opieki nad Christopherem. Chce, ze byś sie ich zrzekła. Co ty na to?
Rozległ sie głośny huk, jak gdyby coś wybuchło. Wszyscy goście, ze strachem zaczęli rozglądać się we wszystkie strony, obawiając się jakiegoś ataku, ale jedyna co zobaczyli to dym wydobywający się z za domu.
- O cholera – zaklęła Anette, która w trybie natychmiastowym znalazła się obok Daphne, Koel i James!'a? No tak James też się przypałętał.
- Co się dzieje? – zapytała Koel.
- Anette gdzie jest Christopher? – przemówił ostro James.
- Z Shanon chyba – odparła dziewczynka.
James wybiegł przed dom.
- CHRISTOPHER! – ale niestety było już za późno. Część dachu odleciała, a obok domu zaczęli się zbierać zaciekawieni mugole.
- Tato! – krzyknął James.
- Co się dzieje!? O cholera – Harry Potter spojrzał na pozostałość dachu, a potem na mugoli – OBLIVATE! – ryknął, a Jimm poszedł w jego ślady. Piątkę mugoli ogarnął stan zamroczenia.
- Albercie co my tu robimy? – zapytała jakaś kobieta.
- Winszowali państwo mojemu synowi zaślubin! – krzyknął Harry.
- Ach tak, racja panie Potter.
Kobieta wyglądała jakby ją skonfundowała. Po chwili mugole odeszli. James złapał Chrisa za rękę, uprzednio wyrwawszy z niej różdżkę należącą do jego ojca. Pociągnął syna w stronę domu, a Philipe, przyszedł po chwili zrobił to samo z Shanon.
- Co ci mówiła mama? – zapytał Phil. Wszyscy spojrzeli ze zdziwieniem na tą scenę, to było dość dziwne, że Shan zwraca się do Lily per mama.
- Jak to mama? – zapytała Ginny.
- Bo, no my tego – Lily wydawała się lekko zażenowana – Mieliśmy to powiedzieć później, ale ja i Philipe adoptujemy Shanon.
- Kochanie – Ginny rzuciła się na swoją córkę.
Philipe zgromił dziewczynkę spojrzeniem.
- Co to ma znaczyć?
- Och nie bądź śmieszny – powiedział James – Christopher! Przecież dobrze wiesz, że to on to zrobił.
Daphne płakała. Przecież to miał być najpiękniejszy dzień w jej zyciu, bez żądnych wpadek.
- Christopher, chodź! – James pociągnął syna za rękę na dwór by stamtąd mogli się teleportować. Timny popłakiwał w nosidełku.
- Potter! Co ty chcesz zrobić!? – krzyknęła Koel i już chciała wyrwać syna Jimowi, jednak Harry złapał ją za ramię.
- Nie wtrącaj się Kim – powiedział stanowczo i skinął na syna, który wyszedł z Chrisem.
- CO TO BYŁO?! – wrzasnął James.
- Tatusiu, ale to nie ja…
- A kto!?
- Spadł meteor o mało nie zabił mnie i Shan.
- NA CO TY MNIE NABIERASZ!? Obiecałem ci coś Christopher!
- Odjeb się! – chłopiec pobiegł na górę i zamknął się w swoim pokoju. James wbiegł za nim i kopniakiem otworzył drzwi. Był wściekły. Chwycił Chrisa za nadgarstki,. Wymierzył mu kilka silnych uderzeń w pośladki i podniósł za bluzę na swoja wysokość.
- CZY TY NAPRAWDĘ TAK NAS NIENAWIDZISZ?!
- Nie, nienawidzę was! Chcieliśmy z Shanon, zrobić dla was prezent. Ona mówiła, ze potrafi wyczar...
- CHRISTOPHER OBIECAŁEŚ, ŻE NIE BĘDZIESZ RUSZAĆ RÓŻDRZEK, PRAWDA?!
- Tak, ale...
- ALE CO?! CO SIĘ STAŁO, ŻE JEDNAK TO ZROBIŁEŚ?! PRZYLECIAŁO UFO?!
- Ja jej nie dotykałem, tylko Shan!
- NIE DOŚĆ, ŻE WSZYSTJI PSUJESZ, TO JESZCZE KŁAMIESZ?! PRZECIEŻ TOBIE JĄ WYRWAŁEM Z RĘKI!
-Bo ja chciałem to naprawić! Tausiu. Ja naprawdę nie chciałem źle!
-Nie chciałeś? NIE CHCIAŁEŚ?!
Znowu go uderzył, tym razem mocniej. Chłopiec zaczął płakać.
- Tatusiu... - Wyjęczał, starając się, złapać rękę ojca, jednak ten się wyrwał i kolejny klaps trafił w tyłek małego.
- James! James, proszę... - W drzwiach stała Daphne. Wciąż ubrana w białą suknię i z włosami związanymi w luźny kok, wyglądała pięknie, jednak na policzkach szkoliły się łzy. Zostawił syna i podbiegł do niej.
- Kochanie, wszystko ci wynagrodzę. Wiem, ze chciałaś, żeby wszystko było jak należy – przytuliła sie do niego. - Chcesz wrócić na zabawę?
- Nie. Prawie, wszyscy goście sie rozeszli. Zostali tylko ci, którzy mają nocować u twoich rodziców... Weźmy Chrisa i jedźmy już, dobrze?
- Dobrze - pocałował ja w czoło.
Cokolwiek zrobił jego syn, nie miało mu to popsuć podróży po ślubnej. Ich pierwszego tygodnia całkowicie sam-na-sam, bez dzieci i rodziny. Tylko oni.



*Chodzi tu o Anette, która posiada zdolności metamorfomagiczne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hinataa
Magiczny ktoś



Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:37, 18 Maj 2008    Temat postu:

Tym razem mały zasłużył sobie na tą karę.. po jaką cho**** ruszał różdżkę..
A ta Koel też dobra.. "O Jezu! Patrz, ale galaretka"
Pozdro.. czekam na następną notkę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Nie 20:43, 18 Maj 2008    Temat postu:

Tak zasłużył też jak brata próbował zrzucić z dachu...
On zawsze zasługuję w mniejszym lub większym stopniu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kropusia
Mieszkaniec Doliny



Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zachodnia Wieża Hogwartu

PostWysłany: Pon 16:48, 19 Maj 2008    Temat postu:

Ja też oczekuję ze zniecerpliwieniem dalszych losów mojego ukochanego destruktora:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Pon 18:06, 19 Maj 2008    Temat postu:

7 dni [bo tyle trwał 'miesiąc' miodowy James'a i Daphne] Christopher miał mieszkać u Lily i Philipa. To nie było tak, że on nie chciał być miły i grzeczny, i to nie tak, że chciał zdenerwować wujostwo, po prostu wyzwanie to wyzwanie. Zwłaszcza jeśli rzuca je twoja nowa kuzynka.
- No dobrze, to teraz zamknijcie oczka i idźcie spać – powiedziała Ruda gasząc światło w pokoju, w którym spała dwójka 5 – latków. - Dobranoc kochani.
- Dobranoc – odparli chórem.
Uśmiech pojawił sie na jej twarzy. Zastanawiała się, jakim cudem Chris mieszka u niej od 4 dni i jeszcze nic nie zniszczył, natomiast przebywając z James'em ciągle coś psuł. Zapukała w drewniane drzwi na końcu korytarza.
- Philipe, ile czasu można brać prysznic?
- Zaraz wychodzę.
- Pół godziny temu mówiłeś to samo i ja musiałam uśpić dzieciaki!
- Lily, zaraz!
- Świetnie, ale nie licz dziś na nic z mojej strony!
Odeszła naburmuszona w stronę sypialni. Była zmęczona bardziej niż po kilku godzinnym treningu Qudiddcha.
- Lily!
Odwróciła się.
- Co?
- Chodź na dół, napijemy się wina.
- Philipe ty mnie demoralizujesz!
- Przecież jestem prawie twoim mężem – uśmiechnął się zabójczo. Lily pisnęła jak dziewięciolatka i rzuciła się na ramię narzeczonego.
- A jest białe wytrawne? – zapytała gdy Philip wyciągał z barku wino.
- Jest, to co dostałaś od mojej mamy na urodziny.
- O dawaj! To jest dobre. Za 500 euro.
Wyciągnął wino i nalał do kieliszków.
- Kocham cię, wiesz? – szepnęła Lily.
Już po pięciu minutach całowali się namiętnie i dążyli do sypialni potykając się o coś co chwilę i zrywając z siebie ubrania. Philipe położył Lily na łóżko, ale… No cóż. Łóżko zrobiło BUM i łóżka nie było.
K^^ 17:58:22
- Ale, jak? – jęknęła Lily podnosząc się z podłogi i rozmasowując sobie pośladki.
- Dwa diabły wcielone – warknął Philipe.
- No weź przestań. Shanon jest grzeczna. Chris też jak na razie.
- Nie mów, że nie wiesz na co stać naszą córkę*.
Odwrócił się i ruszył w stronę pokoju dzieciaków.
- WSTAWAĆ!
- To nie my – powiedział sennie Chris.
Shanon przejechała się ręką po głowie.
- Mógł byś sie nie odzywać głupku – warknęła.
- Shanon, jak się odzywasz do kuzyna?!
- Przepraszam Christopher – odburknęła z dezaprobatą.
- A teraz czekam na wyjaśnienia. Czyj to był pomysł i, które to zrobiło!
- To on...
- To ona...
Wskazali palcami jeden na drugiego, a żyłka na czole Philipa, zaczęła niebezpiecznie drgać, co wyglądało komicznie, biorąc pod uwagę, ze był on ubrany w różowy szlafrok, szare bokserki w kwiatki i kapcie w kształcie myszek.
- Oboje do kąta i będziecie tam stać, do póki nie usłyszę co się stało z naszą sypialnią.
Zmęczone, całodziennymi zabawami dzieciaki już po 10 minutach nie wytrzymały stania w kątach i zaczęły słaniać się na nogach.
- To ja – wyszeptała, przez łzy Shanon, a jej błękitne tęczówki zrobiły się wielkie jak spodki. - Rzuciłam Chris'owi wyzwanie!
- ŻE CO?!
- To taka zabawa, która polega na wyzywaniu kogoś, do zrobienia jakiejś rzeczy. On kazał mi nasypać do śpioszek Timy'ego takiego proszku, a ja mu rzucić czar zmieniający kolor na łóżko tylko, że...
- JAKIEGO PROSZKU?!
Z przerażona mina wbiegł do pokoju, w którym spał mały. Ściągną mu ubranko i spojrzał na nóżki chłopca, który były całe czerwone i pojawiły się w niektórych miejscach krostki. Dziwił się, tylko dlaczego Timy nie płakał. Wzrokiem odnalazł na półce słoiczek, którego wcześniej nie widział.
“Weasley&Weasley
Przedstawiają
PROSZEK NA CZYRAKI”
Wepchną malucha, w ręce Lily, a sam wrócił do pokoju. Złapał Shanon i wymierzył jej klapsa w pośladki. To samo zrobił z Chrisem.
- Spać, a jutro sobie porozmawiamy!

- Co się stało, żeś się tak wkurzył? – zapytała Lily.
- Spójrz na nogi swojego chrześniaka.
- Że co? – zdjęła na chwilę ubranko chłopczyka i pisnęła z przerażenia.
- Dzieło dwóch mądrali.
- Ale co to?
- Proszek na czyraki wyprodukowany przez twoich wujków.
- Chodźmy spać jutro coś z tym zrobię – powiedziała Lily i odłożyła Timma do kołyski.
Spędzili noc na materacach.
- Idę do pracy! – krzyknął Philipe.
Lily przytaknęła mu i nalała sobie mleka.
- Ja chcę płatek.
- Ja chce płatki, Chris – poprawiła go Lily.
- Mamo ja chce jajecznicy.
- A co ja jestem? Służąca – oburzyła się Lily.
- A gdzie jest tata? – zapytała z obojętnością Shanon.
- Poszedł do pracy.
- A gdzie wujek pracuje?
- W Mungu…
- … w dziale Po zaklęciowym, w poddziale Transmutacja – dokończyła Shan.
- Aha. Ja chce płatek.
- Zaraz! – wrzasnęła Lily i zabrała się za przegotowywanie śniadania dla rozkapryszonych dzieciaków.
Kolejne kilka godzin nie należało dla Lily do przyjemnych.
- Shan odłóż to! – krzyknęła gdy dziewczynka wzięła jej różdżkę niestety było już za późno i ściana się spopieliła.
- Chris! – chłopczyk próbował nakarmić Timma pluszową zabawką wrzeszcząc przy tym „Śmierć bachorom”.
Ogólnie dzieci jej nie słuchały i miały głęboko w poważaniu to co mówi.
- Jak chcecie – warknęła po którymś razie Lily – Dawałam wam szansę. Philipe z wami porozmawia, ja nie mam na was siły – i poszła zamknąć się w pokoju.
- Czemu tu leżysz? – zapytał Phil wchodząc do niego.
- BO ONE MNIE NIE SŁUCHAJĄ! Jakby ogłuchły! Nie nadaję się na matkę – załkała.
- Nadajesz się – pocieszył ją Philipe.
- Straciliśmy lampę, szafę, ścianę, zmywarkę, radio, moją kolekcję perfumów. Pogadaj z nimi!
Pocałował narzeczoną w czoło i wyruszył na poszukiwania dwóch diabłów wcielonych. Nie musiał się zbytnio wysilać, bo kiedy tylko wyszedł na korytarz usłyszał dudnienie dochodzące ze strychu, jak gdyby ktoś wywalił coś ciężkiego... Chwileczkę, coś ciężkiego?! Philipe puścił się pędem na górę, jednak jego pośpiech nic nie dał. Wielkie drewniane stelaże leżały na ziemi, a poukładane na nich butelki, w większości pękły, zalewając podłogę krwistą mazią.
- SHANON! CHRISTOPHER!
- No, ale kto normalny, trzyma wino na strychu?
- SHANON!
- No, a tym bardziej w takich niestabilnych półkach. Wiatr powieje i się przewracają.
- CHRISTOPHER!
- Nie chcieliśmy – wyjąkali równo.
Rodzina Philipa słynęła z tego, że mimo iż przemiła i sympatyczna, była też bardzo rygorystyczna, co udzieliło się ich najmłodszemu synowi. Swoją córkę ukarał zabierając jej ukochane albumy o magicznych zwierzętach i stawiając do kąta, gdzie miała stać aż przemyśli swoje zachowanie. Christopher'a zapytał się czy chce zepsuć wyjazd swoich rodziców i kazał mu spać w salonie, w obawie, że jeszcze coś zostanie przez nich zniszczone. Ku ogólnemu zdziwieniu rodziny Potter-Corezze , chłopiec tak przeraził się koszmarów, które spiły mu się całą noc, ze postanowił przeprosić wujostwo i być grzeczny do powrotu rodziców. A to, że mu nie do końca wyszło, to już inna historia.
- MAMO! – wrzasnęła Shanon.
- Co się dzieje? – zapytała Lily wchodząc do pokoju, rozglądnęła się i krzyknęła ze strachu.
- Coście mu zrobili? Philipe… PHILIPE!
- Co się… COŚCIE MU ZROBILI!?
- To nie ja – załkała Shan. Philipe wymierzył dziewczynce klapsa, na co ona zalała się łzami.
- Phil. Nie sądzisz?
- Za to!? Nie! – mianowicie Timmy był cały obsypany bąblami i płakał.
- Coście mu zrobili? – zapytała Lily.
- Ale to nie ja.
- Shanon mogę ci zaraz poprawić – powiedział Phil.
- Ale to nie ona – przyznał Chris.
- Sam to zrobiłeś?
Chłopiec przytaknął.
- Czym?
- Różdżką.
- Merde*! Lily napisz do James’a i Daphne muszą wrócić. Małego trzeba zabrać do szpitala.

Po dwóch godzinach w Mungu zjawili się rodzice chłopca. Gdyby nie powaga sytuacji, wszyscy sikali by ze śmiechu w majtki. James ubrany w bananowe spodenki do windsurfingu, a Daphne w kremowym bikini [przyp. aut. weźcie pod uwagę, że był to dopiero Kwiecień, a do tego w mglistym i deszczowym Londynie], zdezorientowani zaczęli poszukiwać Lily.
- Co tak długo? - Ryknęła zdenerwowana Ruda.
- Byliśmy w miejscu, gdzie nie można się teleportować – odparła na wydechu Daph.
- Trzeba było skorzystać z kominka – odgryzła się, ciągnąć ich w stronę oddziału dziecięcego.
- Tak, a akurat na Hawajach, mają ich pełno – warkną James. - Co się stało?
- Christopher bawił sie i coś się stało Timy'emu. Lekarze mówią, że nie mają zielonego pojęcia co to mogło być, bo to zaklęcie, które wypowiedział młody tak naprawdę nie istnieje.
- Jak to nie istnieje?!
Właśnie stanęli przed salą, w której, w małym łóżeczku leżało dziecko. Z jego nadgarstka wystawało mnóstwo kolorowych wężyków. Daphne podbiegła do szyby i zaniosła się głośnym szlochem.
- Zabije gnoja – warkną James, przytulając żonę.
- Lekarze mówią, ze raczej – po tym słowie Daph znowu się rozryczała – wszystko będzie w porządku, tylko musicie podpisać zgodę na badania, no i możliwe, że będzie potrzebna wasza pomoc.
- Jak to 'pomoc'?!
- Nie krzycz na mnie! Powtarzam co sama wiem!
- Przepraszam. Zdenerwowałem się.
- Pójdę poszukać lekarza.
Już po chwili Lilaśna zniknęła za rogiem korytarza. Brunetka, wtuliła się w pachnące wciąż olejkiem do opalania ramiona chłopaka, a on? On pierwszy raz w życiu mógł szczerze powiedzieć, że jest przerażony.



* Francuskie przekleństwo.
*Shan jest już adoptowana przez Lily i Philipa i oboje traktują ją jak rodzoną córkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Pon 23:14, 19 Maj 2008    Temat postu:

Autorki usilnie upraszają o przebaczenie, bo za dużo zeszytów z pokemonami i za dużo artykułów o Angielskich Książętach.
I jakby to Szajb:
ENJOY!


Christopher Potter spojrzał z wyrzutem na matkę, która teraz smarowała nóżki jego brata jakimś dziwnym specyfikiem. Był zły i zazdrosny. On chciał jedynie, aby rodzice wrócili! To nie tak, ze u cioci Lily nie było fajnie, ale tęsknił za tatusiem i mamusią, a wiedząc, że nie przyjadą z własnej woli postanowił ich zwabić. Skąd miał wiedzieć, ze coś mu się pomiesza i zamiast długich na metr włosów z nosa, Timy zrobi się czerwony i cały pokryty bomblami? No skąd?!
- Nie powinieneś teraz coś robić? - Koło niego stanął James.
- Powinienem – przytakną i ruszył w stronę pokoju.
Albus w imieniu Ministra, podziękował mu za odkrycie nowego zaklęcia, ale poinformował jednocześnie, ze nie wolno go nikomu używać, ponieważ jest to czarna magia. Potem szybko się deportował, żeby Jimm nie zakopał go w lesie, za chwalenie Chris'a po tym co zrobił. Mimo jego zasług, dla świata magii [no, może nie były one tak wielkie, ale zawsze coś!] nie postanowił być miły dla syna.

*RETROSPEKCJA
- CHRIS POPIERDOLIŁO CIĘ?!
- To zależy od punktu widzenia – pierwszy klaps wylądował na jego pośladkach.
- CZYJEGO?! SŁYSZAŁEŚ LEKARZY?! O MAŁY WŁOS A MÓGŁBY NIE MIEĆ NÓG!
- Ale ma – kolejny.
- NIE MOGŁEŚ SIĘ POWSTRZYMAĆ NAWET PODCZAS NASZEJ PODRÓŻY POŚLUBNEJ?!
- Chciałem tylko, żebyście wrócili – zapewne w innej sytuacji James poczułby wzruszenie, ale nie teraz. Uderzył syna kilkukrotnie, nie przejmując się jego krzykiem.
- OD DZIŚ NIE MA ZABAWY I JA TEGO DOPILNUJE! BĘDZIESZ POMAGAŁ DAPHNE W DOMU I NAUCZYSZ SIĘ PISAĆ, CZYTAĆ I LICZYĆ! ZROZUMIANO?!
- Ale...
- ZROZUMIANO?!
*KONIEC RETROSPEKCJI

I tak właśnie Chris został pozbawiony możliwości siadania na tyłku, a oprócz tego został obarczony obowiązkiem wyrzucania śmieci 2 razy dziennie [w tym śmierdzących pieluch Timy'ego] oraz ścierania kurzy. Do tego cały ranek przebywał z 4 jakichś dzieciaków, cierpiących na przerost głowy i ambitnych rodziców, uczyąc się literek oraz cyferek. A, ze był za nimi sporo w tyle, musiał uczyć się w domu, a jego jedyna towarzyszka zabaw stała się na nowo Lyanne.
Do pokoju wpadła jak burza Daphn'e w poszukiwaniu posypki dla niemowląt.
- Mamusiu…
- Tak?
- Muszę? Proszę, ja już nie chce… - zajęczał chłopiec.
- Chris, co mam ci powiedzieć? To co zrobiłeś było bardzo nie ładne.
- Wiem, ale ja tylko chciałem żebyście wrócili – zrobił słodkie oczka.
- Porozmawiam z James’em.
Chris przytulił się do mayki*.
- A teraz idź się pobawić.
- Ale tata zabrał mi zabawki.
- Trafisz do Lily?
Chłopiec przytaknął i pobiegł do Lilaśnej.
- James!
- Co!? – zawołał z sypialni.
- Chodź!
- No?
- Chodzi o Chrisa… – zaczęła Daph.
- Gdzie on jest i co znowu zrobił!? Pożałuje!
- Przestań! Nic nie zrobił.
- To co?
- Bo jemu jest ciężko…
- O nie! Ma karę i koniec!
- James on nie może siadać – w oczach Daphne zaszklił się łzy.
- No dobrze skoro tak bardzo tego chcesz – skrzywił się nieznacznie, a Daph ze wdzięcznością rzuciła mu się na szyję – Ale przecież cię odciążał.
- Daję radę, a on ma tylko 5 lat.

Nie czekał, aż tata wyjdzie i każe mu wrócić do domu, bo: “ma karę”. Wpadł do kuchni Rudej, zdyszany i z rozczochranymi włosami.
- Chris, coś sie stało?! - zapytała wystraszona, upuszczając łyżkę, którą mieszała sos.
- Nie – uśmiechną się. - Jest Shan?
- Tak, bawi się w ogrodzie, ale...
Nie skończyła, bo chłopiec juz wybiegł na pole. Uśmiechnęła się do siebie. Te dwa blond-potwory, razem wyglądały rozkosznie, a już zwłaszcza kiedy Shanon zmuszała chłopca do zabawy w herbatkę z jej lalkami. Christopher patrzył z niesmakiem na porcelanowe twarze i chwytał filiżankę, tak jak pokazywała mu towarzyszka. W trzy palce i z najmniejszym wyprostowanym, co chwilę rzucając aluzje, ze może pobawili by się w Aurorów.
- Lily! - Do kuchni wbiegł James. Gdyby nie fakt, że Chris jest jakieś 3 razy niższy od swojego ojca i ma jasne włosy, Ruda stwierdziła by, że doświadczyła dejavu.
- Jeśli szukasz swojego syna, to tak. Jest u mnie- zamieszała w garnku.
- Nie! Ojciec! On! On!...
- Jimm, Jimm. No już, wdech-wydech, wdech-wydech. Co się stało?
- Leży w Mungu!

Pół godziny później cała rodzinka, stała zebrana wokół łóżka Chłopca-Który-Strzelił, a trzeba wiedzieć, ze ma on dość sporą rodzinkę.
- Jak można było wpaść pod WIELKI, CZERWONY autobus?! - Stwierdziła, całkowicie spokojnie Hermiona, podając Harry'emu lekarstwo [pielęgniarkę wyrzucili, bo by sie nie zmieściła, w i tak zatłoczonej salce].
- Nie był wcale taki wielki – wymruczał pod nosem poszkodowany.
- Nie wujek, realy. On small, jak <jeb> Szajba**! - Wszyscy obracają się gwałtownie. Na łóżku obok leży coś zagipsowanego od stóp do głowy.
- Synu, a co ty tu robisz? - Ronald patrzy z niedowierzaniem na Hugon'a. Czyżby mu coś umknęło?
- No właśnie nasza small Heathi, kicks mnie z miotły i ja dup-dup. Evrybody “Ough! Eigh!” a ja sheat normalnie, i “Joł! Big Ejcz zawsze z wami Zioomy!” no i masakra na kółeczkach. Łapiecie?
Nastała chwila ciszy, którą przerwało dopiero głośne chrapanie autorki.
- Ej ty! Big Ejcz cię opuścił?!
Autorka, przeciera ze zdziwieniem oczy. Co ona tu robi?! Patrzy na zegarek 22:30 – to wszystko wyjaśnia.
- Kontynuujcie – mamrota, a sama dobywa zeszytu w pokemony opatrzonymi koślawymi literkami, układającymi się w słowo “CHEMIA”.
- Wiedziałam, że masz za słabe okulary – mówi Ginny, poprawiając mężowi poduszkę. - Wiedziałam już wtedy, kiedy na obiedzie u mamy wypiłeś wodę z jej szklanki na sztuczne-zęby, zamiast kompotu.
Co niektórzy parsknęli śmiechem, a nieliczni wybiegli trzymając się niebezpiecznie za żołądki.
- Dziękuje kochanie – odburkną Potter senior, czerwieniąc się obficie. - A wy zamknąć się! Bo naśle na was Dementorów!
- Dementorzy?! -Do pokoju wpada Rajmundo [Avel się kłania ^^], z szaleńczym uśmieszkiem na twarzy.
- Ej! Ty nie występujesz w tym opowiadaniu- mruczy do niego półgębkiem Albus.
- Na pewno?
- Z tego co mi wiadomo...
Chłopak wzrusza ramionami i zrezygnowany wychodzi, zostawiając ówcześnie wizytówkę na szafeczce przy łóżku Harry'ego.
- Dlaczego dziadek wygląda jakby go cos potrąciło ? – zapytała Shanon wchodząc do pokoju z miniaturowym angielskim autobusem w ręce. Harry krzyknął z przerażenia i wspiął się na szczyt łóżka [nie pytajcie jak. Autorka sama nie wie].
- Już spokojnie kochanie – uspokoiła męża Ginny.
- Wujek nie feraruj się. To tylko small busik, a nie jakiś sceary monster directly witch szafas in meinas rommas.
- Shan, chodź sprawdzimy jak działa siła uderzenia autobusu na człowieka – dwójka dzieciaków wybiegła.
- Ej to jest nużące.
- Ale że co? Kochanie – zapytała Ginewra swojego męża.
- No to, to leżenie. Zero akcji, a gdzie śmierciożercy!? Gdzie Lord Voldemort!? – Ginny zaczęła się poważnie bac, ale to co jej mąż powiedział później sprawiło, że bała się jeszcze bardziej – Jestem Lord Vader! Przejdź na złą stronę mocy! Tańcowały myszki trzy, myszki trzy!
- To się nazywa jump to flank czyli, że wujaszek ma rozdwojenie brainowca no i wujek myli theat i seat storys of macabras.
- Co? – zapytała Daphne.
- JA CHCE MOJEGO MĘŻA!
- Przecież tu jest kobieto! – zawołała zła Autorka.
- Harry!
- Wołał mnie ktoś? – zapytał wpadając do pokoju Książe Anglii ubrany w wojskowy strój. Skąd do cholery te fanfary?
- To nie do ciebie. A skądś ty się tu wziął? Przecież jesteś mugolem.
- Wcale, że nie! Jestem komandosem! Uwaga granat! – i wybiegł.
- To nie granat tylko prezerwatywa w kształcie nabrzmiałego kółka – powiedział James podnosząc z ziemi owe różowe coś.
- Ej! Jeśli nie zauważyliście, ja próbuję się czegokolwiek nauczyć – z za zeszytu wyłania się rozczochrana głowa.
- Nożycoręka?!
- Czego?! - Marszczy brwi. Macha sobie ręką przed oczami, ale ku jej zdziwieniu to nie omam. -Szajb? Czy to nie ja miałam ośmieszać Potter'a?
- Ja tu jestem dłużej!
- Tak? To czemu ja musze robić teraz za narratora? Wiesz jakie to męczące, rozmawiać z tobą i jednocześnie opisywać cała tą sytuację?!
- Możemy się zamienić!
- Ale ja nie chce!
- Wkurzasz mnie!
- Idziemy na gołe klaty?!
Obie autorki zdzierają z siebie wierzchnia odzież i ku przerażeniu Victoire, a zachwycie Georga zaczynają napierać na siebie jak zawodniczki Cumo. Rose zabiera dzieci i wybiega. Podobnie zachowuje sie Daphne z Timy'm oraz inne młode matki. Reszta zostaje i obstawiają zakłady. 8:5 na Szajbusiatko, że pierwsza straci jedynkę. 7:2 że tej drugiej wsadzi za to błyszczyk w... no nie ważne gdzie.
- Panie Potter, może pan już wychodzić – w drzwiach stoi Magomedyk, całkowicie nie zwracając uwagi na walczące dziewczyny. - Fizycznie jest pan całkowicie zdrów.
- Ale jak to fizycznie? - Harry wygląda na zdenerwowanego. Zeskakuje z łóżka i rusza w stronę lekarza, ale w połowie drogi nagle kuca i zaczyna ruszać dziwnie szyja. - Koo-ko-ko-ko-ko.
Po woli sala pustoszeje. Na jej sterylnie czystej podłodze leżą wyczerpana dziewczyny.
- Wygrałam – mruczy Szajbusiątko.
- Niech ci będzie. Następną część zaczynasz ty!



*Symulant
**Wybacz kochana, nie mogłam sie powstrzymać xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kropusia
Mieszkaniec Doliny



Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zachodnia Wieża Hogwartu

PostWysłany: Wto 15:00, 20 Maj 2008    Temat postu:

To się porobiło biedny Timmy;( Chris mimo że jest moim ulubieńcem przegiął. Lilaśna jest po proetu wpsaniał w opiece nad dziećmi:) Tylko ją na przedszkolankę przyjać...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ginnowatydyskusnik.fora.pl Strona Główna -> Jimmowa Seria Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 6 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island