Forum www.ginnowatydyskusnik.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Tatusiem być ;)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ginnowatydyskusnik.fora.pl Strona Główna -> Jimmowa Seria
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Wto 14:51, 22 Kwi 2008    Temat postu:

Nie znał jej długo. Ba nie znali sie nawet tygodnia, ale czuł do niej coś innego niż do swoich poprzednich. Nie chodziło tylko o kolacje i szybki numerek. Chodziło o namiętność, jedność, budowanie uczucia, które tliło się między nimi jak mały płomyczek.
PIPBIP-usłyszał trąbienie samochodu. Było mu głupio, bo to w sumie facet powinien zawozić dziewczynę na randkę, ale biorąc pod uwagę ciągłe zniszczenia w jego domu, samochodu naprawdę trudno było się dorobić.
-JIMMY JESTEM W TWOIM SALONIE I JEST TU JAKIŚ DZIECIAK!-usłyszał jej krzyk z dołu. No tak, nie zdążyła jeszcze poznać diabła.
Zbiegł najszybciej jak mógł, w obawie że chłopiec dla zabawy mógłby ją obrzucić mokrą ziemią, albo podrapać twarz, jednak się mylił. 4-latek siedział na ziemi i przyglądał się badawczo dziewczynie. Ubrana była w prostą jeansową spódniczkę i biały top na ramiączkach.
-Jesteś normalna-powiedział chłopiec z niedowierzeniem.
-Dziękuje, ty też nie wyglądasz na psychicznego-wygląd to nie wszystko. Nie słyszała o tym?
-Daphne, to właśnie Christopher, mój syn-czy w jego głosie przebrzmiała nutka dumy? A może to autorka zadaje za dużo pytań?
-Jedziecie gdzieś-blondynek poderwał się z podłogi.
-Czy to było pytanie?-Daph, wydawała się świetnie bawić.
-Nie, raczej stwierdzenie-odparł błyskotliwie.-Masz długie palce i krótkie paznokcie. Czy to jest aby proporcjonalnie?
-A ty odstające uszy, czy przez to umiesz latać?
Chris prychną, zebrał zabawki i udał się na górę. Tymczasem James stał z otwartą buzią. Nie mógł uwierzyć... Jakaś kobieta dogadała sie z jego synem!

- Fajnego masz synka... – i tak temat zszedł na 4-letniego diabła.
Pięć godzin później James wracał do domu. Ubranie miał nieco niechlujnie włożone. Zbyt szybko się ubierał. Wszedł do domu i nie zajrzał wcale do salonu. Nie musiał. Już sam hol wyglądał jak po przejściu tornado. Ściany pomazane, lampy zbite, brązowy dywan cały spopielony - już nie nadawał się do użytku.
- CHRISTOPHER! – a było tak miło. Chris zszedł uśmiechnięty w piżamce w złote znicze.
- Tak tatusiu?
- Coś ty znowu zrobił!? – zapytał.
- Te linie to po to, żebyś się nie zgubił. Lampy dlatego, że twoja dziewczyna nie powinna oglądać swoich paznokci. A to się samo spaliło – rzekł spokojnie.
- CHRISTOPHER!
- Tatusiu nie krzycz – w jego oczach pokazały się łezki.
- Ty mały stymulancie!
- Nie krzycz tatusiu...
- Musisz wszystko psuć!?
- Ja nic nie psuje! To ty ciągle wszystko psujesz! ODPIERDOL SIĘ! – i wbiegł na górę.
Był zły, jak zawsze gdy Chris rujnował pół domu. Wbiegł na górę, gdzie chłopiec udawał że go nie ma, ukryty pod kadrą. Wyciągną go na siłę i posadził na pluszowym króliku w koncie pokoju.
- Posiedzisz tu tyle ile masz lat-powiedział siląc się na spokojny głos.
- Nie sądzisz, że 4 lata to trochę długo?-Zapytał mrugając oczkami. Wyglądając niemal jak aniołek.
- TYLE MINUT ILE MASZ LAT!-był wściekły. Jeśli metody super-niani się nie sprawdzą to idzie poszukiwać, jakiejś suchej gałęzi, na której mógłby się powiesić [mokre przynoszą pecha ^^].
Wyszedł i usiadł przy ścianie za drzwiami. Nie minęła minuta, a Chris pojawił się koło niego. Klękną i znów zamrugał brązowymi oczami.
- Miałeś siedzieć na karnym jeżyku!
- To zając-odpowiedział spokojnie.
Poderwał się na równe nogi i znów zaniósł małego na miejsce w którym powinien odczekać kilka minut. Co najdziwniejsze chłopiec się nie sprzeciwiał i wyczekał swoją karę do końca.
- Czemu jesteś taki grzeczny? - Zapytał z niedowierzaniem, otwierając usta.
- Bo nie widziałeś jeszcze salonu – zaczął się śmiać jak szalone postacie w bajkach dla dzieci.
- CHRIS KONIEC Z KRESKÓWKAMI! KŁAĆ SIE SPAĆ, BO JAK SIE NIE USPOKOISZ TO KONIEC Z TOWAŻYSTWE LYANNE!
Chłopiec wciąż chichocząc wlazł pod kołdrę, a Jim jakimś cudem pohamował nerwy. W uszach brzęczały mu słowa Al'a: “trzymaj go na dystans”.

Wcale nie chciał oglądać salonu. Położył się spać, a rano to salon był pierwszym miejscem, które odwiedził.
- CHRISTOPHER! – już wiedział dlaczego jego syn nie przejął się zakazem oglądania bajek, po prostu i tak nie było na czym. Telewizor był zepsuty. Ściany był pomalowane. Gdy przyjrzał się bliżej zauważył, że namalowane „coś” to pies i znowu jego syn rozpruł kanapę by wziąć sobie trochę „futerka”.
- Picasso by zazdrościł – powiedział Chris stając niespodziewanie w drzwiach salonu.
- CO TO MA BYĆ!?
- Arnold. Piesek.
- ZWARIOWAŁEŚ!?
- Odczep się! Zazdrościsz mi! Odpierdol się – i zwiał na górę. On też zapewne zostanie szukającym. Refleks.
Ruszył za nim, ale w połowie schodów się zatrzymał. Przed oczami po raz setny stanęła ta sama wizja... Goni go, a do małego i tak nic nie dociera. Zaczął poważnie zastanawiać sie nad oddaniem go Koel w ramach prezentu na świetna. Westchną... najbliższe za pół roku, a tymczasem powinien wezwać ekipę sprzątającą.
-CHRIS! POPOŁUDNIU PRZYJDZIE OPIEKUNKA!
Odpowiedziała mu cisza. Wzruszył ramionami i wyszedł z domu. Miał juz dość schrzaniony humor, nie chciał wysłuchiwać wymówek trenera.

Jeśli James Potter, kiedykolwiek był bliski zawału, to to był właśnie ten dzień. Cały dom aż ślinił – zapewne, dzięki ekipie sprzątającej – Telewizor, który jakimś cudem udało mu się naprawić, wciąż stał w jednym kawałku, cała reszta parteru była nietknięta. Przełkną ślinę i wbiegł na górę. Czysto, pusto, pięknie i pachnąco.
- CHRIS!
Wpadł do pokoju syna i to co zobaczył, było nienaturalne, a wręcz niewykonalne dla zwykłego śmiertelnika. Chris spał mimo, że była dopiero 17. Jego twarz był rozluźniona, a w rączce ściskał starego pluszowego misia, którego dostał kiedy miał 2 miesiące. Wyglądał jak zwykły, słodki 4 – letni chłopiec, a nie wcielenie diabła. Koło łóżka, z głową na poduszce klęczała Daphne. W jej ręce leżała otwarta książka dla dzieci z olbrzymimi ilustracjami. Podszedł i delikatnie obudził dziewczynę.
-Jim-powiedziała mrugając wciąż zaspanymi oczami.-Wybacz. Byłam w okolicy i zobaczyłam samego Christophera na podwórku. Opiekunka nie przyszła, więc chwile się z nim pobawiłam i...
-Nie musiałaś tego robić-dziewczyna przyjrzała się mu i pokiwała potakując głową.
-Ale chciałam.
Zaczęli się całować. Najpierw delikatnie, potem mocniej i coraz namiętniej. W tej chwili liczyli się tylko oni i byli tylko dla siebie. Po cichutku przeszli do sypialni.
James poczuł się dziwnie. Była inna niż wszystkie dziewczyny z jakimi był i mimo, że znali się tak krótko, to wydawało mu się, że spotkał swoją 'drugą połówkę'.
Leżeli niemal nadzy. Na korytarzu i w pokoju, pełno było ich ubrań, ale nie przejmowali się tym. Nikt nie mógł im teraz przeszkodzić.
-TATO!
Daphne, spadła za łóżko, a James zasłoniło się kołdrą pod samą szyje. Na jego twarzy wykwitł olbrzymi rumieniec zażenowania.
-Ch... Chris, ale przecież spałeś-mrukną patrząc na chłopca, wciąż przytulającego mocno do piersi misia.
-Nie jesteś normalna! Jesteś większym dziwadłem od wszystkich poprzednich dziewczyn taty!
-Chris!
-One nie robiły mu czegoś takiego!
Ku zdziwieniu Jamesa, Daphne – ubrana w jego koszulę - podeszła do chłopca i przykucnęła.
-Myślisz, ze twojemu tacie sie to nie podobało?-teraz na twarzy chłopca pojawił się rumieniec.
-NIE!
-Skąd wiesz?-Podniosła zabawnie jedną brew do góry.-Ty chciałeś, żebym poczytała ci bajkę.
-I co?
-Twój tata wolał mnie pocałować.
-TO NIE BYŁO CAŁOWANIE! JESTEŚCIE JACYŚ TOTALNIE ZBOCZENI I NIENORMALNI! CHCE DO BABCI! NIE DOTYKAJ MNIE!
Chłopiec wybiegł, a po chwili dało sie słyszeć głośny trzask zamykanych drzwi.



Edit... zawsze apominam o dopisaniu: PISANIE WSPÓLNIE Z SZAJBUSIĄTKIEM ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nozycorenka dnia Wto 14:51, 22 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Wto 21:25, 22 Kwi 2008    Temat postu:

- Zobaczysz spodoba ci się to – powiedziała Daphne do Chrisa. Właśnie wchodzili do szkoły tanecznej. James był na treningu i o niczym jeszcze nie wiedział.
- Taa bardzo.
- Chris Potter lat 4 – powiedziała Daph do kobiety w recepcji.
- Proszę sala numer 6.
Daphne zaprowadziła chłopca pod 6. Od razu zapoznał nowego kolegę, który stał z przodu z żółtym hula-hop w rączkach. Daph uśmiechnęła się i poszła na kurs.
James nie spodziewał się, że po powrocie do domu odbierze telefon odnośnie Chrisa.
- Proszę szybko odebrać syna z zajęć – powiedział do słuchawki damski podenerwowany głos.
- Z jakich zajęć? – zdziwił się James.
- Pańska żona przyprowadziła go. Zajęcia taneczne.
- Ale...
- Szybko – zawołała i trzasnęła słuchawką. Przecież ja nie mam żony pomyślał, ale odpowiedź przyszła szybko – Daphne.

- Zwariowałaś?! - James stał w kuchni a naprzeciwko brązowo włosa kobieta skrzyżowała ręce na piersiach. - Miałaś posiedzieć z nim kilka godzin! Nie było mowy o żadnym kursie tanecznym!
- Przepraszam, chciałam dobrze.
- Dobrze?! To, że czasem jest miły nie umniejsza faktu, że to mały diabeł i wykorzysta każdą okazje, żeby zrobić na przekór wszystkim! On nie jest łatwym dzieckiem! Pobił dziewczynkę bo miała niebieskie hula-hop, a nie różowe!!!
- Zostawiłeś mi go. Wzięłam go tam, żeby miał jakieś zajęcie. Czy to, źle że chciałam być dla niego jak matka?
-To nie ty jesteś rodzicem tylko ja! Powinnaś najpierw zapytać mnie o zdanie!
- CHCIAŁAM DOBRZE! ROZUMIESZ?! CHCIAŁAM DOBRZE! - Po policzkach potoczyły się łzy. Wybiegła.
Trochę go to zamurowało. Jeszcze nigdy na pokłócił sie z żadną ze swoich dziewczyn... No może z Koel, ale to już inna historia. Z nią kłócił sie regularnie, za każdym razem kiedy przysyłała dla Chrisa za małą o 3 rozmiary sukienkę na urodziny, albo święta.
-Tatusiu-usłyszał za sobą przesłodzony głosik.
-CHRISTOPHER!
-Tatusiu, zanim się zdenerwujesz, chciałbym ci coś wyjaśnić – zaczął rzeczowym tonem. - Tak naprawdę do nie moja wina, tylko...
-CHRIS ILE RAZY JUŻ TEGO SŁUCHAŁEM 'tatusiu to wina kogoś', 'tatusiu to dla ciebie', JESTEŚ MAŁYM WCIELENIEM DIABŁA!
- Ale tym razem to nie ja! To Marchel powiedział, że ma brzydkie hula-hop.
- Kto to Marchel? - zapytał siląc się na spokój.
- Mój nowy kolega.
- I DLATEGO ŻE CI KTOŚ POWIEDZIAŁ TO POBIŁEŚ DZIEWCZYNKĘ!
- Ehe.
- Podejdź tu.
- Ale tatusiu...
- Podejdź tu.
- Tatusiu...
- Natychmiast.
- Nie! Odpierdol się! – wbiegł na górę i zabarykadował się w pokoju. W którym James zostawił różdżkę.
- OTWIERAJ!
Ale zamiast jakiekolwiek odpowiedzi ze strony syna zza drzwi dochodziły hałasy jakby coś było rozbijane. Przecież tam miał kolekcje złotych zniczy z kryształu za 1000 galeonów.
- CHRISTOPHER! JEŚLI TO MOJE ZNICZE TO POŻAŁUJESZ!
- SPIERDALAJ!
Kopnął w drzwi z całej siły, przełamały się w pół. Tak jak przypuszczał sprawdziły się jego najgorsze koszmary. Jego kolekcja. Lampę też jakoś zbił. Chłopiec złapał jego różdżkę.
Eveda Kevandra – krzyknął.
-”Evanda Kevandra”-naśladował dziecięcy głosik Jim. Złapał go i przyłożył kilkukrotnie, Chłopiec spiorunował go wzrokiem.
-NIENAWIDZĘ CIĘ!
-Z WZAJEMNOŚCIĄ KURWA! DO SWOJEGO POKOJU I NIE WYCHODZISZ DOPÓKI CI NIE POZWOLĘ!
Mały z nienawiścią powlekł się do pokoju, a James zamkną zaklęciem drzwi. Spojrzał z przerażaniem na bałagan. Machną dwa raz różdżką, ale tylko nieliczne z pośród kolekcji zniczy posklejały się, a lampa wciąż leżała na ziemi. Westchną i rzucił się na łóżko.
-”Chrisowi się należało, ale jej nie”-szepną głosik.
-Spadaj!-pomachał dłonią jakby odganiał się od upierdliwego owada i przymkną oczy.

Minęły zaledwie cztery dni, a on odczuwał dziwną pustkę. Kogoś brakowało, kogoś bardzo ważnego. Westchną. Nie musiał pytać sam siebie o kogo chodzi. Po raz kolejny duma będzie musiała poczekać w kieszeni. Wyszedł z domu.

Zaczaił się na nią pod Ministerstwem. Gdy tylko wyszła złapał ją za rękę by została.
- Co?
- Tęsknie za tobą.
- Nie jestem zabawką. Już w Hogwarcie byłeś pozerem.
- Proszę zaczekaj.
- Wybacz – wyrwał rękę i odeszła.
- ZACZEKAJ! DAPHNE KOCHAM CIĘ! KOCHAM CIĘ!
- NIE DRZYJ SIĘ! – odkrzyknęła.
- ZAMIESZKASZ ZE MNĄ!?
- CO!?
- ZAMIESZKASZ ZE MNĄ.
Podbiegła do niego i rzucił mu się na szyję całując go w usta.
- Teraz tylko został Chris – powiedział, gdy stanęli na progu.
Był niepewny reakcji swojego syna, chociaż... Miedzy nim a Daphne wytworzyła się specyficzna więź. Można by nawet powiedzieć, że po lubił nową dziewczynę swojego ojca.
-Christopher!-cisza. Przełkną ślina-CHRIS!
Z salonu dochodziły dźwięki kreskówki z królikiem Bugsem.
-Co jest doktorku?-zapytał mały gdy ojciec wszedł do pomieszczenia. Zaraz za nim pojawiła sie ciemno-włosa dziewczyna.-TY?!
-Tak ja. Wyłącz telewizor-mały spojrzał wzrokiem, który mógłby zabić, ale wykonał polecenie.-Ja i twój tata chcemy ci coś powiedzieć.
-Jeśli chcecie mnie przeprosić to... dobra, ale chce pieska.
-PRZEPROSIĆ?!-Chłopiec wydął usta w akcie buntu.-Chcemy ci powiedzieć, że Daphne będzie od dziś z nami mieszkać.
-CO?!-zamrugał z niedowierzaniem.-A NIBY GDZIE BĘDZIE SPAĆ? CHYBA NIE W MOIM POKOJU?!
-Chris, będę spała z twoim tatą-odparła spokojnie.
-To dobrze... Spaliło ci się mieszkanie?
-Nie Chris, po prostu ja bardzo lubię Daph i... ten... no-zaczął Jim.
-Posłuchaj ja kocham twojego tatę, a jeśli ludzi się kochają, to mieszkają razem-chłopiec pokiwał powoli główką.
-W takim razie, wy sie kochajcie a ja zamieszkam u babci.
-CHRIS!
-Powiedziała, że jeśli dwoje ludzi sie kocha...
-IDŹ DO SIEBIE DO POKOJU!
-Proszę bardzo-stwierdził i wybiegł. Jak zawsze można było słyszeć trzask drzwi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Wto 23:40, 22 Kwi 2008    Temat postu:

Minęła pierwsza noc. Pierwsza noc, od kiedy Daphne się wprowadziła. Wprowadziła w 100% tego słowa. Szafa była zawalona po brzegi ubraniami, na jednej z szafek nocnych leżała lampka z motylkami i zdjęcie całkiem obcej dwójki ludzi koło 50-siatki, z szerokimi uśmiechami na twarzach. Łazienka była zawalona damskimi papilotami. Żele, odżywki, proszki, olejki nie wspominając o suszarkach, lokówce i prostownicy. Jednak to wszystko wynagradzało ciepło śpiącej obok osoby. Jej oddech na karku i słowa wypowiedziane na 'dzień dobry'.
Teraz dziewczyna stała w kuchni i przygotowywała śniadanie. Ubrała się w przetarte Jeansy i jego niebieską koszule. Włosy miała wciąż potargane a wzrok zamglony -wyglądała pięknie. Podszedł i pocałował ją delikatnie w szyje.
-Demoralizuje cię mnie-usłyszeli za sobą głos chłopczyka. Jeams od niechcenia oderwał się od dziewczyny i usiadł na krześle.
-Zamawiam płatki z mlekiem.
-Chris to nie bar! Jeśli coś chcesz to poproś-pouczył go ojciec.
-W takim razie proszę.
Dziewczyna podała mu miskę i uniosła w ten swój zabawny sposób jedną brew.
-Przeszedł ci zły humor od wczoraj? - zapytała.
-Nie, ale na twoim miejscu nie ubierałbym dziś szpilek.
-To my idziemy – zawołał James, chcąc zmienić temat.
-Co tak patrzysz? – zaśmiała się Daph.
-Bo się boję, że zastaniemy dom w gruzach.
-James on ma 4 lata.
- est zdolny do wszystkiego.

James pierwszy wrócił do domu i to co tam zastał wyprowadziło go z równowagi. Wszystkie ubrania Daphne były porozrzucane, niektóre nawet podarte. Jej szpilki zniszczone.
- CHRISTOPHER!
- Tak tatusiu?
- COŚ TY SOBIE WYOBRAŻAŁ!?
- Prezent powitalny.
- TO JEST TWOIM ZDANIEM PREZENT!?
- Ehe.
- JAK MOGŁEŚ!?
- Ale tatusiu, nie krzycz – w kącikach jego oczu pojawiły się łzy.
- TY MAŁY STYMULANCIE! MOŻE ZA CHWILE POWIESZ, ŻE TO NIE TY TYLKO KRANSOLUDKI!?
- To krasnoludki...
- CHRISTOPHER!
- ODJEB SIĘ! – i zwiał na górę.
James ruszył za nim, ale ledwo przeszedł dwa kroki poślizgną sie i upadł. Cały parkiet był pokryty czymś lepkim i śliskim co pachniało jak... Daphne.
-CHRIS NIE ŻYJESZ! - wszystkie zele i odżywki, którymi zawalone były pułki w łazience, teraz stanowiły ślizgawkę w korytarzu.
Machną dwa raz różdżką, a pachnidła zniknęły, pozostawiając po sobie tylko woń bzu, brzoskwini i paczuli. Wbiegł na górę już bez większych problemów. Musiał jeszcze wyminąć tylko powycinane koniki i misie z jeansów. Chłopiec gdzieś się schował.
-CHRIS TO NIE JEST SMIESZNE WYŁAŹ!-cisza.-DAJE CI OSTATNIĄ SZANSĘ!-cisza.-Accio Chris.
Chłopiec wypadł z szafy prosto w ręce ojca. Wierzgał i krzyczał. James przełożył go przez kolano i uderzył kilka razy.
-Miałem ci kupić pieska-to graniczyło z prawdą [ myślał o tym, ale raczej nie chciał dokonać transakcji] -Teraz pójdę na zakupy z Daphne, żeby miała sie w co ubrać!
-Tatusiu-w oczach małego stanęły łzy.- Będę grzeczny przysięgam.
-Dowiedź tego Chris!
Wyszedł z domu. Teraz musiał wyjaśnić Daph kilka rzeczy i wydać pensje na znienawidzone zakupy.

Znalazł Daphne przed ministerstwem.
- Coś się stało? Czy chciałeś być gentelmanem i nie pozwolić mi wracać samej?
Wolała to drugie ale... Wziął wdech.
- Daphne Chris zniszczył twoje rzeczy.
- Ale jak?
- Z odżywek i płynów zrobił ślizgawkę, a ubrania niektóre są pocięte. Błagam nie zrywaj ze mną od razu.
- Czy ty myślisz, że zerwe z tobą, bo twój syn mnie nie toleruje?
- On nie toleruje żadnej mojej dziewczyny, a ty jesteś jedyną, którą tak naprawdę kocham i, która z nami zamieszkała. Odkupie wszystko.
- Mam trochę u mamy. Nie martw się. Dokupimy trochę, ale nie dziś. Jestem zmęczona.
Teleportowali się pod dom.
- Co do licha?
- Chodź sprawdzimy – oboje wyciągnęli różdżki.
Po frontowej stronie domu stała samochód straży miejskiej, a mały Chris siedział i przytulał do siebie małego kundelka.
-CHRISTOPHER CO TU SIĘ DZIEJE?!-Wykrzyczał zdziwiony James.
-Pan jest ojcem dziecka?-W jego stronę zwrócili sie ubrani na granatowo mężczyźni.
-Tak to ja.
-Mały ukradł psa dziewczynce-tu wskazali na 9 – latkę z zadrapaniem na policzku. Chłopiec też nie był cały i zdrowy. Na nogach miał dwa wielkie siniaki a z wargi kapała krew.-Sąsiedzi twierdzą, że często pan krzyczy na dziecko... Czy wszystko w porządku?
Zanim zdążył odpowiedzieć, Daph stanęła przed nim i kilkukrotnie rzuciła Oblivante. Piesek uciekł z ramion zdziwionego malucha i podbiegł do otumanionej dziewczynki.
-Co my tu robimy?-Zapytał mężczyzna stojący bliżej.
-Ta mała się zgubiła, mieliście odprowadzić ją do domu.
Obaj popatrzyli po sobie zdziwieni i odeszli z właścicielką kundelka, wypytując sie jak jej tatuś się nazywa.
-CHRISTOPHER CO TO MA ZNACZYC!?-Ku ogólnemu zdziwieniu była to Daphne, nie James.
-Bo on chciał do mnie przyjść. To był Arnold, wiem na pewno!
-Marsz do swojego pokoju!
Chłopiec ze łzami w oczach wyszeptał tylko 'przepraszam' i uciekł.
-Może powinienem do niego pójść.
-Jim... Niech posiedzi. Jest u siebie, więc jedyne co moze zniszczyć to swoje zabawki – jego problem. Zaraz pójdziemy i poczytamy mu bajkę, a teraz chodź, weźmiemy prysznic.
Mrugnęła zalotnie. James poczuł, że w jego życiu nadchodzi przełom. Znalazł kobietę, która będzie idealną matką dla Chrisa, a jednocześnie ukochaną dla niego – Daphne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Śro 1:38, 23 Kwi 2008    Temat postu:

Daphne była całkowitą zmianą w domu Potter'ów. Chris, wykłócał sie z nią bez przerwy, ale jednocześnie trochę bał. Zwłaszcza kiedy podnosiła głos, a zdarzało jej sie do rzadko. Może właśnie dzięki temu James przez ostatnie 3 tygodnie czół się odciążony i mógł zaoszczędzić chociaż kilka galeonów, bo zniszczenia chłopca były minimalne.
-Chris, koniec z kreskówkami!-Usłyszał dobiegający z salonu głos kobiety, a zaraz potem przeciągły krzyk swojego syna.-Uspokój się! Cała sobotę siedzisz przed telewizorem! Wyjdziemy na spacer!
James zakrztusił się i wypluł zawartość ust do miski z płatkami. Spacer?! To już nie mogła wymyślić niczego gorszego? Chris + spacer = III wojna światowa.
-Tak! Idź pod prysznic, ubierz się ciepło bo na polu pada deszcz i wychodzimy!
Weszła do kuchni.
-Stało się coś Jimmy?
-Jesteś pewna, ze chcesz go zabrać na spacer?
-Nie...-odetchną z ulgą.-My go zabierzemy-znów się zakrztusił.
-Jak to my? O 16 mam trening.
-To akurat dość czasu na 2 godzinny spacer. Musisz zacząć poświęcać mu czas.
Już po chwili wszyscy ubrani w kurtki, z parasolami pod ręką wędrowali ulicami Londynu w stronę Pokątnej. Celem ich podróży była księgarnia Esy i Floresy. James ciągle mruczał pod nosem, ze po jedną książkę mogli użyć sieci Fiuu, ale Daph zdawała się być głucha na jego marudzenie. Chris ubrany w kalosze skakał po kałużach rozchlapując ze szczęściem wodę na wszystkie strony. Jim zaczął sie zastanawiać, czy on też lubił takie zabawy w wieku swojego syna, ale do głowy przychodziły mu tylko wieczne kłótnie z Al'em.
Doszli do Pokątnej i szybko znaleźli księgarnię.
- Co za książkę potrzebujesz? – zapytał James.
- Historia. Przerabiamy właśnie wojny czarnoksięskie. Wiesz jak dużo mówią o twoim ojcu?
- Pewnie wiele kłamstw.
- Co jest? - Nie mówił Daph o sytuacji w domu.
- Porozmawiamy jak wrócimy. Po prostu nie układa nam się dobrze.
Chris odłączył się od nich. Daphne poszła zapytać o książkę, a James w tym czasie począł oglądać dział z Quiddichem. Jego uwagę przykuła wspaniała księga. Gruba oprawiona w skórę o najlepszych drużynach. Otworzył ją i przeczytał z pierwszej strony „Rzucono na nią zaklęcie nanoszalności. Sama się uzupełnia”. Znalazł jego drużynie i oniemiał, bo było tam jego zdjęcie i podpis.
„James Potter. Najlepszy szukający reprezentacji. Jedyny, który złapał znicza 10 minut po rozpoczęciu gry. Potter był Gryfonem”, a pod spodem jego struktura rodzinna. Była nawet nakreślona Daph jako ‘obecna dziewczyna’. Takiej książki jeszcze nigdy nie widział. Spojrzał na cenę 80 galeonów. Zaniósł książkę Daph. Już mieli wołać chłopca i wychodzić, gdy...
-MARK! MARK! CAŁY DZIAŁ! – chłopak o imieniu Mark pobiegł do wołającej go kobiety. Pobiegli za nim, bo oboje pomyśleli to samo „Chris”.
Dział z magicznymi zwierzętami był cały rozwalony. Książki pospadały z półek. Klatka z księgą Potworów otwarła się i owe książki zaczęły niszczyć inne i siebie nawzajem. A przyczyną był Chris z różdżką Daph w ręku. Dziewczyna wyrwała mu różdżkę. Przeprosiła właścicieli, zapłaciła za szkody ciągnąc chłopca za rękę wyszła. James za nimi. Już nie mieli ochoty na ‘spacery’, wrócili do domu siecią Fiu.
-Dlaczego to zrobiłeś?-Zapytała ze spokojem dziewczyna a on odpowiedział milczeniem.
-CHRIS! MARSZ DO SWOJEGO POKOJU I MÓDL SIĘ, ŻEBYM NIE ZABRAŁ CIĘ ZABAWEK! KOLEJNE 1000 GALEONÓW! A WSPOMNIJ TYLKO SŁOWEM O PIESKU TO DOSTANIESZ TAK JAK NIGDY!

Chłopiec uciekł na górę. James odruchowo sprawdził czy ma różdżkę przy sobie. Drugą ukrył w piwnicy, żeby mały nie miał do niej dostępu.
-Uspokój się Jim-powiedziała przytulając się do chłopaka.-To moja wina, ja wymyśliłam spacer. Chciałam, żebyśmy więcej czasu spędzili w trojkę.
-Nie, to nie twoja wina... Pomysł był dobry, tylko nie w stosunku co do Chrisa. Muszę już iść, bo spóźnię się na trening-musną jej usta, wszedł do kominka i zniknął.

Wrócił późno, bo trener wymyślił trening w ciemnościach, aby sprawdzić jak sobie poradzą w gorszych warunkach. Nie spodziewał się, żeby Daph, a tym bardziej Chris nie spali... Zwłaszcza nie spodziewał się, że zobaczy dziewczynę obciętą na pazia z chłopcem siedzącym na przeciwko i oddzielającym białe kuleczki wielkości główek szpilek, od czarnych.

RETROSPEKCJA

-Chris. Zdrzemnę się, będziesz grzeczny?
Twarz chłopca przybrała maskę aniołka. Gdy tylko Daphne zmorzył sen, chłopiec wbiegł do kuchni i wyciągną nożyce do kurczaka. Aniołek się znudził, na jego miejscu pojawił się diabełek. Wpadł do salonu, gdzie dziewczyna leżała na kanapie. Przeszedł na paluszkach. Jego plan byl iście szatański, a przynajmniej tak mu sie wydawało.
CIACH
Pierwszy z długich brązowych kosmyków opadł na posadzkę.
CIACH
Drugi.
CIACH
Następny
Gdy zadzwonił, nastawiony przez dziewczynę budzik wokół niej, rozpościerało się coś, co wyglądało niemal jak jej włosy. Dotknęła głowy i ku swojemu przerażeniu odkryła, ze TO BYŁY JEJ WŁOSY.
- CHRIS!
- Tak?
- Co to ma być? – zapytała spokojnie i wskazała na swoje włosy.
- Jak Kuba Merlinowi, tak Marlin Kubie – wyrecytował chłopiec.
- Co!?
- Tata przez ciebie na mnie nakrzyczał.
- CO!?
- Przez ciebie tata na mnie nakrzyczał.
- NAKRZYCZAŁ PRZEZ CIEBIE!
- Nie krzycz, bo możesz dostać chrypki.
- Christopher dlaczego nie słuchasz?
- A dlaczego TY kradniesz mi tatę?
- Tak ci na nim zależy, że na każdym kroku robisz mu na złość.
- To jest silniejsze ode mnie. Brzydko wyglądasz.
- Za to ty wspaniale. Kołtuny masz nie z tej ziemi.
- Dziewczynkom na kursie się podobają.
- A jak te dziewczynki wyglądają? Mają kurzajki i są starymi babami.
- Zazdrościsz mi.
- Nie zazdroszczę ci, bo nie jestem homo i mam twojego tatę.
- Nie będzie cię chciał.
- Zobaczymy, a teraz pomyślimy nad karą.
- Odjeb się!
- Powtórz.
- Odjeb się. O-D-J-E-B S-I-Ę.
- Będziesz siedział na zającu tyle minut ile masz lat.
Posadziła chłopca na karnym zajączku, ale ten zszedł z niego po minucie.
- Chris!
- To jest nudne.
- Nudne mówisz. Chodź.
Daphne dała chłopcu koraliki i za karę kazała je od siebie oddzielać i czekać na powrót taty.
- Przecież możesz je sobie doczarować.
- Niestety zbyt zaawansowana Transmutacja, uczą tego na kursach. Ja uczę się na Aurora Chris.
- Mścisz się – stwierdził bez zapału chłopiec.
- I tak nie mogę ukryć tego co zrobiłeś.
- A wiesz, że tata jest nie miły jak jest zły.
- Nie doświadczyłam tego.
- Tak, bo już będzie cię bił.
- Zachowujesz się jakby cię katował.
- Ta rozmowa nie ma sensu.
- Masz rację. Dalej oddzielaj.
KONIEC RETROSPEKCJI

-Co się stało? - Zapytał ledwo siląc się na spokojny ton.
-Chris, bawił sie nożyczkami, ale spokojnie ma już zajęcie-uśmiechnęła się-Znasz kogoś, kto pomógłby mi to-wskazała na głowę-naprawić?
-Yhm... Teddy. Możemy pójść do niego z samego rana.
-Świetny pomysł. Chris myślę, że to może poczekać. Przebieraj sie w piżamy i idź spać.
-A bajka?
-Dziś nie będzie bajki.

Nie bardzo przejęty Chris w akcie złości następnego ranka rozrzucił wszystkie kuleczki, jednakże konsekwentna Daph, ułożyła je znowu i kazała mu przebierać od nowa, grożąc kolejnym dniem bez bajki na dobranoc. Sama razem z Jamesem udała się pod mieszkanie Lupinów. Drzwi otworzyła Victoire. Nawet o 8 rano, wyglądała na wypoczętą i idealną.
-Jim-rzuciła sie kuzynowi na szyje [jedna z cech odziedziczonych po Fleur].
-Cześć. Potrzebujemy pomocy Tedd'a.
-Pójdę go obudzić, a wy sie rozgłoście.
Usiedli na skórzanej kanapie. Daph, nie wydawała się podłamana, może jedynie odrobinę niewyspana, a Jim, mimo iż wciąż zauroczony jej wyglądem, wolał ją w poprzedniej 'wersji'.
-Taaak?-Do salonu wszedł Teddy. W przeciwieństwie do swojej żony, turkusowe włosy układały sie pod dziwnymi kontami, a on sam wyglądał jak niewyprasowana koszula.-Jim!-zareagował podobnie jak jego żona, z tym, ze poklepali się po plecach.
-Coś się stało?
-To-odparła dziewczyna krzyżując ręce na biuście.-Moje włosy. Potrafisz zrobić, zęby były takie jak przed obcięciem?
-A ty jesteś...
-Daphne, Daphne Raynolds. To jak?
Chłopak z uśmiechem na twarzy odchrząkną i w ciągu 3 minut, włosy sięgały jej już do ramion.
-Przez najbliższe kilka godzin, będą wciąż rosły. Jeśli będą za długie, po prostu je przytnij, ale nie powinno być większych problemów.
-Zostaniecie na herbaciarkę?-usłyszeli głos Victoire dochodzący z kuchni
-Z miłą chęcią - odkrzyknęła Daph.
James nie spodziewał się, że jego kuzynce i 'bratu', tak bardzo przypadnie do gustu Daph. Wymienili się numerami teflonów, a Vic zaprosiła ich na podwieczorek w przyszłym tygodniu. Daphne robiła furorę! Jeszcze cudowniejszą wiadomością tego dnia, było to, ze Chris zasnął przebierając kuleczki i niczego nie udało mu się zniszczyć.
Zadzwonił telefon. Daphne pobiegł go odebrać. Gdy wróciła minę miała lekko mniej zadowoloną.
- Dzisiaj nici z seksu.
- Bo? – uniósł brew do góry.
- Bo muszę jechać do mamy. Wrócę za dwa dni.
- Coś się stało?
- Moja młodsza siostra ma przedstawienie w Teatrze i chce żebym przyjechała.
- Szkoda – spojrzał na nią wzrokiem zbitego psa.
- Nie Jimm. Amber to moja siostra. Obiecałam, że będę ją wspierać.
Wiedział, że z nią nie ma dyskusji.
- Powtórka z rozrywki – mruknął kładąc się godzinę później spać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Śro 19:04, 23 Kwi 2008    Temat postu:

Daphne spojrzała po raz ostatni na test by po chwili wyrzucić go do kosza. Zawirowało jej przed oczami. Ciąża.
- Co jest Daph? – Amber weszła do pokoju i przyjrzała się uważnie starszej o siostrze.
- Jestem w ciąży.
- Gratulacje! – zawołała wesoło, a jej włosy zmieniły barwę na jasno-różowe.
- Uważaj bo ci tak zostanie – mruknęła posępnie.
- Daph co jest? Nie cieszysz się? Przecież go kochasz.
- On ma SYNA. Amber SYNA, który z trudem akceptuje mnie. Wyobrażasz sobie co będzie jak się dowie, że jestem w ciąży!?
Amber poklepała siostrę po ramieniu.
- Wszytko będzie dobrze – powiedziała.
- Chciałabym – mruknęła posępnie Daphne.

Tym samym czasem w domu przy Magnoliowym Łuku.
- CHRISTOPHER! – Jimm spojrzał na pozostałości po szopie.
- No? – Chris stanął przy ojcu.
- Jak mogłeś spalić szopę!? MAM TAM MIOTŁY!
- Miałeś tatusiu.
- ZABIERAM CI ZABAWKI! I JESZCZE JEDEN NUMER, A POŻAŁUJESZ!
- Proszę bardzo. Heather i Lily przyjechały – powiedział beznamiętnie.
- Po co?
Na ślub wujka Al’a.
- A kiedy jest?
- Za tydzień. W kuchni leży zaproszenie. Tato zobacz! – wskazał na biało – żółtą łasiczkę.
- Łasica. Nie dotykaj jej.

Ale zamiast zwierzęcia stała tam jego siostra. Zamrugał kilkakrotnie.
- Heather, ale jak?
- Córeczka tatusia łamie zasady.
- Przecież mogą cię zamknąć. Musisz się zarejestrować.
- I tu się mylisz! Nic nie muszę. To protest przeciw zabijaniu łasiczek w południowej Azji. Feminizm też na tym korzysta. Nie będę patrzyła na prawo ustalone przez mężczyzn. O nie.
- Kompletnie ci odbiło.
- Jak to zrobiłaś? – spytał chłopiec.
- Co? A to – zamieniła się w łasiczkę i po chwili przybrała ludzką postać - Jestem animagiem Chris.
- Nielegalnym. Chodźcie do środka.
Heather nie wyglądała na zadowoloną z reakcji Jim'a. Mimo iż swoje poglądy wolała wymieniać z Al'em, to James był tym bardziej wyluzowanym! Mniej odpowiedzialnym! Tym, żyjącym “Carpe diem”!
Weszli do środka. Ku zdziwieniu gospodarza na stole kuchennym z znudzoną miną siedziała Lily. Na krześle obok Philipe.
-Co ty tu?!-podszedł do równolatka z groźną miną, ale Ruda, machnęła ręką w geście mówiącym “odwal się od mojego chłopaka”... No tak, znowu sie pogodzili.
-Jimmeta-pocałowała brata w oba policzki i spojrzała krytycznie na siostrę.-Blondyna tobie też przyszła się pochwalić swoim odkryciem?
-To żadne odkrycie! To rodzaj buntu przeciwko...
-Tak, tak-mrukną ktoś stojący w drzwiach.
-Al?!-Jim czół się już całkiem skołowany.-Co wy tu wszyscy robicie?!
-Dawno nie było czasu na szczerą rodzinną rozmowę-odparła Lilaśna.
-A od kiedy ON jest w rodzinie-wskazał Philipa.
-A od kiedy ONA?-W drzwiach stała dziewczyna o długich brązowych włosach. Oczy miała zapuchnięte, jakby długo płakała.
-Daph? Miałaś być u siostry.
-Jimmy, musimy pogadać-pokiwał głową.
-Poczekaj cię tu i Al...-Wziął na ręce Chrisa i podał bratu.-popilnuj go.
-CO?! Czemu akurat ja?
Stanęli w salonie. Dziewczyna zaczęła szybko, oddychać, jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem. Przerabiał już to z Celin, Isabel i Blair, ale przy nich wcale nie zrobiło mu się smutno... Ani trochę. Teraz czuł jakby sam miał się rozryczeć.
-Jim, ja robiłam test i byłam u lekarza i...
-Jesteś chora?-Przed jego oczami stanęła wizja jak siedzi przy łóżku Daph, a ona zamyka oczy i juz ich nie otwiera. Umiera, była chora.
-Nie Jimm... Znaczy ja... Ja jestem...-Przełknęła ślinę, a po policzku pociekła łza.-Jim ja jestem w ciąży!
Przymkną powieki. To tylko sen! Tylko jakiś cholerny sen! Historia z Coel nie może sie powtórzyć. TO nie możliwe, żeby wpadł 2 raz. Zabezpieczali się i w ogóle! Nie chciał! Nie mógł! Jeden diabeł w domu mu wystarczy!
-CO?!-Rozległ się za ich plecami głos. Za przymkniętymi drzwiami stali wszyscy. Lily, Philip, Heather i Al z Chrisem na rękach. To właśnie do małego należał okrzyk.

- Weźcie go stąd – warknął Jimm w stronę rodzeństwa i Francuza.
- W ciąży!? – krzyknął Chris.
- Christopher wyjdź!
- Co wy sobie wyobrażacie!? Jak mogłeś z jakąś dziwką!
Daph zapłakała.
- WYJDŹ! A POTEM PRZEPROSISZ!
- Ani mi się śni! – i wybiegł.
- Możecie?
Oni też wyszli.
- Powinnam to przewidzieć. Powinnam ci nic nie mówić tylko odejść.
- Daph ja. Nie jestem gotowy.
- Ja też nie.
- Nie zostawisz mnie samego? - to dziecinne pytanie wyrwało się mimowolnie.
- Nie mogłabym. Nie jestem Koel Jimm. Ja nie potrafiłabym zostawi własnego dziecka i... i ciebie. Nie potrafiłabym – załkała głośno. James przytulił ją i pogłaskał po głowie.
- Będzie dobrze. Damy radę. Damy radę Daph. Mam siebie.
Sam nie wierzył w danie rady. W innych okolicznościach. Gdyby nie Chris. Gdyby... Ale Chrisa kochał bardziej niż nienarodzone dziecko.
Daphne otarła twarz rękawem.
- Chodźmy oni chyba chcieli z tobą porozmawiać.
Wyszli. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, ale był im to winien.
-A więc ustalone-powiedziała nieco za głośno, aby wyglądało to naturalnie Heather.
-Właśnie! Co wy na ostatni wspólny wypad z niezamężnym bratem na kremowe piwo? - Próbowała ratować sytuacje Lilaśna. -Jim?-uśmiechnęła się sztucznie.
-No więc... -zaczął, ale Philip poderwał się na równe nogi.
-Ja proponuje przenieść się do “Trzech Mioteł”. Barman z “Dziurawego kotła” nie za bardzo, za nami przepada.
-Tak.
-Świetny pomysł!
-Jim, idziesz z nami?
-Nie chcecie porozmawiać o...
-Idziesz?-Znowu mu przerwali. Rozumiał. To była gra, żeby mógł załatwić wszystko na spokojnie z Daph i Chrisem.
-Nie, zostanę.
-Świetnie.
-Tak. Do zobaczenia.
Pyknęło 4 razy i zniknęli z mieszkania. Ręce mu się trzęsły. Musiał wyjaśniać tyle rzeczy, ale w pierwszej kolejności, musiał wyjaśnić wszystko Chrisowi.
-Co to było? - zmarszczył brwi.
Nie czekał na odpowiedź. Coś hukło po raz drugi. Wbiegł na górę, ale to co zobaczył wcale nie było wesołe. W sypialni żyrandol wylądował na łóżku, rozcinając materac. Książki, pozbawione kartek leżały na ziemi, w towarzystwie 'resztek' z kolekcji zniczy Jamesa. Szafki nocne przewrócone, a część ubrań potarganych. Na samym środku Armagedonu, leżała lalka, którą Chris dostał od matki na ostatnie święta. Nie miała głowy, a na jej zielonych śpioszkach wypisane było krzywym pismem “Dziękuje”. Daphne się rozpłakała widząc to i uciekła do salonu.
-CHRIS!-chłopiec siedział w koncie. Po policzkach ciekły mu łzy.
-Chciałem pieska! PIESKA! A wy mi dajecie jakiegoś bachora?!
-CHRIS, CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?! CO TO WSZYSTKO MA ZNACZYĆ?!
-Vanda Kedravra!-machną różdżką, która Jim po raz setny zostawił w pokoju.-Cholera, znowu nie zadziałało-mrukną patrząc na przedmiot i z nienawiścią rzucając nim o ścianę.
-W TEJ CHWILI MASZ IŚĆ PRZEPROSIĆ DAPHNE!
-NIE! NIENAWIDZĘ JEJ! CIEBIE TEŻ NIE KOCHAM! SŁYSZYSZ?! NIE KOCHAM CIĘ! MIEJ SOBIE DZIECKO! NA PEWNO BĘDZIE LEPSZE!
Złapał syna i szarpną nim, tak że chłopiec się uspokoił. Łzy lśniły na jego policzkach, a rączki były czerwone od zaciskania je w piąstki.
-Nie będę cię kochał mniej! Rozumiesz?!-Chłopiec nie odpowiedział. Szarpnął nim z znowu.-ROZUMIESZ?!
-Ta-aak-powiedział krztusząc się łzami.
-Będziemy mieli z Daphne dziecko, ale nie przestane kochać ciebie! Kocham cię jesteś moim synkiem, ale nie możesz robić czegoś takiego!
-To wasza wina, że TO tu będzie!
-Owszem. Musisz to zaakceptować, bo już nic nie można z tym zrobić.
Puścił chłopca a ten z dławiąc sie własnymi łzami, uciekł do pokoju.
-NIENAWIDZĘ WAS!-jeszcze długo powtarzał to zdanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Śro 21:28, 23 Kwi 2008    Temat postu:

Obudził sie z krzykiem.
-Coś się stało-usłyszał zaspany głos Daph.
-Nie, nie. Śpij dalej-pocałował jej skroń, a ona momentalnie usnęła.
Szurając nogami zszedł po schodach do kuchni. Wyciągną mleko i szklankę – głupi nawyk z dzieciństwa. Wypił całą zawartość.
-”Przerażony?”
-Niby czym?
-”Ostatni raz miałeś koszmary w 7 klasie. Bałeś się, że przez opiekę nad Chrisem zawalisz OWEMy.”
-Znasz mnie dobrze.
-”James gadasz sam ze sobą. No więc? Koszmar?”
-Mam schrzanione życie. Najpierw Chris, teraz ta ciąża. Czemu nie mogę być normalny? Czemu nie mogę tak jak Al wyjść za mąż mieć ciepłą posadkę i żyć w zgodzie z rodzicami?
-”Ta... Ale z tym wiąże się bycie fajtłapą i znerwicowanym prawiczkiem. Jesteś pewny, że tego właśnie chcesz?”
Przymkną oczy. Nie wiedział czego chce. Może chwile ciszy i spokoju, ale nawet w środku nocy ten natręt chce z nim rozmawiać.
-”James nie jestem natrętem, jestem tobą! Ile razy mam ci to powtarzać?!”

- Jeden głupi wyskok, a ci sprawie takie lanie, że popamiętasz – mruknął James do Chrisa.
- JAMES! – to Lilaśna podbiegła do trójki. Philipe rozmawiał z ich rodzicami. Lily miała na sobie białą krótką sukienkę – Kurwa – zaklęła nagle zatrzymując się przy nich. Złamała szpilki – Reparo – mruknęła.
- Zapomniałem, że ty już dorosła jesteś – wyszczerzył do niej zęby.
- Wiesz coś o tym co? – warknęła – Daph jak się czujesz?
- Dobrze – odparła Daph i uśmiechnęła się.
- To wy idźcie z Chrisem do stołu, a ja pójdę pogadać z blondyną – powiedział Jimm, a obie kobiety i chłopczyk oddali się.
Odnalazł szybko Heather, która popijała poncz.
- Jimmeta! Co tam?
- Chodź – pociągnął ją starego pokoju. Warto powiedzieć, że to akurat w domu Potter’ów odbywało się wesele.
- Co chcesz? – zapytała poprawiając sukienkę.
- Zarejestruj się!
- Nie! Nie będziesz mi rządził! Nie zarejestruje się i już!
- Heather rozumiesz, że to może zaprowadzić cię do Azkabanu.
- Jimm nikt się nie dowie. Dziadek był, Remus był, Syriusz i ten gnojek też no i Skeeter jest.
- Ale ty nie jesteś nimi! – krzyknął.
- Mylisz się James! Mam dużo z dziadka! Tyle samo co ty i Lily!
- Tak zawsze musisz być taka.
- Jaka?
- Inna. Indywiduum. Ślizgonka.
- Masz coś do mojego domu!? – wrzasnęła.
- Ależ nie. Cieszę się twoim szczęściem – warknął.
- Zamknij się! A ty to co!? Święty jesteś!
- Heather łamiesz prawo!
- W dobrej wierze!
- Tak zabij ojca w dobrej wierze! Ulży mi!
- James przestań!
- Ukradnij coś w dobrej wierze! Pantalony dla zagorzałych feministek!
Heather nie wytrzymała kopnęła brata w nogę tak mocno, że złamała mu kostkę.
- Znowu – jękną zaciskając słoń na jej ramieniu i sięgnął po różdżkę. Wymruczał przeciw zaklęcie.
-Dlaczego ja nie mogę używać magii? – zapytała sama siebie Heather i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. James też wrócił na salę.
Chrisa nie była w zasięgu wzroku. Daphne też gdzieś zniknęła. Słowem nikogo, kto mógłby go wyratować przed zbliżającym się w jego stronę Al'em.
-Jak tam mężulku, zacząłeś się wczuwać w role-wyszczerzył zęby.
-Daj spokój! Wiesz, ze nie o tym chce pogadać.
-Wiem i dlatego właśnie usilnie próbuję zmienić temat-odparł wychodząc do kuchni.
-Co zamierzacie zrobić?-Nie ustąpił.
-Podrzucimy je tobie i Kate i pozwolimy, żeby wyrósł na upierdliwego kujona–wegana, bez pociągów do sportów. Dodamy w pakiecie Chris'a, a sami wyjedziemy na Haiti i będziemy jedna wielką, szczęśliwą rodzinką razem z Koel i jej wiecznie spitym towarzystwem. Zarabiać będziemy zbierając kokosy a w wolnych chwilach, można nas będzie zobaczyć hasających nago po łąkach wykrzykując “Miłość, Pokój, Wolność, Braterstwo”. Zaprosimy też Heather, ona wręcz marzy o czymś takim.
-Jim, pytam poważnie.
-Okej... Skoro Haiti ci się nie podoba może być też Iran. Heather wymorduje wszystkich terrorystów swoim Cianguuuciang i kopem z pół obrotu. Dzieciaki opalą się na brąz i wyglądając jak muzułmanie będą chodzić do mugolskich szkół gdzie...
-JAMES! Czy przez chwilę nie możesz się skupić?
-Mogę-powiedział patrząc na brata.-Ale ty nie powinieneś tego wysłuchiwać. To twój wielki dzień, a ja nie chce cię obarczać tym wszystkim.
-Ale ja chce. Jestem twoim bratem – w zielonych oczach Albusa pojawiło się coś na co zawsze mógł liczyć: spokój i zrozumienie.
-Daph urodzi. Zatrzymamy je i nie wiem co dalej... Bardziej podobała mi się wersja z Haitti.
-Wariat-powiedział udobruchany klepiąc Jamesa po plecach.-Zaraz podadzą do stołu, chodźmy.

Usiedli razem . James obok swojej dziewczyny.
- Wznieśmy toast na cześć Albusa i Kate – zawołała jego matka.
Wszyscy wznieśli puchary, oprócz Daphne.
- Daphne? – zapytała Ginny.
- Ja nie pije.
- Ale czemu?
- Mamo zobacz wiewiórka – zawołał szybko Jimm. Albus walnął ręką w twarz.
- Jaka wiewiórka?
- Uciekła. Tak więc toast.
Już nikt nie zwrócił uwagi na Daph. Zaczęli jeść. Nikt nie wiedział, że Chris uszykował akcję dywersyjną, a teraz wraz z Lyanne i Anette idzie do góry z różdżką Daphne.

- Jesteś walnięty – mruknęła Anette.
- Boisz się?
- Nie, ale po ostatnim miałam wylew.
- Ja też.
- A ja tu po co? – wtrąciła Lyanne. Anette zmieniła kolor włosów i spojrzała na kuzynkę.
- Dla dekoracji – powiedziała po namyśle.
- To jak to było?
- Czy ty jesteś pewny, że chcesz to zrobić?
- Anette! Zaklęcie zamieniające łóżko w świnię.
- Feraverto to puchary na wodę. Czekaj muszę pomyśleć. Wiem chyba Riruingo.
Chris zakasał rękawy i powiedział głośno celując różdżką w
łóżko „Ririongo”
- RIRUINGO! IDIOTO! – wrzasnęła Anette, ale było za późno. Łóżko się zapaliło. Zaraz po nim ogniem zaszła szafka z książkami i biurko. Warto dodać, że to był pokój Albusa i były tam dokumenty z Ministerstwa.
- O nie! – pisnęła Lyanne.
- ZRÓB COŚ! – krzyknął Chris do Anette. Ta wyrwała mu różdżkę i wrzasnęła „Aquamenti” Po coś się kradło różdżkę ojca i ćwiczyło z jego książek.
- NIE DAM RADY SAMA! – wrzasnęła Anette – ZAOWŁAJCIE KOGOŚ! DALEJ!
Lyanne wybiegła, a Chris stał sparaliżowany strachem, ale nie bynajmniej dlatego, że coś podpalił, ale reakcją ojca.
- AQUAMNETI! AQUAMNETI! – krzyczał rozpaczliwie Anette, ale różdżka nie chciał jej słuchać. Dobrze obsługiwała się różdżką Tedd’a, ale ta w ogóle jej nie słuchała. Jedynie maleńkie strumyczki wody wylatywały z niej, a były za małe by zgasić ogień.
Nagle ktoś wbiegł.
- Aquamenti! – ryknął. To był Scorpius. Krzyknął podobnie jeszcze kilka razy. Za nim wbiegł Jimm i Al. Ogień ustał po dziewięciu minutach. Zaraz po nich wbiegł też Tedd.
- Anette czyja to różdżka? – zapytał ostro.
- Daphne – powiedział James patrząc na różdżkę – Christopher!
- Przecież Anette ma różdżkę – powiedział Tedd.
- Ale ona by jej nie zabrała. Lyanne?
- To Chris – pisnęła cichutko. Wcale nie chciała wydawać kuzyna. Albus rzucił się w stronę pozostałości po szafach i łkał.
- Moje papiery.
- Co tu się dzieje? – do pokoju wszedł Harry.
- Mały pożar wujku – powiedział Tedd.
- Pożar?
- Christopher – mruknął James cicho.
- James – warknął jego ojciec.
- Chris idziemy! – krzyknął do syna i na siłę wywlekł go za rękę. Lyanne zbiegła za nimi razem z Anette, które rozpaczliwie patrzyły na Jimma i kuzyna.
- Wujku, ale to nie jego wina – zawołała Anette.
- Dobrze wiem, że jego Anette – odparł szorstko.
- Ale jak naprawdę.
- Anette – Tedd stanął za córką.
- Tato powiedz coś – błagała dziewczynka.
- To jest sprawa między wujkiem, a Chrisem. Ale ty też zachowałaś się nieodpowiedzialnie.
- Ona próbowała ugasić ogień. Kto jak kto, ale ona nie zasłużyła na to by ktokolwiek ją wyzywał – rzekł James.
- Chris idziemy – powiedział ponownie. Zawołał jeszcze Daphne i już mieli wychodzić gdy...
- Co to było!? – krzyknęła Heather.
- Pełno wartościowa soja – powiedziała Ginny.
- CHRIS MÓWIŁEŚ ŻE NIE ZAMIENIŁEŚ! – krzyknęła piskliwym głosikiem Lyanne.
I Heather i Kate pobiegły do toalety by zwymiotować.
- Chris chodź – szarpnął synem, który patrzył błagalnie na kuzynki. Teleportowali się przed dom. Daphne została by pomóc dziewczynom.
-To nie ja. To nie ja – zaczął krzyczeć Chris.
-Pamiętasz co ci obiecałem?!
-Zostaw! Nie dotykaj mnie!-chłopiec zaczął uciekać przed ojcem.
-CHRIS WRACAJ TU!
Złapał syna.
'Teraz nie pomoże mu nawet Wielki Merlin'-pomyślał i przełożył go przez kolano. Gdyby jego syn był normalny, to... Ale nie był, przynajmniej na razie, bo postawił sobie za punkt honoru wbicie mu do główki pewnych zasad. Nie ważne w jaki sposób.
Zbił tak mocno, że na koniec Chris płacząc, nie miał siły, żeby iść na górę.
-JAK MOGŁEŚ TO ZROBIĆ?! TO BYŁO WESELE TWOJEGO WUJKA! TWOJEGO WUJKA CHRIS! KATE CHCIAŁA BYĆ MIŁA! MARSZ DO SWOJEGO POKOJU i SKORO JESTEŚ TAKI ZDOLNY TO JUTRO NAPISZESZ 50 RAZY 'NIE BĘDE BRAŁ CUDZYCH ROŻDŻEK'! ZROZUMIANO?!
Mały pokiwał głową, rycząc jak bóbr, ale bojąc się powiedzieć cokolwiek, żeby ojciec nie powtórzył tego co przed chwilą zrobił.
-MARSZ DO SWOJEGO POKOJU I NIE POKAZUJ MI SIĘ NA OCZY!
Wyszedł, ale czy na pewno o to mu chodziło?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hinataa
Magiczny ktoś



Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:18, 23 Kwi 2008    Temat postu:

Ale on nie ucieknie ?
Jeśli by uciekł to znajdą go ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Czw 14:45, 24 Kwi 2008    Temat postu:

Nie nie ucieknie Very Happy Szykujemy właśnie ckliwą notkę jak Chris powie, że przekonał się do dziecka Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Czw 15:48, 24 Kwi 2008    Temat postu:

Ta... robi nam się w niktórych momentach z tego brazylijska telenowela, ale wole czasem smutny moment aniżeli jedynie destrukcje ^^ Szybko by sie znudziło xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hinataa
Magiczny ktoś



Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:55, 24 Kwi 2008    Temat postu:

Powoli już zaczyna nudzić mi się.. bo mały ciągle wyzywa się z ojcem, a ojciec go bije cały czas.. (to trochę chore), ale jeśli mały ma się zmienić to czekam na tą ckliwą notkę Razz
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Czw 18:36, 24 Kwi 2008    Temat postu:

Nie mogła na to patrzyć, zamknęła oczy.
-Oddychaj Daph, tylko spokojnie-Otworzyła jedno oko.-Cholera to nie sen... Moje ulubione spodnie.
Dziewczyna stała przed lustrem siłując się z zamkiem od za ciasnych dżinsów. Była już w 4 miesiącu i choć nie był to jeszcze 'baniak', to jej brzuch był nieznacznie większy.
-Kochanie wychodzę-usłyszała z dołu.
-A jasne wychodź, a ja się nie mogę zmieścić w żadne spodnie-powiedziała z impetem rzucając je do szafy i zatrzaskując ją. Położyła się na łóżku.
Była zła i chciało jej się płakać. Jim sobie poszedł, a ona musiała sie komuś wyżalić. Wyżalić jedząc lody bakaliowe z podwójną polewą truskawkową i miętową... No i może jeszcze pijąc Tonik z sokiem jabłkowym, ale to juz wszystko... I jeszcze chrupki, o tak chrupki o smaku smażonego bekonu z twarożkiem... No i może...
-Co robisz?-Usłyszał chłopięcy głos.
-Użalam się nad sobą-odparła. Tupot małych nóżek i nieznaczne wgięcie w materacu.
-Jesteś grubsza-powiedział to tonem, jakim zapewne Kolumb wykrzyczał do swej załogi “Dotarliśmy do Indii!”.
-To dzidziuś... On rośnie w moim brzuchu.
-Mogę dotknąć?-Daph poniosła jedną brew w ten swój zabawny sposób i pokiwała potakująco głową.-Nie rusza się... Umarł?
-Żyje, po prostu...-zmarszczyła brwi. Jak wytłumaczyć to 4 letniemu dziecku?-Zasną.
Zapadła chwila ciszy. Chłopiec patrzył badawczo na jej pępek, a ona z uśmiechem obserwowała jego zachowanie.
-Przepraszam-powiedział nagle.-Że cie przezywałem przepraszam.
-Już nie jesteś zazdrosny o tatę?
-Niee... Może to coś będzie fajne. Ty jesteś.
Chłopiec wydawał sie inny niż zazwyczaj. Jakby chciał coś zrobić ale sie bał. Patrzył na nią brązowymi oczkami, mrugając nerwowo. W końcu wyciągną rączki do przodu i zarzucił dłonie na szyję brązowo-włosej.
-Lubię cię-szepną.
-Ja ciebie też-pogłaskała go po plecach. Może przeżyje bez chrupek?-Opowiem ci bajkę, co ty na to?

- Juhu jest tu ktoś? – zawołał z dołu dziewczęcy głos. Daph zeszła na dół z Chrisem za rękę.
- Lilaśna! Blondyna! – Daphne była już przyzwyczajona do ich przezwisk.
- Hej!
- Jimma nie ma.
- A pal z nim licho – powiedziała Heather.
- Obraziłaś się?
- Po tym jak mi chrzanił. Nie mam ochoty znowu go wysłuchiwać.
- Miał rację – powiedziała Lily.
- Przymknij się.
- Dobra. Kończę ze szkoła – oznajmiła dobitnie Lily. Heather popukała się w czoło.
- Ale dlaczego?
- Prawa kobiet na poziomie 3 świata. Wyobrażasz to sobie? Philipe nie może przyjechać. Osiągnęłam już pełnoletniość. Co ta Mcgongall myśli sobie, że nie potrafię się zabezpieczyć!?
- Lily to szkoła. To normalne. A co na to twoi rodzice?
- I tu jest problem. Ojciec mówi, że mnie wydziedziczy.
- A wiesz co ona na to? – wtrąciła Heather, Daph pokręciła przecząco głową – Proszę bardzo i wyszła trzaskając drzwiami.
- Lily pomyśl logicznie. Co będziesz z tego miała?
- Peace and love. Philipe chce się przenieść do Anglii. Ma kasę, ja mam fundusz powierniczy i kupujemy dom obok was. Już ustalone no i Atlanta. A za rok ślub.
- Wow – Daphne była naprawdę pod wrażeniem.
- Ale jest problem. Jimm.
- Co Jimm? zapytała Daph. Chris już wywlekł Heather by mu pokazywała zamianę w łasiczkę.
- Podobno ktoś odszedł z drużyny. Jestem dobra. Niech on zapyta. Jest na treningu?
- Ehe.
- To wyślij mu patronusa.

Godzinę później na treningu James’a

- Zwariowała. Trenerze!?
- Tak? – trener podszedł do niego.
- Moja siostra chciała by się przyłączyć do drużyny.
- Przyłączyć?
- Wiem, że to śmieszne określenie, ale ona rezygnuje ze szkoły. Jest dobra. Widział ją pan.
- Lily Potter ta rudowłosa ścigająca co znokautowała tego Ślizgona?
- Tak ona.
- Mogę ją wziąć na okres próbny.
- Dziękuje trenerze.

Kolejną godzinę później dom Jimma

- Zgodził się – powiedział patronus.
- Jeha! – wrzasnęła Lily.
- Ta siostra Peace and Love – mruknęła Heather.
- JAMES! – wrzasnęła uradowana Daphne, bo o to Jimm wszedł do pokoju.
- Chris idziemy do ZOO.
- Ale bez nas – powiedziała z przerażeniem Daphne, nie lubiła ZOO.
- Męska wyprawa. A wy co będziecie robić?
- Ja – zaczęła Heather- Mam zamiar w akcie protestu się uchlać razem z nią – wskazała na siostrę – Żeby pokazać ojcu, że wcale nie jest jego córeczką. O Heathi jak świetnie zdałaś egzaminy! Heather coś ty taka skromna. Litości.
- Ja im potowarzyszę – wtrąciła Daph.
Tak więc godzinę później Chris i James stali przed ZOO. Jimm kupił bilety i mogli spokojnie zacząć zwiedzać.
Chris biegał od klatki do klatki zadowolony z uśmiechem niczym banan, na przekór tabliczką z napisami “prosimy nie karmić zwierząt” wrzucił małpie i wielbłądowi po garści orzeszków ziemnych.
-Tatusiu popatrz!-jękną wskazując na strusie. Stały i w przeciwieństwie do innych zwierząt wydawały się spłoszone i przerażone.-One nie chcą tu być.
-Taak. Chris, popatrz tam spacerują pawie. Może pójdziemy je oglądnąć?
Poszli. Chłopiec był tak podekscytowany, że kiedy James zobaczył Thomasa machającego do niego ręką, postanowił mu zaufać i zostawić na chwilę samego.
-Jim. Co tam u ciebie? Ostatnio widzieliśmy sie chyba ze 100 lat temu.
-Yhym-przytakną, klepiąc przyjaciela po plecach.-Masz dzieci?-Koło rudego stały dwie identycznie ubrane dziewczynki.
-Nie, to siostrzenice. Greace i Liza. A ty? Gdzie posiałeś Christophera?
-Stoi ta...-Zaciął się. Jego syna nie było przy klatce z pawiami, gdzie miał grzecznie czekać.-Przepraszam-wymruczał i zaczął rozglądać się za rozwichrzoną blond czupryną.
-CHRIS?!... CHRIS?!
Nikt nie reagował. Przynajmniej przez chwilę. Potem nagle zobaczył, że ludzie rozbiegają się i uciekają do wyjścia przed pędzącym stadem... STRUSI!
Juz wiedział, gdzie szukać swojego syna.
-CHRISTPHER'ZE HARRY POTTER'ZE! CO TY ZROBIŁEŚ?!
-One były smutne tatusiu!
-Przepraszam-Jim, odwrócił się i zobaczył dwóch mężczyzn ubranych na zielono.-Będziemy musieli pana zatrzymać.
-Oblivante-krzykną.
Mężczyzna zachwiał się na nogach i zamarł na chwilę. James rzucił jeszcze kilka razy ten czar, ale nie zdążył przed pojawieniem sie ministerstwa. 5 Aurorów już po chwili goniła zwierzęta i rzucała zaklęcia zapomnienia na wszystkie napotkane osoby.
-JAMES?!-Obejrzał się. Ciemna karnacja, oliwkowe oczy i rude włosy. To mogła być tylko jedna osoba i był nią niestety jego kuzyn.
-Fred, to wszystko...
-Nie mnie się będziesz tłumaczył-Uśmiechną sie przepraszająco.-ZABIERAMY GO!


- Nie będę stawiał oporu – mruknął i złapał syna za rękę. Transportowali się do Biura.
- CO TO BYŁO?! – wrzasnął na powitanie jego ojciec.
- One były smutne – załkał Chris.
- NAWET NIE UMIESZ WYCHOWAĆ 4-LATKA!
- MOŻESZ NIE DRZEĆ SIĘ?! – wybuchnął Jimm.
- ZAJMIJ SIĘ TYM!
- Nie martw się – posłał Chrisowi jadowite spojrzenie.
- Masz cholerne szczęście, że jestem twoim ojcem, bo inaczej miałbyś poważne kłopoty. Jak dziecko Jimm!
James wyszedł ciągnąć a sobą Chrisa. Zauważył jeszcze jak jego ojciec łyka jakieś tabletki. Miał dość. Chciał być tylko dobrym ojcem i zabrać dzieciaka do ZOO.
- Jimm wiesz, że musiałem – Fred położył mu rękę na ramieniu – Wpadnijcie kiedyś Artur się ucieszy.
- Jasne. Wpadniemy.
Teleportował się szybko do domu.
- CO TO BYŁO!?
- Co się stało? – zapytała Daphne.
- To co zawsze.
- To ja idę do Lily – i czmychnęła szybko.
- CO TO BYŁO!? – wrzasnął po raz drugi.
- Tatusiu one były smutne... – załkał mały.
- NIE BYŁY SMUTNE! TO BYŁO ZOO! ROZUMIESZ ZOO!? I TAM SĄ ZWIERZĘTA!
- Tatusiu nie krzycz...
- CHRIS DO CHOLERY, MIAŁEŚ JE POOGLĄDAĆ! CZY WIESZ CO MOGŁO SIĘ STAĆ?! WIESZ, ŻE ZA COŚ TAKIEGO POWINIENEM ZOSTAĆ ARESZTOWANY A CIEBIE BY WZIĘLI?!
- Nie!-wrzasną mały a w jego oczach pojawiły się łzy.-Ja nie chce, ja chce tu być tatusiu-rzucił mu się na szyje. Płakał. Chyba pierwszy raz nie symulował. Nie udawał.
-Już dobrze-pogłaskał małego po główce.
Chwilami życie wydaje nam się najgorszą rzeczą jaka mogła nas spotkać. Gdybyśmy sie nie narodzili zapewne ominęłyby nas wszystkie upokorzenia. Wszystkie nienawistne spojrzenia. Wszystkie wypowiedziane w złości słowa “Nienawidzę cię”. Wszystkie cierpienia.
Innym razem jest po prostu – proste.

PISANE Z NOZYCOREKA Very Happy

Ckliwą w połowie. To nie tak, że on się całkiem zmieni. Tu chodzi o to, że się zmieni troszkę. Bez żadnych rozwalanek, ale cały czas będzie niegrzeczny. Bo on tak poznaje świat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hinataa
Magiczny ktoś



Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:14, 24 Kwi 2008    Temat postu:

Oj, fajny ten Chrisik Razz (nie wiem jak się pisze)
"Bo one były smutne"
Podoba mi się ten mały teraz jest o wiele lepiej niż cały czas kłótnie w domu.
Pozdro :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Czw 21:24, 24 Kwi 2008    Temat postu:

- Przecież to tylko tydzień – powiedziała Daphne znudzonym tonem. James musiał jechać na tygodniowy obóz szkoleniowy tak samo Lily.
- Jak na niego to dużo Daph.
- Lily ma wpaść – zmieniła zgrabnie temat.
- Po co?
- Bo jesteś moim bratem! – zawołała Ruda i wskoczyła na blat kuchenny z szybkością ścigającej porwała jabłko i zaczęła je pożerać.
- Ta Lilaśna. Good Mornig, nice day – powiedział.
- A jak – wyszczerzyła zęby do brata – Krajst Daph, tyjesz.
- Miła jesteś – mruknął James.
- Ona tak ma – powiedziała Daph.
- Peace and love. Tak jak Marks.
Lily podniosła rękę i skierowała ją na szklankę, która po chwili przeleciała przez pokój i wylądowała w ręce Rudej.
- Wow jak to robisz? – zapytał Chris.
- Myślałam, że się przyzwyczaiłeś – powiedziała – Nasza rodzina jest no cóż... Wyjątkowa. Np. taki Teddy. Metamorfomag, Anette zna trochę skomplikowanych zaklęć, a ma 5 lat. Heather 13-letnia pani animag. Mua magia bezróżdżkowa. Twój ojczulek świetny szukający, najlepszy jakiego miała reprezentacja. I ty dziecko wandal.
- A wujek Al?
- Eee Al... Al. jest uporządkowanym prawiczkiem.
- Prawiczkiem? – zainteresował się chłopiec.
- To znaczy, że... – zaczęła Lily.
- Czyli wujek nie ma możliwości wpadnięcia – powiedział Jimm.
- No wiesz, po ślubie już jest. Więc na pewno. Boże ja od trzech nie jestem, a on. Matko on ma 19 lat i dopiero. Żenua.
- Spotykasz się z France?
- Taa jasne. Widujemy się codziennie i gadamy o męskości Philipe’a – zakpiła.
- Czekaj, czekaj! Co znaczy od trzech!?
- No, że no. No wiesz przecież idioto!
- Gdzie!? – Jimm wydawał się być zły.
- We Francji! Pasuje, koniec pytań! James Krajst, a ty to co?! Dziecko masz! Nie praw mi morałów!
- Nieważne co ja... Ty, no ty nie...
- Właśnie, nieważne-powiedziała Daph.-Wychodzimy z Lilką na zakupy, bo jak odkrywczo został dziś zauważone znowu utyłam i znowu przestaje się mieścić w ubrania.
- Świetnie i pewno chodzi wam tylko o kase?
- Braciszku, przyzwyczaj się. Ona raczej teraz nie może zarabiać na swoje potrzeby – dziewczyny spojrzały na siebie porozumiewawczo.
- Kocham cię -mruknęła Daphne, kiedy podał jej klucz do skrytki w banku.
- Taa... Tylko wróćcie w tym tygodniu!

Dochodziła 16, a dziewczyn nie było. On sam miał mieć po raz kolejny nocny trening, na który wcale nie miał ochoty, a który niestety miał wykazać jak poradzą sobie w takim składzie. Zapewne kiepsko biorąc pod uwagę, że Lilka będzie umordowana od noszenia nowych torebek, ciuchów i butów.
-Christopher idę sie umyć! Bądź grzeczny!
Odpowiedział mu niewyraźny pomruk. Chłopiec robił sobie kanapki [czyt. Kuchnia była cała wysmarowana masłem i dżemem, a na chlebie znajdował się jedynie... No nic się na nim nie znajdowało]. Miał chwilę dla siebie. Nareszcie mógł być pewien, że Daph nie wpadnie mu do łazienki bo ma ochotę na ogórki kiszone, albo świeżego dorsza. Miał szanse odprężyć się.
No cóż... Odprężył się tak bardzo, ze nie usłyszał pukania do domu, ani tego, że drzwi otworzył Chris.
-Dziadek?!
-Cześć smyku-uśmiechną się Harry. Ostatnio coraz częściej nie mógł zasnąć myśleć o Jimmie i tym jak go traktował. Jeśli na niego wrzeszczał, czy był zły, to robił to tylko po to żeby wydoroślał.
-Chodź! Pokarzę ci moje rysunki-zawołał ochoczo chłopczyk. Już nie pamiętał, że miał być zły na dziadka.
-Taty nie ma?
-Kąpie się-odparł chłopiec i zaprowadził go do swojego pokoju. Pech chciał, że księga, na którą rzucono zaklęcie nanoszalności leżała na 'arcydziełach' Christophera.

- Co to za książka? – zapytał Harry.
- O Quidditchu – odparł maluch. Harry wziął księgę do ręki. Pech chciał, że była otwarta akurat na drużynie Irlandii.
- ‘James Potter’ – szukający, ‘Lily Potter’ – ścigająca – przeczytał. Nagle znalazł struktury rodzinne. Bezdzietna Lily, chłopak Philipe lat 17 i James. Dwójka dzieci. Zamrugał. Rzeczywiście dwójka. Ale jak? Spojrzał jeszcze raz. Pod imieniem Daphne widniał napis ‘ciężarna’.
- James czy ta książka jest dobra!? – krzyknął pod łazienką.
- Tata!? Ta o Quidditchu!? No dobra!?
- Jesteś pewny!?
- Tak! – James wyszedł ubrany w bokserki.
- Co znaczy dwójka dzieci?
- Masz złe okulary.
- Daphne jest w ciąży!?
- Eee, no tak.
Zapadła chwila ciszy. James pamiętał dokładnie rozmowę z ojcem kiedy ten dowiedział sie o ciąży Koel. Przełkną ślinę. Co jak co, ale ta rozmowa do miłych nie należała.
- Jimmy, czy ty wiesz ile masz lat?-Pokiwał głową, mimo iż wiedział, ze to pytanie było ... .-Niczego nie nauczyła cie opieka nad Chrisem? Nie mogłeś z tym poczekać? Jesteście młodzi, macie jeszcze dużo czasu.
- My... My nie planowaliśmy tego dziecka-powiedział na wydechu. Bał się ciosu przez środek głowy, jakim został obdarzony ostatnim razem.
Znowu zapadła cisza. James zamkną oczy. Słyszał szybki oddech swojego ojca i piosenki dla dzieci, których słuchał Chris w swoim pokoju.
- Macie zamiar się pobrać?-Otworzył je. Na jego twarzy malowało się lekkie przerażenie.
- Nie myślałem o tym-wydukał, jak dziecko, które odpytuje się z matematyki.
- Nie myśleliście?! James będziesz miał drugie dziecko, a nie potrafisz pomyśleć o zaręczynach?!
-Sądzisz, ze niby powinnienem...
-Nie sądzę, tylko wiem... Nie powiem tego matce, sam to zrobisz. Przyjdźcie na kolacje we wtorek. Al wraca z podróży poślubnej i będzie cała rodzina.
Wyszedł.
Obawy, które na chwilę go opuściły teraz znowu wróciły. Mamie?! Ostatnim razem płakała. Długo płakała, a on nie potrafił jej powiedzieć: “To nic nie martw się”... Teraz też by nie potrafił. Bo to przecież nie 'nic', prawda?

Zszedł szybko na dół. Wyjął pieniądze z portfela i teleportował się na Pokątną. Odnalazł jubilera.
- Dzień dobry – powiedział do nikogo. Bo rzeczywiście sprzedawcy nie było, po chwili z zaplecza wyszła młoda czarownica
- W czym mogę służyć? – zapytała uprzejmie.
- Szukam pierścionka zaręczynowego. Niech będzie drogi.
- Drogi mówi pan – zachichotała, po czym wyjęła spod lady pierścionek. Z białego złota z dużym brylantem.
- Magiczny – wytłumaczyła – Nie dość, że piękny to jeszcze chroni przed zdradą. Prastare zaklęcia jubilerskie.
- Ile?
- 1220 galeonów.
Przełknął ślinę. Kupa kasy, ale przecież warto. Tyle samo wydaje na Chrisa, gdy ten coś zniszczy. Zapłacił. Czarownica włożyła pierścionek w ładne maleńkie pudełeczko. Teleportował się przed sklepem.
- Chris jest Daphne!? – zawołał.
- W kuchni Jimmeta! – krzyknęła Lily. James wszedł do kuchni i spojrzał na siostrę i dziewczynę, które malowały paznokcie.
- Daphne musze ci się coś zapytać.
- Wal śmiało – uśmiechnęła się i w ten swój śmieszny sposób uniosła brew.
- Daphne czy zostaniesz moją żoną?
Daph zakryła usta dłonią. Po policzkach pociekły łzy z wciąż zakrytymi ustami pokiwała głową. To było spełnienie jej marzeń. James też czuł się szczęśliwy. Po chwili zerwała się na równe nogi i rzuciła się mu na szyję, a potem pocałowała. Lilka zniknęła z pola widzenia mrucząc, że weźmie Chrisa na spacer... z którego wrócili dopiero następnego dnia rano.

- James, denerwujesz się? Niewierze!-Daph weszła do pokoju, ubrana w dżinsy i mega wyszczuplającą bluzkę, w której wyglądała jakby nie tyle była w ciąży, co była po prostu przy kości.
- Nie znasz moich rodziców... Zaczną o wszystko wypytywać i... Boże, może nie idźmy?-Drżące ręce nie po raz setny nie pozwoliły mu na zawiązanie krawatu.
-Jimmy, będzie dobrze... Pamiętaj, ze czekają cie jeszcze moi rodzice, a oni są dość konserwatywni. Mogą sie nie zgodzić, żeby panna z dzieckiem szła do ślubu - mrugnęła, zrobiła zręczni supeł i pocałowała chłopaka.-Chodź bo nie chce sie spuźnić.
Stanęli pod drzwiami państwa Potter'ów i zapukali do drzwi. Otworzyć wyszła rudo włosa czarownica o takich samych orzechowych oczach co Jimm. Uśmiechneła sie i gestem zaprosiła ich do srodka.
-Wszyscy już czekają. Te kwiaty dla mnie? Ty jesteś na pewno Daphne? Ślicznie wyglądasz Chodźcie, chodźcie!
Wzięła bukiet hortensji od syna i wstawiła do wzonu na komodzie. Wokół stołu faktycznie siedzieli juz wszyscy. Heather, Lily z Philipem, Al z żoną, Tedd'y z cała rodzinką i Harry... Zaraz, zaraz. Czy on się uśmiechną na ich widok?
-Daph co się stało?-Zapytał Jim, kiedy dziewczyna stanęła w progu salonu jakby ją prąd poraził.
-TY?!
-I TY?!
Wszystkich głowy odwróciły się w stronę dwóch dziewczyn zachowujących się jakby zobaczył marsjanina.
-Coś się stało?-Z zaciekawieniem w oczach wyskoczyła Heather.-Skąd się znacie?
-Nie nic-powiedziała Kate, przywołując nienaturalny uśmiech na twarz.-Ze spotkań religijnych.
Daphne zrobiła minę, jakby chciała powiedzieć jej na migi: “Pojebało cię? Ja nawet nie wiem jak wygląda kościół!”, ale nikt juz na to nie zwracał uwagi, bo Ginny wniosła na rękach wazę z gorącą zupą, a za nią leciały jeszcze dwie inne.
-Siadajcie co tak stoicie?-spiorunowała ich spojrzeniem.
-No bo my chcielibyśmy coś powiedzieć-zainteresowanie wszystkich znowu spoczęło na nich.-No więc-odchrząkną.-Ja i Daphne pobieramy się-Ginny już zaczęła biec w ich stronę wykrzykujac gratulacje, ale James zrobił ruch dłonią mówiący “to nie wszystko”-Daph jest w ciąży.
Tedd'y zakrztusił się orzeszkami ziemnymi, które jadł, Vic wyglądała na prze szczęśliwą, a matka... Ech... Ginevra Molly Weasley runęła na ziemie jak długa.


Heh, miło, ze ktos oprócz Amandy i A&W nas czyta^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hinataa
Magiczny ktoś



Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:06, 25 Kwi 2008    Temat postu:

Mnie jest miło, że ja to czytam i czekam z przyjemnością..
Twoje blogi są powalające.. (nie mam nawet czasu ich komentować, szkoła kurde, szkoła dzisiaj nas nasza wychowawczyni ochrzaniła, że się w ogóle nie uczymy.. ale powiedzcie mi po co mi Szwabski ? dla niewtajemniczonych Niemiecki hmm..? nie zamierzam wyjechać do Niemczech)
Jeszcze podoba mi się "mały-potter" ale niestety właściciele bloga zachorowali i nie ma notki już chyba od sierpnia chyba.
Pozdrawiam was i czekam z utęsknieniem na news
:***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Pią 18:18, 25 Kwi 2008    Temat postu:

Heh wielkie dzięki.. To dziwna ta choroba, ale może coś poważnego ^^.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ginnowatydyskusnik.fora.pl Strona Główna -> Jimmowa Seria Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 3 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island