Forum www.ginnowatydyskusnik.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Tatusiem być ;)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ginnowatydyskusnik.fora.pl Strona Główna -> Jimmowa Seria
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Śro 15:23, 16 Kwi 2008    Temat postu: Tatusiem być ;)

- O nie. Nie, nie, nie. James nie. Nie! Błagam nie! – krzyczała. Albus klepał ją pocieszycielko po ramieniu.
- Przestań – jęknął jej brat z fotela.
- Przestań! TY IDOTIOTO – ryknęła.
- Wypraszam sobie – powiedział cicho.
Lily poczęła przechadzać się po dormitorium brata.
- To ty powinieneś mi prawić morale, nie ja. To ty jesteś do cholery najstarszy – mówiła.
- No właśnie – żachnął się James.
- Jimmy. Pomyśl. Twoja odpowiedzialność sięga niżej niż odpowiedzialność kota. Czy ty musisz bzykać wszystko co się rusza?
- Nie wszystko.
- Nie. Tylko połowę szkoły – zakpiła.
- Dzięki za wsparcie.
- Po coś mi to mówił. Mogą was wywalić.
- Jej i tak to nie zaszkodzi.
- Tak musiałeś wybrać najgłupszą blondynę po słońcem. Nie cierpię blondyn.
- Jesteś pewny? – zapytał Albus.
- Tym razem to chyba prawda. Widać, że przytyła, a ona prawie nic nie je.
- Toś się wpakował – mruknął.
- Ciąża, ciąża. James ty debilu!
- Kurwa! – wrzasnął.
- Tak teraz tu kuwrwujesz. Bzykałeś to wybzykałeś.


Trochę minie zanim ta notka będzie. Ale zaczynam temat.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ginnowata dnia Nie 21:51, 04 Maj 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Śro 19:21, 16 Kwi 2008    Temat postu:

ŚWIETNE!!! [Pada do stóp]
UWAGA! TO BĘDZIE NASZA SZANSA I NASZ WKŁAD W SWIAT PRZEDSTAWIONY PRZEZ SZAJBUSIĄTKO!!!
MOŻEMY PISAĆ TU CIĄG DALSZY HISTORI JAMESA [JEDNAK JEŚLI COŚ NIE SPODOBA SIĘ AUTORCE, TO BĘDZIE USUWANE]!!!
TO NIE MAJĄ BYĆ LUŹNE SUGESTJE, TYLKO FRAGMENT OPOWIADANIA!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Śro 20:19, 16 Kwi 2008    Temat postu:

Są takie chwile w, których chce się zniknąć. Rozpłynąć. Znaleźć w innym miejscu lub w innym ciele.
James coś o tym wiedział. Dzień w którym stanął w gabinecie dyrektorki z Kimberly u boku zapamięta na długo. Blondyna też była zdenerwowana. W końcu tu chodzi o jej LINIE.
Dyrektorka odchrząknęła. W głowie słyszała tylko swój głos powtarzający "BANDA GAMONI"
- Więc...
- Nie zaczyna się zdania od "więc" - poprawiała kobietę Kim. James przejechał otwartą ręką po twarzy. LITOŚCI
- Czy pani nie zdaje sobie sprawy z waszej sytuacji? - zapytała ostro dyrektorka.
- No zrobił mi dzieciaka to niech je teraz odrobi.
- Dziecka się nie da odrobić.
- On nie ma wyboru - powiedziała blondynka.
- KOEL DO CHOLERY! - wrzasnęła McGonagall.
- Niech pani nie krzyczy,
- Czy ty naprawdę jesteś taka głupia? Koel ja wiem mądrością nie grzeszysz, ale żeby aż tak?
- A ja to tu po co? - zapytał Jim
Dyrektorka obrzuciła go spojrzeniem typu “Chyba sobie żartujesz”, a policzki poczerwieniały jej ze złości. Chłopak spodziewał się, że McGonagall wrzaśnie tak głośno, ze będą go musieli zeskrobywać ze ścian, ale ona odparła spokojnie:
-Panie Potter, za to... dziecko, ponosicie równą odpowiedzialność.
-Kiedy ja...
-Nie obchodzi mnie to-zamachała dłonią, jakby miała zamiar odgonić od siebie Jamesa.-Ponieważ nie jesteście pełnoletni, żadne z was nie ma prawa podjąć decyzji o aborcji. Wasi rodzice zostaną zawiadomieni o zaistniałej sytuacji...
James pobladł. Czuł, że nogi sie pod nim uginają, a jedyną rzeczą jaką pragnie to jak najszybciej opuścić gabinet dyrektorki. Koel krzyczała coś jakieś groźby pod jego adresem i jeszcze, że nawet jeśli bachor się urodzi, to ona nie ma zamiaru zmarnować sobie życia... On jednak słyszał tylko w kółko powtarzające się zdanie: “Wasi rodzice zostaną powiadomieni o zaistniałej sytuacji”...

Pisane przeze mnie i przez Nozycorenka Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Śro 21:19, 16 Kwi 2008    Temat postu:

- O nie - jęknął James. Albus zaczął się przeraźliwe śmiać.
- Dobrze ci tak - powiedziała Lily.
James otworzył wyjca i od razu w Wielkiej Sali rozbrzmiały krzyki jego matki. Przełknął głośno ślinę.
- Dziecko! James! Dziecko! Czy ty rozumiesz! Ty idioto! Ojciec jest wściekły! Dzisiaj wieczorem będziemy! I niech cię broni ręka boska!
Albus się śmiał, a James'owi chciało się płakać. Wieczór pomyślał. Przecież wieczór jest teraz. Matka wysłała list rano. Zaraz będzie musiał zmierzyć się z matką. Ojciec to inna historia... I jak na zawołanie McGonagall krzyknęła : Potter i Koel do mojego gabinetu!
James szedł jak na ścięcie. Koel rzucała mu nienawistne spojrzenia. Na chwilkę przystanął i o mało co nie walnął jej w łeb.
Chimera ustąpiła przed McGonagall nawet nie pytając o hasło. James wszedł za nią i za Kim. Przełknęła po raz ostatnio ślinę i wszedł...
W pokoju siedzieli jego rodzice, oraz państwo Koel. Matka Kim była taka sama jak córka, wyglądały jak dwie upośledzone bliźniaczki, ale jej ojciec był inny... Był dobrze zbudowanym facetem i widać było, że nikt mu nie podskoczy.
- Państwo wiedzą... - zaczęła McGonagall, ale facet jej przerwał.
- Wiemy! Ot co! Ten chłopak zrobił bachora mojej Kim.
- Taaa ona raczej nie była przeciwna.
- James! - wrzasnął jego ojciec i on teraz zaczął się go bać. Prawdą jest, że gdy miał 5 lat to trochę odczuwał lęk przed ojcem, ale potem...
-Może chcesz Harry porozmawiać z nim na osobności? - zapytała dyrektorka. Gdyby wzrok zabijał leżała by już na podłodze, a James prawdopodobnie byłby w drodze na Srilanke.
-Wyjdźmy-warkną.
James, wręcz wybiegł, do pokoju obok, który wskazała dyrektorka. Z jednej strony był wdzięczny, ze nie musi rozmawiać z Koel, narażając się na cios od jej, wyglądającego jak kulturysta ojca. Z drugiej jednak, nie widział aby jego rodziciel był tak wściekły... No może kiedy chciał zmusić Ala do skakania z dachu, ale...
-JAMESIE SYRIUSZU POTTERZE! COŚ TY SOBIE MYŚLAŁ?
-Ja... Ja...
-JA! JA!. CO TY? JAK TY TO SOBIE WYOBRAŻASZ?! DZIECIAK W WIEKU 16 LAT! UPRAWIANIE SEKSU W WIEKU 16 LAT! CZY JA I MATKA TEGO CIĘ UCZYLIŚMY?!
Jim, cofał się z każdym słowem ojca, tak, że na końcu upadł na obity perkalem czerwony fotel. Skroń ojca pulsowała niebezpiecznie, a okulary przekrzywiły mu sie na nosie. Teraz zastanawiał się, jak mógł nie odczuwać przez te wszystkie lata respektu do niego. Może gdyby rzadziej maszerował po domu w stroju królika...
-KIEDY PRZYSZEDŁ LIST MATKA PŁAKAŁA CAŁĄ NOC! NIE ALBUS, NIE LILY, TYLKO JAK ZWYKLE TY!
-Zabezpieczyliśmy się-przypominało to bardziej piśnięcie szczeniaka niż jego normalny głos.
-Zabezpieczyliście?! ZABEZPIECZALIŚCIE?!-Zawył histerycznym śmiechem.-To coś wam chyba nie wyszło! James... Kurwa, coś ty najlepszego zrobił?! Myślisz, ze ten olbrzym pozwoli na aborcje? Jeśli tak to się mylisz! Matka też na to nie pójdzie, więc niech do tej twojej tępej główki dojdzie. Od tej chwili jesteś O J C E M.
To brzmiało dość poważnie. Gdy myślał, że matką jego dziecka może być Penelopie to nawet się troszkę cieszył, ale Kimberly Koel?
- James! - krzyknął jego ojciec.
- Tak? - zapytał najciszej jak umiał.
- Czy ty myślisz, że ja skoczyłem?
- J-ja... n-nie wiem - wyjąkał.
- Wstań - warknął.
Nie wstał, zbyt się bał.
- WSTAŃ - ryknął. James podskoczył - Skończyło się James. Dosyć samowolki. Wracasz z nami do domu! Chcę mieć cię na oku!
- Nie! Zostaję - sam się dziwił swojej odwadze.
Harry Potter wziął zamach i zdzielił synowi równo w łeb. Jimm się aż zachwiał.
- Jedziesz. Rozumiesz James! Koniec zabawy. Ty nie jesteś już dzieciakiem. Czas dorosnąć.


Kolejny odcinek pisany wspólnie z Szajbusiatkiem xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nozycorenka dnia Śro 21:19, 16 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Czw 17:08, 17 Kwi 2008    Temat postu:

Beżowa koperta, wciąż zmięta w jego dłoni, bardziej przypominała śmieć niż list od jego byłej.
-Głupia Koel. Głupia menda - warczał James.Kim nie wysyłała alimentów od jakiegoś pół roku, bo podobno “Nie mogła znaleźć pracy”. Trochę ją rozumiał, bo jeśli twoja edukacja zakończy się na 6 roku to na prawdę ciężko cokolwiek znaleźć. Z drugiej jednak strony, teraz on ze swojej godnej pożałowania pensji, musiał utrzymać 3-latka.
Coś pociągnęło go za nogawkę. Spojrza w dół, na rozczochraną blond-czuprynę.
- Chris co tym razem? - zapytał ostro.
- Bo w tym okoju straszy - odparł malec.
- Miałeś spać! - krzyknął. Chłopczyk obrzucił go pogardliwym spojrzeniem.
- Lyanne nie musio chodzić spać o 18 - powiedział.
- Ale ty musisz - warknął.
- Nie lubie cie - powiedział malec.
- A ja się bardzo z tego cieszę - odrzekł - Głupia Koel - dodał cicho.
- Czy ty musisz isc z tą panią? - zapytał płaczliwie.
- A co masz do tej? - zapytał sceptycznie.
- Jest bzidka. Ma czarne włosy. Boję się
- Melinda miała za długie zęby. Penelopie miała kota. Co jeszcze?
- Bo nam jest dobrze tak.
- Chris. Potrzebujesz matki - powiedział biorąc chłopca na ręce.
- Ale ja mam mamę - zarzekł się.
- Kim przychodzi tu raz na dwa miesiące.
- Starczy mi. A ty nie potrzebujesz jakieś kobety. Zaniedbasz mnie.
- Ile razy mam ci powtarzać, że jestem twoim ojcem i by wypadało jakbyś mówił do mnie tato? - zapytał Jim.
- Zależy.
Zmarszczył brwi. Gdzie popełnił błąd wychowawczy? Może zostawiając go na rok z dziadkami? No ale jak niby miał go uchować w Hogwardzie? Albo wtedy, kiedy pierwszy raz wyszedł wieczorem mimo namolnych próśb, aby pobawili się razem klockami.
-Od czego zależy?
-Nie wiem-wzruszył ramionami.-To ty powinnieneś wiedziec... Tatusiu.
- Miła odmiana.
Doszedł do pokoju syna.
- Ale wies, ze jeśli sobie pójdzies to ja mogę coś zrobic.
James zmarczył brwi.
- Co zrobić?
- Nie wiem. Mogę podpalic dom.
- To wtedy sobie inaczej pogadamy - warknął.
- Nie kochas mnie! Nikt mnie nie kocha! Wujek nie zostawia Lyanne i Douga samych!
- To się przeprowadź do Scorpiusa i Rose.
- Nie, bo jak cię zostawie to cos sobie zorbis.
- Niby co?
- Nie wiem co ci siedzi w głowie.
- Czy ty możesz mi okazać choć odrobinę szacunku?
- Nie wiem.
- To się dowiedz.
- Ale nie idz.
- Chris skończ, bo zaraz nie wytrzymam i ci coś zorbię.
- Wujek nie bija Lyanne i Douga - powiedział malec.
- A ja ciebie tak i co?
- To, ze tak nie wolno.
- Lyanne i Doug szanują swoich rodziców.
- Bo zasłużyli.
- Ta rozmowa prowadzi donikąd - stwierdził Jim.
- Bo TY jesteś niemorlany - podkreślił słowo TY.
- Nie ty smarkaczu - warknął Jim - Idę i pamiętaj, że jeśli cokolwiek się z tym domem stanie to pożałujesz.
Wyszedł z pokoju syna i zamknął drzwi na klucz. Tak na wszelki wypadek

Znowu pisane z Nozycorenka. 4 lata później. Ale wrócimy do tamtych czasów też Very Happy P.S. Na Lily i Rose będą zmienione dwie noty. Na Lily ta ostatnia, a na Rose pierwsza Very Happy Zeby się zgadzało z ojcostwem Jimma.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ginnowata dnia Czw 17:22, 17 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Czw 19:52, 17 Kwi 2008    Temat postu:

Przecież zamknął szopę na klucz. No tak, ale Chris ma swoje sposoby. James z trudem powstrzyamł się od zabicia syna. Malec leciał na JEGO miotle. Na jego błyskawicy.
- NA DÓŁ - ryknął. Chris nie zleciał, ani mu się śniło. James posunął się nieco dalej. Wyjął różdżkę z kieszeni szaty i wrzasnął "Accio Chris". Chłopiec zachwiał się i spadł z miotły lecąc wprost w ramiona ojca.
- Ej! - wrzasnął malec.
- Czy ja ci nie mówiłem, czegoś - zapytał Jim.
- Nie lataj na miotle - wyrecytował chłopiec.
- Ale ty jesteś ponad moje zakazy, tak?
- Zależy.
- Christopher.
- No co?
- Nie "no".
James postawił syna na ziemię i złapał go za rękę.
-Kazałem ci siedzieć w pokoju-warkną ciągnąc go w stronę domu.-Czy tak trudno zrozumieć 2 proste słowa? SIEDZIEĆ W POKOJU!
-To tsy słowa-odpowiedział maluch, w ogóle nie przejęty tym, że zepsuł właśnie ojcu wieczór. W sumie, to właśnie o to mu chodziło.
-Nie obchodzi mnie to, odprowadzam cię. Jak tylko wrócę to porozmawiamy sobie ina...
Nie skończył, bo nad ich głowami przeleciała błyskawica. Trafiła z impetem w nieotynkowane ściany domu i spadła na ziemie w kawałkach. Z ust Jimma wydobyło się coś na kształt krzyku rozpaczy. Puścił syna, który upadł na tyłek i pobiegł w stronę 'zwłok miotły'. Witki wygięły się pod dziwnymi kontami a rączka, podzielona była teraz na 3 części zwisające jak jakieś obumarłe kończyny.
Ręce mu się trzęsły a w głowie pojawiły sie obrazy przedstawiające zabicie Chrisa. Jedyny luksus na jaki pozwolił sobie przez ostatnie 3 lata – od urodzenia syna. Jego miłość, pasja i przyjaciel.
-Tatusiu-usłyszał piskliwy głos i pociągnięcie nosem.
-Ta... Ta... TATUSIU?! TATUSIU?!
Poderwał się na równe nogi, złapał syna za ręce i szarpną w stronę wejścia.
-Tatusiu, bolii!
Nie daruje mu tego. O nie! Wszystko , ale nie jego miotła. Nie jego błyskawica. To była jego ukochana miotła. Dostał ją od dziadków, a teraz ten pożal się merlinie... o nie.
- Boli - zajęczał Chris.
Nie odpowiedział.
- Tatusiu - jęknął malec.
Koniec samowolki pomyślał Jimm. Skończyło się. Brak dyscypliny dał o sobie znać. Tym razem mu nie daruje.
Chris popłakiwał cicho. Nie da się znowu nabrać. Wziął chłoopca na ręce i ruszył szybko po schodach w stronę jego pokoju. Otworzył drzwi kopniakiem. Chris jęknął. “Nie tym razem” powtarzał James w myślach. Zrozumiał co jego rodzice musieli przeżywać przez tyle lat mając go i Lily za dzieci. Al i Heather to już inna historia...
- Przepraszam - powiedział cicho Chris gdy James odłożył go na ziemię.
- Koniec Chris. Zaniedbałem obowiązki ojca...
Złapał chłopca w pasie i podniusł ręke do góry, aby wycelować cios w jego pośladki. Mały zasłonił twarz drobnymi rączkami w starając się myśleć o wszystkim, ale nie o chwili teraźniejszej.
-James!
Oboje zamarli, patrząc na stojącą w progu czarno-włosą kobietę. Ubrana była w zieloną obcisłą bluzkę i jeansową mini spódniczkę. Jimm oblizał spierzchnięte wargi, wyobrażając sobie jak mógłby zakończyć się ten wieczór gdyby nie wybryk jego syna... a może jeszcze jest szansa, żeby wszystko ułożyło się po jego myśli?
-Amanda, nie wiedziałem, że juz przyszłaś.
Wstał z ziemi otrzepując spodnie, a Chris wykorzystał chwile i zwiał za łóżko. Zanim zamkną drzwi ojciec posłał mu ostatnie jadowite spojrzenie.
Gdyby James wiedział, co stanie się podczas gdy on, razem z Amandą będzie zabawiać się w swojej sypialni, za pewne najpierw zabił by wszystkie okna i drzwi deskami, a syna przykuł do kaloryfera.
-Zobaczymy się na kursie-zaświergotała dziewczyna. Jej włosy były zmierzwione, a bluzkę ubrała na lewą stronę.
-Już tęskne-wyszeptał jej do ucha, po czym odprowadził do drzwi.
Gdy Amanda zniknęła z pola widzenia, wbiegł na górę. Mimo, że złość już mu trochę minęła, nie miał zamiaru pozwolić aby jego synowi uszło to na sucho.
-Chris-cisza.-Christopher-znów nie uzyskał jakiejkolwiek odpowiedzi.-Chris kurwa, wyłaź, to obiecuje że nic ci nie zrobię.
Wyciągną różdrzkę i mrukną “Accio Chris”, ale nic się nie stało. Jego syna nie był w tym pomieszczeniu. Ba, jego syna nie było w promieniu mili, bo zaklęcie nie zadziałało.
Gdyby tylko mógł cofnąć czas. Prawda Chris zasłuzył. Ba! On zasługiwał sobie od 2 lat czyli od czasu kiedy zacżął chodzić. James zbiegł na dół i sprzed domu teleporotwał sie przed domem rodziców. Wbiegł szybko do domu. Była już 5.
- On... - wyspał. Ginny spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Co się stało? - zapytał Harry.
- Zniknął. Chris zniknął.
- Jak to zniknął?! - krzyknęła Ginny.
- Nie wiem. Ja byłem... eee w swoim pokoju i jak potem.... to go nie było - tłumaczył kulawo.
- Może się schował? - podsunęła jego matka modląc się w duchu o to by była to prawda.
- Użyłem "Accio'' nie zadziałało.
- James! Cholera! - wrzasnął jego ojciec.
- Nie krzycz. Cholera. Czy on zawsze musi coś wykombinowac?
- Cos mu zrobił? - zapytała Ginny - Chyba nie powiesz, że 3-latek uciekłz domu bo mu się tak podobało.
- Poniosło mnie trochę.
- Trochę?
- No dobra chciałem go zlać1 - krzyknał.
- Idę go szukać - powiedział Harry i wyszedł.
- Jimm co się z wami dzieje?
- On w ogóle nie słucha. Wyszedłem. Kazałem mu być w pokoju. Miał spać. Ale on jak zawsze musiał postawić na swoim. Włamał się do szopy i zabrał miotłe. A potem ona się ... walła w dom i się zniszczyła.
- Jimmy znajdzie się - powiedziała pocieszająco Ginny.
- Ja go kocham - jęknął u ukrył twarz w dłoniach.
- Wiem kochanie wiem - głaskała go pocieszająco po włosach.
- Kurwa - zaklął. Nie wiedział ile minęło godzin, zanim usłyszeli skrzypeienie drzwi. Czas ciągnał się nie miłosiernie.
- MAM GO! - krzyknał jego ojciec od progu.
- Był u Kimberly - wytłumaczył jego ojciec.
Tatususiu nie bądź zły - powiedział cicho Chris
Zły? Cała złość gdzieś uciekła, na jej miejscu pojawiły się wyrzuty sumienia. Ledwo podniósł się z krzesła na którym siedział, przeszedł dwa kroki i klękną na przeciw Chrisa. Mały wyciągną ręce przed siebie. Liczył, że tatuś go przytuli, ale ten chwycił je delikatnie w swoje dłonie.
-Nie rób tego. Nigdy więcej-jego głos był spokojny i wyprany z emocji. W oczach małego pojawiły się łzy. Czemu ojciec nie wziął go na ręce i nie przytulił mocno do siebie, jak zawsze się dzieje w książkach, które oglądał z Lyanne?
-Tatusiu...-wybełkotał.
-NIE RÓB TEGO NIGDY WIĘCEJ!-Szarpną małym mocniej niż by chciał i chłopiec upadł na ziemie.
Harry odciągną syna od płaczącego dziecka, które Ginny wzięła na ręce i przytuliła mocno. Wybiegł na dwór. Nie potrafił zrobić tego, nawet dla swojego syna. Nie potrafił powiedzieć “Kocham”.


STRASSSSSSSSSSSSZNIE DŁUGIE I JEŚLI KTOŚ NIE CZYTA NA BIERZĄCO TO PEWNIE SIE NIE DOCZYTA [Współczucia]. Kolejna część pisana wspólnie z Szajbusiatkiem i postanowiłyśmy nie wracać [narazie] do starego czasu. Jeszcze jedna/ dwie części będą z Chrisopherem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amanda
Hogwartczyk



Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:06, 17 Kwi 2008    Temat postu:

Ja nie powinnam tego czytać...Smile
Rodzice mogą się teraz zastanawiać nad moim zdrowiem psychicznym:)
To było zajebiste po prostu...Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Czw 20:15, 17 Kwi 2008    Temat postu:

Piszemy właśnie kolejną Very Happy Jimm to głupek Very Happy Chciał biednego Chrisa zbić, bo mu miotłę popsuł - pedał Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Czw 22:39, 17 Kwi 2008    Temat postu:

-Dzięki, że mogłem u was zostawić Chrisa, opiekunka rozchorowała się w ostatniej chwili i...
-Jimm'y. Nie musisz sie tłumaczyć. Wiesz, że jeszcze jedno dziecko, to dla nas żaden problem, a Madeline, będzie miała towarzysza zabaw.
James miał lekkie wyrzuty sumienia, gdy Victoire potrząsała swoim platynowym bobem w dobrodusznym matczynym stylu, zwłaszcza, ze opiekunka wcale sie nie rozchorowała. Po prostu dowiedziała się, że nie jest jedyną 'dziewczyną' swojego pracodawcy.
-W takim razie przyjdę po niego o 17.
-Może zostać nawet do 20. Wyluzuj sie i zdaj te egzaminy!
-Ale..
-No już, niech cię nie widze! Nic mu się nie stanie przez parę godzin spędzonych z ciotką.
Pokiwał głową i ruszył w stronę wyjścia. Tuz przed drzwiami staną na chwile. Czemu Chris, jak zawsze nie uwiesił się jego nogi i nie zaczął jęczeć i wymuszać na nim, żeby został? Obrócił się. Mały siedział na dywanie w salonie i składał z siostrami Lupin puzzle.
-James, bo cię wyrzucę-usłyszał za sobą głos kuzynki.
Przekręcił klamkę i wyszedł. Odczuwał dziwną pustkę. Jakby coś, właśnie miało się skończyło.

Victoire spojrzała na córki i Chrisa. Chłopiec z wielką zawziętością wciskał zły puzzel do układanki.
- Ej to nie tu - powiedziała Medaleine.
- Co ci? - zapytała Anette.
- Nic - odparł lekcważąco chłopiec.
- To odłóż tego puzzla.
Victoire pokręciłą z rozbawieniem głową.
- I niech go trafi piorun - powiedział nagle chłopiec.
- Kgo? - zapytała Anette.
- Jego.
- Czyli? - włączyła Medelaine.
- Jego - powtorzył z nacieskiem.
- Wujka? - spytała Anette.
- Taaa...
- Ja bym z domu nie zwiała - powiedziała strasza z sióstr i wstała z podłogi.
- Bo twój tata jest normalny.
- Chris James jest norlany - powiedziała ostro Victoire.
Ku zdziwniu wszystkich chłopiec się rozpłakał. Victoire wzięła go na ręce i mocno przytuliła.
- Bo... on... nawet... mnie.... nie.... przytulił - mówił dusząc się łzami.
- Och Chris. Nie płacz.
- A mama... ona była zła.
- Kochanie. Kim nie była zła - zapewniła go Victoire jednak chłopiec potrząsnał głowa.
- Powiedziała, że jej przeszkodziłem.
W głowie Victoire ułożyła się jedna myśł "Wredna suka"
- Już nie płacz.
- Ja nie chciałem.
-Chris słonko tata miał powód by być zły – powiedziała.
-Jakie?
Vic zamarła. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Nie wiedziała nawet dokładnie o co chodzi. Słyszała, od Teddy'ego, że mały zwiał, ale nie wiedziała z jakiego powodu.
-Napewno były one... ważne-uśmiechneła sie słabo.-Co wy na czekolade na gorąco?
Buzie wszystkich dzieciaków nagle stały się bardzo szczęśliwe.

-Potter...Potter! Skup się!-Usłyszał ochrypły głos należący do Nathaniela-starszego faceta z biura aurorów.
-Przepraszam, zamyśliłem się.
-Wywiesili już wyniki, możesz iść do domu.
-Ale czy to znaczy, ze ja nie...
-Uspokój się. Masz szanse na drugie podejście za trzy miesiące.
-Płatne trzy miesiące-dodał James.
-Za marzenia się płaci Potter. Dowidzenia.
James miał ochotę krzyczeć. Kim nie płaci alimentów, rodzice mu nie pomagają, utrzymuje siebie i dzieciaka, wyskrobał całe oszczędności na wynajęcie domku na przedmieściach, to teraz jeszcze to? Proszenie ojca o pieniądze było ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę, zwłaszcza, że wziął sobie za punkt honoru, ze do wszystkiego dojdzie sam.
Spojrzał na zegarek. 16:30. Może chociaż zachowa resztki dobrego imienia i odbierze dzieciaka punktualnie od Lupinów.

Zapukał do drzwi domu Lupinów.
- Ile razy mam ci mówić żebyś nie pukał? - zapytał rozbawionym głosem Tedd, ale spojrawszy na minę James'a, dodał - Co jest?
- Nie zdałem. Kurwa wszystko się pieprzy.
- Przecież dobrze ci szło.
- Taaa, ale teraz nie idzie dobrze - mruknął posepnie - Do tego Chris...
- Młody żalił się Vic - powiedział Tedd,
- Aż tak zły ze mnie ojciec? - zaśmiał się ocgryple.
- James to nie jest zabawne. On nie ma do ciebie szacunku, bo ty o to nie zabiegłeś. Zacznij zachowywać się jak ojciec.
- Do czego mnie posłało to bycie ojcem. Zwiał.
- Postaraj się.
- CHRIS! - zawołał. Chłopiec przyszedł po chwili.
- Do zobaczenia - powiedział James i razem z synem teleprotwał się pod dom.
- Jak było? - zagadnął chłopca.
- Fajnie.
- Co jest?
Weszli do domu.
- Nic - odpowiedział - Kochasz mnie? - dodał nagle.
James nie wiedział co powiedzieć. Kochał go.
- Tak - powiedział po chwili.
- A mama?
- Chyba też.
- Nie wiesz.
- Chris ja nie wiem kogo kocha twoja matka.
- Ale mam ciebie?
- Masz.
Chłopiec pobiegł do salonu. James wspiął się po schodach do syapilani. Tylko chwilę sie zdrzemnie. No, ale nie wiedział, ze za ta chwile słono zaplaci.
Chris dostrzegł różdżkę na stoliku. Sięgnął po nią. Przypomniały mu sie słowa ojca " Nie wolno ci ruszać mojej różdżki" Ale on tylko zobaczy i odłoży. Zaczął wywijać nią skomplikowane ruchy i BUM. Spadł żyrandol.
James'a obudzily hałasy. Bał się zejść na dół. Złość w nim zagotowała. Po czymś takim kolejny numer. Nie daruje.
Chłopczyk siedział na dywanie, w ręku trzymał różdżka. Cis, 8 cali, włókno z serca smoka. Zaraz obok na dębowy stolik spadł kryształowy żyrandol. Jego pokruszone części rozsypały się po całej podłodze.
-CHRISTOPHER!
-To nie ja!-powiedział od razu i rzucił różdżkę na kanapę.
-CHRISTOPHER-powtórzył zdenerwowany.
-Tatusiu kocham cię. Nie gniewaj się na mnie!
James jeszcze raz spojrzał na to co stało się w jego salonie, a potem przypomniały mu się słowa wszystko-wiedzącej Rose. “Mebli, ani jedzenia nie można wyczarować, lub są krótkotrwałe. Nie wszystko można również naprawić.”. To co teraz zobaczył, było jedną z rzeczy nie do naprawienia.
-Czy ty myślisz, ze pieniądze spadają z nieba?!
-Niee. Tatuś zarabia pieniążki-przybrał świety wyraz twarzy. Wyglądał niczym mały aniołek ze swoimi poczochranymi blond włoskami i wielkimi czekoladowymi oczkami.
-Właśnie TATUŚ zarabia pieniążki! I to-wskazał na kawałki żyrandola.-kosztowało tatusia 2-miesięczną wypłatę.
-Czy to dużo?-Zapytał wciąż spokojnym tonem.
-Na tyle dużo, żeby TATUŚ przylał CHRISOWI po dupie.
Mały spojrzał na ojca przerażonym, po czym porwał jego różdżkę i wbiegł do kuchni. James pobiegł za nim, ale rozczarował się. Drzwi były zamknięte.
-CHRIS OTWÓRZ!
-NIE!
-CHRIS!
-NIE!
Potter zamkną oczy, policzył do pięciu, uspokoił się. Ruszył szybkim krokiem na górę. Wiedział, ze gdzieś tam musi być zapasowa różdżka... Gdzieś tam...

Christopher siedział na wysokim stołku w kuchni, obserwując ćmę. Chciała wylecieć na dwór, ale przez światło, była teraz niemal niewidoma. Coś go ruszyło. Uchylił okino, ale ona wciąż bładziła po nie posprzątanym stole.
-Leć motylko bzydulinku.
Motylek jednak nie poleciał. Podszedł do niego. Wziął do rąk i chcąc wyżucić przez okno odkrył coś dziwnego. Na początku, myślał, ze motylek zmienił się w poczwarke, ale po chwili zrozumiał, ze niechcący wyrwał brzydulinkowi skrzydełka.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Krzyk rozpaczy i strachu przeszył powietrze.

James usłyszawszy krzyk przeraził się. Co znowu mógł zrobić jego syn? Z pewnością cos destrukcyjnego. Wygrzebał z szafki nocnej starą szkolną różdżkę i zszedł na dół.
- Chris otwórz! - zawołał.
- NIE! - krzyknął chłopiec.
- Christopher jeśli otworzysz do będę eee łagodny.
- NIE!
- Sam się prosiłeś - wycelował różdżką w drzwi - Alohomora. Zame puścił. Wszdł do kuchni. Na twarzy chłopca zastygło przerażenie. Dobrze wiedział, że przesadził i że tym razem nic nie dadzą prośby, błagania czy jakiekolwiek przeprosiny. Jimm położył różdżkę na blacie.
- Christoper! Chodź tu! - wskazał ręką na podłogę. Chłopiec pokręcił głową, a po policzku spłyneła mu łza.
- Powiedziałem coś.
- Ale to naprawdę ostatni raz - zapewnił chłopiec.
- Ostatni raz to miał byc jak podpaliłeś mój podręcznik, albo jak bawiłeś się różdżką dziadka. Wymieniać dalej?
- Nie - powiedział cichutko chłopiec.
- Pojdejdź tu - powiedział spokone Jimm, ale gotowało się w nim ze złości.
- Proszę - jęknał chłopiec.
- Podejdź tu - powtórzył James.
Chris zaczął płakać.
- Chris daje ci ostatnią szansę, albo tu podjedziesz, albo ja podejdę, a wtedy będzie nie miło.
Chłopiec wstał i chwijnym krokiem podszedł do ojca.
- Przepraszam - wybąkał.
-Nie Chris. Nie tym razem.
W głowie James słyszał głos swojego ojca: “Nie umiesz wychować nawet własnego syna”, matki: “On jest gorszy od ciebie. Stań się nareszcie rodzicem”, Teddy'ego: “ On nie ma do ciebie szacunku, bo ty o to nie zabiegłeś”. Nie chciał tego robić, ale tyle osób tego od niego wymagało.
Złapał mocno Chrisa i przełożył sobie przez kolano. Chłopiec wierzgał i krzyczał przeprosiny. Uniósł rękę do góry.
-AAA!
Znowu.
-AAA!
I znowu.
-AAA!
Chłopiec położył się na ziemie. Płakał. Tatuś mówił, że go kocha... MÓWIŁ! Wujek Scorpius i ciocia Rose kochają swoje dzieci, więc ich nie biją. Wujek Tedd'd i ciotka Vic też... Czy tata go nie kochała? Czy kłamał?
James był roztrzęsiony. Pierwszy raz w życiu uderzył swojego syna. Wyszedł najszybciej jak mógł z kuchni zabierając ze sobą obie różdżki, ale zostawiając zapłakanego 3-latka.

Gdyby Chrisa nie było. Gdyby... No, ale go kocha. Nie mógłby go oddać. Nie mógłby zostawić. Przecież to jego dziecko. I jego cholerny obowiązek. Przecież ma 19 lat. Sam jeszcze jest dzieckiem. Nie dorósł do roli ojca. Kopnął w szafę z bezsilnej złości. Z kuchni dobiegał go płacz.
- Kurwa - zaklął.
Poczucie winy. Okropne uczucie. Ale przecież Chris zasłużył. Łatwiej było mówić, że zasłużył niż obwiniać siebie.
Ruszył w stronę kuchni. Gdy tylko Chris go zauważył zerwał się na równe nogi i shcował się za stołem.
- Chodź - powiedział. Chris pokręcił głową krztusząc się płaczem.
- Chris nic ci nie zrobię. Chodź.
Nie przyszedł. James podszedł do malca. Wziął go na ręce. Chris wierzgał nogami. Bojąc się powtórki.
- Nie zrobię ci nic - powiedział James. Nie uwierzył. James wspiął się na górę. Chris cały czas wierzgał nogami.
- Do cholery! Przestań, bo starce cierpliwość - warknął James. Wszedł do pokoju syna. Postawił go na ziemi i wyszedł zamykając drzwi na klucz.
Rose pomyślał i teleportował się do kuzynki.
- Jimm! - zawołała.
- Rose ona nie chce spać! - krzyknął z góry Scorpius.
- Rose ja... uderzyłem go - powiedział.
- Jimmy - szepnęła Rose i przytuliła go niczym matka pocieszjąca swoje dziecko.
- Jestem okropnym ojcem - zajęczał.
- Nie jesteś.
- Rose ja go uderzyłem. Rozumiesz?
Wyrwał się z ramion kuzynki i usiadł na kanpie.
- Co zrobił?
- Bawił się moją różdżką i zniszczył żyrandol. 2 miesiące na niego tyrałem. Kurwa. Kim nie płaci alimentów. Nie zdałem egzaminów. Ojciec się wścieknie. On w ogóle mnie nie szanuję. Ja mam tylko 19 lat.
- Ja mam 18, Jimm.
- Ale ty masz wsparcie Rosie. A ja... Szkoda słów. Ciągle tylko słyszę jaki to ja jestem beznadziejny. Syn mnie nie słucha, bo ja nie potrafię go wychować.
- Nie zadręczaj się.
- On mnie nienawidzi.
- On cie kocha James. Kocha, ma tylko ciebie.
Tylko jego, ma aż jego. Pewnie lepiej by było gdyby nie on był jego ojcem tłukło się w jego głowie.


PISANY W WRAZ Z SZAJBUSIĄTKIEm. MAMY FAZE xD


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Nozycorenka dnia Czw 22:50, 17 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Pią 1:07, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Plan Jamesa był prosty:
-Zdobyć zaufanie Chrisa.
-Zostać super-tatą [mimo swojego wieku].
-Zdać egzaminy na co najmniej 4.
-Przestać unosić sie dumą i poprosić ojca o pożyczkę.
-Spławić Amande.
-Poszukać kobiety, która mogłaby zostać matką, dla jego syna.
-Ta kurwa... Zapomniałem jeszcze tylko o obrabowaniu banku i podbiciu świata.
Wstał od starego biurka, przeniesionego przy przeprowadzce z domu jego rodziców. Musiał się pouczyć teorii, jeśli nie chciał płacić za kolejne 3 miesiące nauki, a jutro z samego rana leciał do pracy. Tak... bycie sprzedawcą mioteł w sklepie w którym niemal codziennie mógł zobaczyć uśmiechniętych od ucha-do ucha 18-20 latków, którzy nie mieli zobowiązań i albo utrzymywali ich rodzice, albo znaleźli jakąś ciepła posadkę z której nie ruszą się do końca życia, nie było szczytem jego marzeń.
Marzył o tym, żeby być szukającym w narodowej reprezentacji, nawet dostał taką propozycje. Niestety dziecko może przekreślić twoje plany w jeden dzień.
Westchną.
Nie miał zbyt wielkiego wyjścia. Rose wyjeżdża ze Scorpiusem do Dworu Malfoy'ów, a
nie chciał prosić po raz kolejny prosić Vic o pilnowanie Chrisa. Musiał wsiąść go do pracy.
Zabranie syn do pracy wiązało się z nie lada odwagą. Bo po pierwsze Chris miał dziwne destrukcyjne zdolności, w dodatku się do niego nie odzywał. Bywa i tak pomyślał smętnie i połozył się spać.
Rano obudził go jak zwykle budzik. Przeklnął go pod nosem i wstał. Ubrał sie szybko i poszedł obudzić Chrisa.
- Młody wstawaj - powiedizał trząscąc nim lekko.
Chłopiec spał jak zabity.
- Chris wstań! - powiedział głośniej.
Nic.
- Dobra. Skoro tego chcesz. Aquamenti - chłopca oblała zimna woda. Obudził się z wrzaskiem.
- Co ....
- Woda. Wstawaj Chris.
- Po co? - zapytał chłodno.
- Bo jestem twoim ojcem i ci każe.
- Bo inaczej mnie uderzysz?
- Chris proszę.
Chłopiec wstał. Jimm chciał mu pomóc się ubrać, ale Chris nie miał na to ochoty i ubrał się sam.
Jimm telerporotwał się z ni m na Pokątną. Sklep był juz otwarty. Widocznie właściciel przyszedł wcześniej. Pociągnął chłopca za sobą.
- Dzień dobry pani Marks! - zawołał do pracodawcy.
- James. Z synem dzisiaj?
- Nie miałem go gdzie zostawić - wytłumaczył.
- Nie musisz się tłumaczyć.
- Chris idź na tyły - chłopiec wykonał polecenie. Praca miajała mu szybko. Była juz prawie 16, gdy usłyszał z zaplecza jakiś huk. Jęknął w duchu. Wszedł na zaplecze razem z szefem. Dwie miotły były rozwalone. Przez jego syna. W dodatku były to najnowsze błyskaiwice, które kosztowały około 1200 galenów.
- POTTER! - krzyknął jego pracodawca.
- Przepraszma za syna.
- Nie przepraszam. Jesteś zwolniony Potter i nie licz na pensję za ostatni miesiąc.
- Ale jak ja...
Zadne ale. Dowdzienia - rzekł chłodno pan Marks. Jimm złapał syna. To przekroczyło wszelkie granice. Nie ma pracy. Jęknał w duchu i spojrzał nienawisntnie na syna, który przełnął głosno śline.
Teraz miał ochotę go uderzyć. Miał straszliwą ochotę w prać mu na dupę, tak żeby zaryczał się na śmierć. Oddać go na posługę do cioteczki Muriel, która miała już z 500 lat, albo sprzedać na targu niewolników. Albo jeszcze lepiej, wlać i sprzedać na targu ciotce Muriel.
Zebrał swoje rzeczy, wziął syna za rękę i nie mówiąc słowa teleportował się przed drewniany dom otoczony równo skoszonym trawnikiem. Nie, nie mieszkała tam ciotka Muriel ^^. Nie miał sił, ani ochoty dłużej dawać sobie ze wszystkim rady sam. Niemal wbiegł do kuchni.
Przy długim stole siedziała 5-osobowa rodzina. Ród-włosa kobieta i ciemno-włosy mężczyzna zajmowali główne miejsca. Niemal idętyczna z wyglądu 16-latka kopała ciemno-włosego chłopaka o beztroskim wyrazie twarzy. Na pierwszy rzut oka od obrazka jakby trochę odstawała dziewczynka o blond-włosach, ale jeśli się dłużej przyjrzeć to go dopełniała. Jedno miejsce przy stole było puste.
Nikt nie zauważył jego wejścia, dopiero kiedy odchrząkną znacząco twarze
zwróciły się w jego stronę.
-Kochanie-wyleciała matka, całując syna i biorąc wnuka na ręce.-Masz ochotę na obiadek? Zrobiłam twoje ulubione – spagetti.
Chłopczyk miał zaciśnięte usta, jakby była się odpowiedzieć. Spojrzał na rodziciela.
-James-Lily wstała i poklepała brata po ramieniu. Po chwili to samo zrobiła Heather a Al, zaczął opowiadał mu o swojej nowej posadzie w Ministerstwie.
-Przepraszam was-mrukną i nie zwracając uwagi na nikogo staną obok ojca.-Musimy porozmawiać.
- O co chodzi? - zapytał Harry, gdy stali w jego gabiniecie.
- Potrzebuje pomocy - powiedział.
- Znaczy się?
- Pożyczki. Wylali mnie.
- James! Czy ty wszystko musisz partaczyć?
- A czy wy zawsze musicie mnie krytykować?
- Dlaczego cię wylali?
- Bo Chris znisczył miotły.
- Nie starasz się. Bądź ojcem.
- Jestem. Uderzyłem go wczoraj! Starczy ci. Może mam go sporadycznie bić dla przykładu, co?
- James to nie jest zabawne.
- Nie uważam tak. Nie daje rady. Kim nie płaci. Ja ma 19 lat.
- Sam jesteś sobie winien.
- Wiem, kurwa, wiem.
- Ile potrzebujesz?
- 1000 - powiedział.
Harry podszedł do biurka i wyjął kopertę.
- Nie musisz oddawać.
- Dziękuję. Nie powinnienem cię prosić o nic.
- Chodź na dół - uciął jego ojciec. Zszedł po schodach. W głowie układał mu się plan polegający na zrobieniu CZEGOŚ synowi.
- No wiesz módłbyś coś powiedzieć - mówiła Lily.
- No właśnie. Przeważnie buźka ci się nie zamyka - podchwyciła Heather.
- Dajcie mu spokój - powiedział James wchodząc
do kuchni.
- Coś ty taki?
- Heather proszę.
- No co? Ja tylko mówię jak jest.
- Dzięki. Christopher idziemy.
- A mógłbym zostać? Babcia się zgodzi - zapewnił chcąc nie zostać z ojcem sam na sam.
- Idziemy. Musimy POROZMAWIAĆ.
Chris zwlekł się z krzesła, posłał błagalne spojrzenie babci, któa była zupełenie zbita z tropu. James wyszedł razem z synem na dwór i teleportował się pod domem. Czy on zawsze musi wszystko psuć?
Wylądowali w kuchni. Nawet w połowie nie tak przytulnej jak tamta w której Chris dostał propozycje zjedzenia Spaghetti. Chłopczyk przełkną ślinę.
-CHRISTOPHER'ZE HARRY POTTER'ZE, COŚ TY SOBIE DO CHOLERY WYOBRAŻAŁ??? CO ROBIŁEŚ Z TYMI MIOTŁAMI, ŻE ZOSTAŁY Z NICH WIURY?
-Zamiatałem-chłopczyk palną pierwsze co mu przyszło do głowy w nadziei, że to będzie dobra wymówka.
-CHRIS! Powiedz prawdę!
-To jest prawda-odparł spokojny głosem maluch. Nie zaciął się, ani nie zaczerwienił. Kłamał jakby uczył się tego od zawsze.
-Świetnie. W takim razie pomyślisz nad tą 'prawdą' w swoim pokoju.
Zaprowadził go na górę i najpierw upewniając się, że okna są zamknięte, zamkną drzwi. Miał dość wszystkiego.
Nie miał ochoty odzywskiwac zaufania Chrisa
Nie musiał być super-tatą
Miał w dupie prace aurora
Poprosił ojca o porzyczke, czym totalnie zraził do siebie rodzine
A już na pewno nie chciał teraz zrywać z Amandą. Teraz to ona była mu potrzebna, zeby mógł odreagować cały stres. Wyciągną pergamin i już napisał nagłówek listu, kiedy usłyszał coś jakby pękła szklanka. Pierwszą myślą był żyrandol, ale że już go nie posiadał to odetchną, szczęśliwy, ze nie kupił drugiego do kompletu. Pobiegł do pokoju syna.
-Chris!-szyba była wybita, najprawdopodobniej kaflem, który mały dostał na gwiazdke-Co ty robisz?!
-Chciałem uciec-powiedział poważnym tonem.
-Uciec? UCIEC?! ŚWIETNIE! DAWAJ RZECZY! JAK CI TAK ŹLE, TO WYPROWADZASZ SIĘ DO MATKI! NARESZCIE BĘDE MIAŁ SWIĘTY SPOKUJ, i wiesz co? Będę zapraszał Amande i tą dziewczynę z długimi zębami na okrągło. CODZIENNIE!
James zaczął wrzucać ubrania do walizki, ale dzieciak uwiesił mu się na ręce.
-Ni-e... tat-usiu-u-prosił przez łzy.-J-a nie c-ce.
Mam-a mne nie ko-ha! Ty m-nie ko-hasz!
Jimm zamarł. Wielka gula urosła mu w gardle.
-Proszę, ale nie bij mocno-powiedział zaciskając małe dłonie w piąsteczki.
Czy wszystko musi być do dupy? Czy wszyscy, nawet jego synek muszą uważać go za jakiegoś cholernego psychola?
-Chodź tu-powiedział spokojnie.
Chłopczyk podszedł, powoli spodziewając się że ojciec zaraz przełoży go przez kolano, ale on przytulił go mocno. Po policzkach ciekły mu łzy. Płakał.
-Wszystko bedzie dobze-usłyszał dziecięcy głosik.-Mas mnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Pią 3:40, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Sierpień miną szybciej niż niejeden by chciał. Te 31 dni, trwało, stanowczo za krótko, zwłaszcza dla uczniów Hogwartu, którzy 1 września musieli się stawić na peronie 9 i 3/4. Heather i Lily były ostatnimi z dziećmi Potter'ów, którzy jeszcze uczęszczały do szkoły, mimo to stawiła się tam cała rodzina. Tak, również i James. Uczennice starszych klas wręcz mdlały na widok, niechlujnego, ale mega przystojnego Jamesa. Bluza w paski, jeansy i trampki - zwyczajnie, ale rozczochrane włosy, blada cera i kwadratowe ramki okularów korekcyjnych sprawiały, że stawał się zauważalny i niepowtarzalny.
Obiecał siostrą, ze spotka się z nimi przed odjazdem pociagu i w obawie, że nie zdąży deportował się do mugolskiego schowka na bagaże. Napił sobie olbrzymiego siniaka na plecach, a kwiaty, które dla nich kupił były do niczego.
-Jimmy! Jimmy tutaj!
Nawet gdyby Lily nie zaczełą skakać, jej marchewkowe włosy poznałby z odległości kilometra. Obok stała blondyna, trzymając się ręki Al'a. Podbiegł do nich, a Ruda niemal go nie przewaliło wskakując mu na ręce. Potem podenerwowaną Heather chciała, żeby pomógł jej znaleźć w tłumie Patricie Sweasy – jej koleżanke, na końcu przytulił się do brata. Bardzo mu tego brakowało. Rodzinnej bliskości i poczucia stanowienie jedności.
-JIM!-matka, która do tej pory zabsorbowana była ciotką Hermioną zaczeła go całować i zatapiać potopem pytań.
-Tak mamo... Tak ma... Tak mamo-odpowiadał potulnie.
-A gdzie Chris?-to pytanie padło z ust jego ojca, który jakby notorycznie chciał mu przypominać, że ma syna. PAMIĘTAŁ! Jakim cudem mógłby zapomnieć?
-Został w domu-odparł spokojnie. Od kiedy porozmawiali szczerze i całą noc spędzili na rozmyślaniu, jakby to było, gdyby wszystkie marzenia Christophera się spełniły [3 wojna światowa ^^], ufał, że dom nie spłonie, ani nie zostanie zburzony podczas jego nieobecności.
-PROSZE WSIADAĆ!-rozległ się donośny głos konduktora. Dziewczęta pożegnały się z całą rodzina i pobiegły zajmować przedziały. Pociąg odjechał ze stacji King Cross.
-Musze już iść-odpowiedział spokojnie Jim. Chciał jak najszybciej uciec od rodziców. Nie miał zamiaru zostać z nimi sam na sam.
-Tato, wracacie z mamą mercedesem-usłyszał spokojny głos brata.
-Nie, weźmiemy drugi samochód. Ty jedź tym do MINISTERSTWA-ojciec jakby specjalnie dał nacisk na ostatnie słowo, wiedząc, ze pierworodny stoi obok].
-Al podwieziesz mnie.
-Jasne-odparł kruczo-włosy.-To na razie.
-Jim-odwrócił się. Matka uśmiechała się wtulona do ramienia ojca. W kącikach oczu było widać szmaragdowe kropleki łez – jak zawsze.-Wpadnij w niedziele z Chrisem. Będzie też Tedd'y i Rose z dzieciakami.
-Pomyśle-odszedł. Chciał być jak najdalej od tego miejsca, od tych pytań i od ty ludzi.

- Czy on zawsze musi mi uświadamiać jaki to ja jestem zły? – zapytał James, gdy jechali razem z bratem. W rzeczywistości to pytanie bardziej kierował do siebie niż do Albusa.
- Martwi się – powiedział Al i skręcił.
- Taaa tak bardzo się martwi, że stara się mnie poniżać. Bo Al. to, bo Lily to, bo Heatehr tamto. A Rose i Scorpius dają sobie radę. Bo Chris jest... – nie dokończył, bo właśnie stanęli przed domem z, którego. No cóż się paliło. James wybiegł z auta. Al zanim.
- CHRIS! – krzyknął przerażony. Byle mu się nic nie stało.
Wbiegł do domu, paliło się zapewne w kuchni. Pobiegł tam ile sił w nogach i w drzwiach stanął jak wryty. Jego syn rozpalił nie wiadomo jak ognisko i smażył kiełbaski.
- Co do diaska... – zaczął Al, który wbiegł za bratem. Tak samo jak wcześniej James zamarł i wpatrzył się w bratanka.
Albus ocknął się pierwszy wyjął różdżkę mruknął Aquamenti, a ogień w mgnieniu oka zgasł.
Jimm cały czas stał wryty w ziemię. Jak on to zrobił myślał. Przecież była umowa. Koniec z byciem małym demonem.
- Wujku... – zaczął głosem pełnym wyrzutu malec – To był mój obiad.
- Chris czyś ty oszalał? - zapytał Albus.
- Nie.
- Christopher! – James odzyskał mowę.
- Tak? – zapytał słodko malec.
CO TY SOBIE MYŚLISZ!?
- Ale tato nie krzycz. Ja...
- Żadne ja Chris. Żadne, ale, ja i inne tego typu bzdety!
- James uspokój się – powiedział Al.
- Może pozwolisz, że sam wychowam swoje dziecko?
- Jimm pomyśl.
- Dziękuje za pomoc – powiedział James.
- Tatusiu nie bądź zły na mnie – jęknął Chris.
- Nie bądź zły? – zaśmiał się – Ja nie jestem zły Christopherze. Ja jestem wściekły.
- Tatusiu.
- Tatusiu. Potrafisz jak coś zrobisz!? Zrozum wreszcie, że ja na ciebie haruję. Że ja muszę cię utrzymać, a ty w zamian niszczysz to na co ja zapracuje!
- Ja będę grzeczny już.
- Chris przeciągnąłeś strunę. Przekroczyłeś granicę. Skoro nie rozumiesz jak ci się tłumaczy to od dzisiaj będziemy rozmawiać inaczej. Koniec zabawy Chris. To wymyka się spod kontroli. Marsz do siebie do pokoju!
Chłopiec przebiegł między ojcem a wujkiem i wbiegł po schodach na górę. Po chwili można było usłyszeć głośne trzaśnięcie drzwi. James oparł sie o framugę i zjechał po niej bezwładnie do pozycji siedzącej.
-Wszystko w porządku?-Zapytał Al.
-Taa... Jasne-odpowiedział.
-Pomóc ci z...
-Albus, ty masz swoje życie, prace, dom. Poradzę sobie. Dzięki za podwiezienie.
-Jak chcesz... Pamiętaj, żeby pomyśleć zanim ukrasza małego.
Nie miał ochoty o tym myśleć, nie miał ochoty tego słuchać. Kiedy tylko czupryna ciemnych włosów zniknęła za drzwiami, a odgłos silnika ucichł podniósł sie i pobiegł na górę. Chris siedział na klęczkach i... modlił sie?!
-CO TO MIAŁO BYĆ?!-chłopczyk podskoczył przeważony na równe nogi.
-Mój obiad, tatusiu-mówił to piskliwym tonem. Od ponad miesiące między nim a tatą panowały normalne stosunki, więc o co mu chodziło?
-CHRIS TO BYŁO OGNISKO!!! GDZIE SIĘ ROZPALA OGNISKO?!
-Em... Przecież nie rozpaliłem go w salonie!
-MAM TEGO DOŚĆ WIESZ! WYJEŻDRZAM NA WAKACJE!
-Gdzie jedziemy?-Chłopczyk zadowolony podbiegł do ojca.
-JA JADE! NIE CHCE, ŻEBY CAŁY CHOTEL ZOSTAŁ ZALANY BO TY SOBIE WYMYŚLISZ... BÓG JEDEN WIE CO SOBIE WYMYŚLISZ!!!
-A co ze mną?-Jego głos był smutny, załamany.
-Zostajesz u matki. Zbieraj zabawki i ubrania.
Wyszedł trzaskają drzwiami. Nie czuł wyrzutów sumienia. On zrobi sobie wakacje, a dzieciak spędzi trochę czasu z matką. Niech i ona poczuje jak to jest być rodzicem.

Tak sam się dziwił jaki jest genialny. Odpocznie. Tydzień odpoczynku, a Kim wreszcie... No cóż jakby o tym pomyśle to czy po powrocie mały nie będzie jeszcze gorszy? Nie chciał o tym myśleć. Wakacje. On i Jessica. Swoją drogą to ona by się nawet nadawała na coś stałego. Nie. Jest w miarę dobrze. Taa było w miarę dobrze. Bo oczywiście to jego syn musi być najgorszym dzieckiem pod słońcem. Chłopcem-demonem. Taa świat jest dziwny.
- Wakacje – zanucił pod nosem.
Usłyszał trzask do góry.
- A tym razem co? – zapytał sam siebie. Wszedł na górę. Czując, że może tam zastać nawet szyszymorę pożerającą jego syna. Miła odmiana.
Wszedł do pokoju syna, ale tam go nie było. Ruszył więc przed siebie obawiając się najgorszego. A jeśli jego inteligentne dziecko jest właśnie jego pokoju? Z jego rzeczami, przecież ma tam książki, różdżki. Aż dwie ma różdżki.
Na chwiejnych nogach przekroczył próg pokoju i od razu rzucił mu się w oczy Chris dźgający różdżką ich wspólne zdjęcie. Obok na szafce nocnej leżała zawalona lampa. Tak najpierw żyrandol, potem lampa.
- CHRISTOPHER! – ryknął. Chłopiec nie przejął się.
- Christopher! – powtórzył znacznie ciszej. Znowu nic.
- Do cholery. Mówię do ciebie. Christopher!
Jednak Chris nie pomny na jakie kolwiek uwagi dźgał różdżką zdjęcie. Jimm podszedł do chłopca i wyrwał mu różdżkę z ręki. Chris zerwał się i wybiegł.
- Wracaj! – krzyknął za chłopcem.
Będąc w stanie zimnej furii ruszył w stronę pokoju pierworodnego. Młody pakował swoje rzeczy.
- Podejdź – powiedział James.
Nic.
- Christopher jestem twoim ojcem i każę ci podejść.
- Nie! – krzyknął chłopiec.
- Liczę do trzech. Raz... dwa... trzy – odczekał chwilę, ale Chris nie ruszał się z miejsca – Sam się prosisz.
Czuł jak krew nabiega mu do uszu. Jeszcze 10 minut temu sprawa była załatwiona, a jego 3 letni syn miał się pakować, a teraz? To był impuls spowodowany spaloną kuchnią, zepsutą lampą i ignorancją dziecka. Podszedł i wymierzył dwa klapsy w dolne partie jego ciała. Malec się wyrwał.
-OBIECALES!
-Chris, uspokuj...
-OBIECALES!
-Chris, usiądź tu w...
-NIE! OBIECALES! MIALES NIE BIC! MIALES!
-Chrisopher, ja nie...
-KLAMALES! MÓWILES, ZE MNIE KOCHAS! TERAZ WYSYŁAS MNIE DO MAMY! POZBYWAS SIE MNIE!
-Nie prawda bo...
-NIE KOCHAS MNIE!!!
Chłopczyk zabrał torbę, wybiegł i zrzucił swój bagaż ze schodów. Zbiegł za nim po nich. Usiadł i płakał. Jimm, stał na środku pokoju, zdziwiony tym co przed chwilą zobaczył. Zbiegł za synem stając i wziął go siłą na ręce. Mały wierzgał i wyrywał się.
-TERAZ PATRZ-staną z nim w drzwiach kuchni, której seledynowe ściany, teraz były całe czarne, a część mebli została spalona.-WIDZISZ?!
Chłopiec niemrawo pokiwał głową.
-JEDZIESZ DO MAMY, ŻEBYM JA MÓGŁ W SPOKOJU UZBIERAĆ PIENIĄDZE NA NAPRAWIENIE TEGO! ROZUMIESZ?!
Chłopiec nie odpowiedział. Postawił go na ziemi i zniżył się do jego poziomu, tak że mogli patrzeć sobie w oczy.
-Gdybym cię nie kochał, nie martwiłbym się o to, tylko zostawił tak jak jest! Przyjemnie by ci było w czymś takim jeść?-Chłopiec pokręcił główką.-Właśnie! Kocham cię Chris, Kocham jak nikogo innego, ale nie wolno ci niszczyć naszego domu, bo będziemy musieli przeprowadzić się pod most!
W oczach malucha pojawiły się dziwne iskierki.
- To może tak zróbmy. Nowa atrakcja.
- Christopher czy ty?
- Co ja?
- Masz z głową?
- Ale ja nie chce do mamy – jęknął.
- No wiesz dziecko powinno mieć matkę.
- Mam na odległość.
- Chris ja nie daję rady.
- Proszę.
- Nie, nie i nie. Muszę odpocząć, przemyśleć.
- Ale nie na długo? – zapytał z nadzieją.
- Góra tydzień. Chris czy ty nie chcesz mieć w ogóle kontaktu z mamą? – zapytał.
- Nie.
- Chodź idziemy.
Teleportacja jakoś tak przypadła mu do gustu. Wolał to od sieci Fiuu.
Dom Koel był dość duży. Pieniądze rodziców pomyślał smętnie Jim.
Zapukał w dębowe drzwi. Otwarła mu Kim w różowej sukience.
- Co wy tu robicie? – zapytała.
- Zostawiam go u ciebie – powiedział James i wskazał na syna.
- Chyba śnisz Potter.
- To również twój syn.
- Potter ja ci tu kulturalnie mówię : spadaj.
- Widzisz tatusiu? – zapytał Chris. Jimm zignorował go.
- Koel przez tydzień będziesz matką. Ja chce odpocząć. Mam zniszczoną lampę, spaloną kuchnie i zszarganą dumę. Do tego w chwili złości zlałem NASZE dziecko.
- Tato proszę – Chris pociągnął go za nogawkę.
- Chodź Chris – powiedziała Kim i wyciągnęła rękę.
- Tato – jęknął.
- Twój ojciec musi odpocząć - prychnęła.
James obrócił się i odszedł.
- TATO! NIE ZOSTAWIAJ MNIE! – krzyczał za nim Chris. Serce mu się krajało, ale teraz musi odpocząć. Musi mieć chwile wytchnienia, bo nie da rady. Trudno jest być ojcem. Zwłaszcza 19-letnim ojcem.



Pisane oczywiście wspólnie z Szajusiątkiem xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nozycorenka dnia Pią 3:41, 18 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Pią 6:23, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Miał trzy piękne dni odpoczynku. Zapomniał na chwilę, że ma syna odpoczywając wraz z Jessica na Wyspach. Ale miał być tydzień, a nie trzy dni. Otóż to, bo trzech dniach Jimm dostał sowę od syna z prośbą by wrócił, bo Kim przyprowadza do domu jakiś facetów i krzyczy na biednego chłopca podczas swoich pijańskich eskapad.
- Przepraszam Jess – mówił wciągając spodnie.
- Jimm nie ma za co. Ile razy mam ci to powtarzać?
- To miał być nasz tydzień.
- James jesteś ojcem rozumiem to – powiedziała spokojnie. Jimm pocałował ją w nos.
- Zostajesz?
- A mam inny wybór? – uśmiechnęła się – Zobaczymy się w poniedziałek – zapewniła, zanim wyszedł. Świstoklik ruszał o 11. Stanął przy starej książce. Złapał ją i po chwili poczuł nieprzyjemne uczucie w żołądku. Stanął w siedzibie Ministerstwa. Już chciał wyjść jak usłyszał głos ojca.
- James!
Jęknął i mimowolnie się odwrócił.
- Miałeś być tydzień – zauważył jego ojciec i uniósł brew.
- Nie wyszło. Mogę iść? Czeka na mnie DZIECKO.
I nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ruszył w stronę wyjścia.
Teleportował się za kontenerem na śmieci.
Zapukał do domu Koel. Otwarła mu jakby przygotowana na to, że przyjechał po syna, bo w jednej ręce z torba małego, a w drugiej trzymała małą łapkę chłopca.
- Tatuś! – zawoła ucieszony Chris. Wyrwał się mace i rzucił się na Jimm’a.
- Zaczekaj muszę porozmawiać z mama – powiedział do syna,
- KOEL! Co ty sobie wyobrażasz!? – krzyknął.
- Tato nie krzycz – poprosił Chris, bał się tego krzyku.
- Chris nie wtrącaj się.
- Potter zostawisz mi dzieciaka i masz pretensję.
- Miałaś być jeden tydzień matką. Ja jestem ojcem od 3 lat. Rozumiesz!? Koel to był ostatni raz. Nie wiem co mnie podkusiło.
Wyrwał Kim torbę i wziął syna na ręce. Dziewczyna weszła do domu dopiero gdy znikli.

O zgrozo, jeśli James był wściekły do tej pory, to od tej pory mordowanie bliskich powinno być dozwolone... ale po kolei.
Wrócili do domu. Pan Potter pchną ciężkie drewniane drzwi i wgramolił się do wewnątrz. Christopher, zeskoczył z ramion ojca i pobiegł do kuchni. Jego oczom ukazała się pomalowana na brązowo-zielono kuchnia z nowymi meblami i sprzętami AGD.
-To nasze?-zapytał, a oczka zaświeciły mu się, jak na widok cukierków.
-Nie do końca. Musiałem pożyczyć na to pieniądze-burkną idąc w stronę lodówki. Wyciągną wodę niegazowaną i nalał małemu do szklanki.
-Jak było u Mamy-zapytał sceptycznie.
-Pozwalała mi jeść cukierki, cały dzień i wzieła mnie na lody-zaczął wyliczać na paluszkach.-Ale mówiła, że jestem dziewczynką i ubierała mi sukienki. Nie jestem prawda?
Jim zakrztusił się wodą. Czy Koel mogła być aż tak upośledzona? Jeśli tak, to teraz jest odpowiedni moment na wyrzuty sumienia.
-I jej kolega, bardzo na mnie krzyczał-dodał ze smutkiem w głosie.
-Bardziej niż ja?-Pokiwał potakująco głową.-Więc może zaczniesz doceniać, że ja mieszkam z tobą od 3 lat i krzycze mniej niż pan z którym mieszkałeś 3 dni?
-Poczta-powiedział wymijająco chłopiec.
Faktycznie, przez okno wleciała sowe niosąc w dziobie czerwoną koperte. Idętyczne dostawał dość często od rodziców, kiedy jeszcze chodził do Hogwartu.
-”POTTER GDZIE TY DO CHOLERY JESTEŚ?! NIE WIESZ, ŻE PRZESUNELI TERMIN ZDAWANIA! HELLOW! O 14:30 WCHODZISZ TY, WIĘC LEPIEJ SIĘ POŚPIESZ”.
Spojrzał na zegar, wiszący na ścianie 14:07 – cudownie.
-Chris, chcesz przejść sie ze mną?
Chłopiec zmarszczył brwi.
-Brzuszek mnie boli. Chce zostać.
James, bał się zostawić Chrisa, zwłaszcza po ostatnim obiedzie, jaki chciał sobie podgrzać. Wziął go na ręce. Musiał go wziąść. A co z nim zrobi? Znajdzie się ktoś komu można podrzucić dzieciaka.
-Dasz rady jesteś silny facet-mrukna do syna.
Wziął garść proszku Fiu, wszedł do kominka i upewniając się, ze wziął wszystko co mu potrzebne krzykną “Ministerstwo Magi!”
- POTTER! – usłyszał od razu. Czy wszyscy musza na niego wrzeszczeć? Położył syna na podłodze.
- Jestem, jestem – powiedział i ruszył w stronę drzwi do biura jego brata.
- Al. Siemano big ejcz – zawołał – Weź go popilnuj.
I zanim Al cokolwiek powiedział wyszedł. Definicję i zaklęcia tłukły mu się w głowie. Stanął przed drzwiami. Minuta, trzydzieści sekund i JUŻ. Wyszedł jakiś jego kolega z kursu, a egzaminator zawołał „Potter James”. Wszedł sceptycznie nastawiony.
- Dzień dobry – powiedział.
- Powtórka? – zaśmiał się ochryple czarodziej.
- Tak.
- No to panie Potter. Jeśli ma pan pokaźne stadko inferiusów przed sobą to co pan robi? – zapytał żywo czarodziej. Jimm wysilił mózg, tak przecież to łatwe...
- Wyczarowuje ogień – odrzekł.
- Dobrze. A jak...

Zdał opłacało się kuć po nocach. Zdał na pięć. Bezgranicznie szczęśliwy ruszył po syna. Ale to co został w gabinecie Al’a lekko zbiło go z tropu. Jego brat siedział za biurkiem i płakał!? A Chris, on z koeli siedział na kanapie i nie miał zadowolonej miny. W reku ściskał nożyczki.
- Co się stało? – zapytał słabo James.
- Pociął. Pociął papiery. Kingsley mnie zabije – jęknął Albus.
- O nie – James’owi zaschło w gardle.
- Idźcie póki się dowie. Jimm możesz stracić kurs. Ja jakoś dam radę – zapewnił go brat. Złapał syna i wyszedł. Oby jak najszybciej być w domu. Wszedł w zielone płomienie i krzyknął głośno „DOM PRZY MAGNOLIWOYM ŁUKU”
Ręce mu się trzęsły, a całe szczęście uciekło gdzieś hen, hen wysoko jak balonik z helem. Chris, zeskoczy na ziemie i wgramolił się na fotel. Przeczuwał, ze tata nie będzie zadowolony z papierowych ludzików, jakie wykonał dla wujka Al'a.
-Chri... Christopher!
-A-ale Tatusiu-po policzkach małego pociekły łzy.
-TY MAŁY SYMULANCIE! JESTEŚ ZE MNĄ OD 3 GODZIN, A JUŻ ZDĄŻYŁEŚ ZRUJNOWAĆ KARIERĘ POŁOWIE RODZINY?!
-Ta-tusi-u-zaniósł sie histerycznym szlochem.
-NIE OBCHODZI MNIE TO! SKOŃCZYŁO SIĘ. CHRIS IDZIESZ DO PRZEDSZKOLA, JASNE? P R Z E D S Z K O L A!!!
-Kiedy ja ni-e-e chce!
Rzucił się na ziemie i zaczął krzyczeć w niebo głosy, zalewając się łzami.
-JA CHCE DO WUJKA, DO CIOCI, DO BABCI, DO DZIADKA, DO KOGOKOLWIEK... JA NIE CHCE DO PSEDSKOLA!
W głowie Jamesa, zapaliła się zielona lampka... Kto z jego rodziny, był na wyższym stanowisku niż Al? Wymagało to od niego totalnego upokorzenia i wybycia się resztek dumy, ale jesli to miało uratować tyłek jego bratu.
-Uspokój się! Wracamy, porozmawiać z dziadkiem!
Rozmowa z dziadkiem. Z jego ojcem. No, ale konieczność, musi uratować Al’a. Wejście do kominka było trudne, zawołanie ministerstwo jeszcze trudniejsze, ale... Sprawy wyższego stopnia.
Zapukał cicho do drzwi gabinetu ojca, jakby chcąc by on nie usłyszał, ale jego ojciec mimo ślepoty słyszał dobrze i powiedział „Proszę”.
- Zapłacisz mi za to – powiedział do syna zanim otworzył drzwi.
- James, co tu robisz? – zapytał jego ojciec.
- Może Chris ci wytłumaczy? – warknął w stronę syna.
- Ja zrobiłem ludziki – wymamrotał chłopiec.
- Jimm co to za żarty, ludziki?
- Zostawiłem go z Al’em, a on jak to on coś wymyślił.
- Co? – zapytał sceptycznym tonem. Nie chciał wiedzieć.
- Pociął papiery – mruknął cicho.
- CO!?
- Pociął papiery – powtórzył głośniej.
- James’ie Syriuszu Potter czy ty nie potrafisz wychować własnego dziecka!?
- Dziadku nie krzycz – jęknął malec.
Jimm stał twardo przed ojcem.
- Mam ci ratować skórę, tak?
- No bardziej Albusowi, ale tak.
- James momentami wstydzę się, że mam takiego syna.
Jimm starał się ukryć uczucia jakie nim targały. Chciało mu się płakać. Zawsze jest tym złym, a stara się. Nawet bardzo...
- Załatwię to Jimm, ale zrób coś z TYM – rzekł ostro.
Idziemy Chris – powiedział do syna.
Był wściekły. Czuł, że zaraz się popłacze. Nie mógł płakać. Nie mógł okazać słabości.
Przełkną ślinę. Kiedy był mały, ojciec był dla niego najlepszym przyjacielem. Zawsze mógł na niego liczyć. Był dziwnym, ale jego zdaniem najlepszym tatą pod słońcem – jego tatą. Kiedy to się popsuło? Kiedy się zmienił. Poszedł do 5 klasy, zaczął uganiać się za panienkami i całkowicie olał rodzinkę. Teraz tak bardzo tego żałuje.
Nie zauważył kiedy znaleźli się z powrotem w domu. Chris, jak gdyby nigdy nic, pobiegł na górę bawić się miniaturowym boiskiem do Qudditcha. I nagle go olśniło. To wszystko winna młodego. TO JEGO WINNA. Wbiegł po schodach na góre. Jeśli już komuś miało się oberwać to na pewno NIE jemu.
-CHRISTOPHER! POPIERDOLIŁO CIĘ DO RESZTY?! TY MASZ CZŁOWIEKU 3 LATA! CO BĘDZIE JAK DOJDZIESZ DO 30?! PODBIJESZ PLANETE?! WYMORDUJESZ WSZYSTKICH BLISKICH?! CZEMU DOTYKAŁEŚ NIESWOICH RZECZY... CZEMU?! - zaczął nim szarpać.
-ODPIERDOL SIE!-wrzasną mały, tak że ojca aż zatkało.
-Skąd znasz takie słowa?
Sam ciągle ich używasz-odwarkną mały
-Ja robie wiele rzeczy, których tobie nie wolno robić!
-Dziadek mówi, ze ty robis wiele rzeczy, których nie powinieneś robić! I ze jesteś nie...nie...nieodpowiezialny!
Zatkało go. Wiele się spodziewał po swoim ojcu i wiedział, ze ma do niego pretensje, ale nie spodziewał się, że może nastawiać własne dziecko przeciwko niemu.
-Pujdziemy wiecozrem i przeprosisz wujka Al'a za to co zrobiłeś.
Wyszedł. Musiał być sam. Musiał pomyśleć. Musiał postarać się zapomnieć o ludziach, którzy mówią “o dwa słowa” za dużo.

Rozpaczliwie kopał w szafkę nocną.
- Za ojca, za Chrisa, za Koel – warczał pod nosem.
Kopnął o raz ostatni i żeby zachować resztki dumy i jakiegoś poczucia bycia ojcem poszedł po Chrisa.
- Christopher idziemy – warknęła w stronę bawiącego się dziecka.
- Gdzie?
- Do wujka Al’a – powiedział. Chłopiec wstał i otrzepał rączkami kolana.
- Dam sobie radę – powiedział, gdy Jimm chciał go znieść na dół. Chris z trudem wciągnął na nogi buty, ale zawzięcie nie chciał dać sobie pomóc.
- Teraz to mnie musisz dotknąć – powiedział do syna. Chris najdelikatniej jak umiał uczepił się jego ręki. po chwili obaj stali przed domem w Dolinie.
- Al.! – zawołał Jim, a jego brat zbiegł po chwili na dół.
- W porządku. Kingsley mnie nie wylał.
- Chris – warknął patrząc znacząco na syna.
- Przepraszam.
- Nie ma za co. Chodźcie do kuchni mama szykuje kolacje – powiedział Al. James chcąc nie chcąc powlókł się w stronę kuchni.
- Jesteś – zauważył jego ojciec.
- Jak widać.
- James do cholery? Czy ty musisz wszystko partaczyć. Nawet zwykły prosty kurs? – zapytał. Ginny obrzuciła go groźnym spojrzeniem.
- Dostałem 5 jeśli cię to obchodzi.
- Bo ja ci w tym pomogłem. Myślisz, że gdybym nie poszedł do egzaminatora to zdałbyś. Nie żartuj.
- CO!? Czy ty musisz mieszać się we wszystko!? Moje własne dziecko powiedziało mi, że jestem nie odpowiedzialny, bo mu tak dziadek powiedział! Chris chodź. Żałuje, że jestem twoim synem – powiedział na odchodne. Jego matka cos krzyczała. Nie obchodziło go to. Chciał się znaleźć we własnym domu, we własnych czterech ścianach.

Pisane z Nożycoręką Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ginnowata dnia Pią 14:38, 18 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amanda
Hogwartczyk



Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:20, 18 Kwi 2008    Temat postu:

No cudnie xD
Po prostu...
I mam nadzieję , że nie pisalyście duż o bo wyłączyłam się na dobre pare chwil:)
Zajebiste!
(ja też moge pisać część dalszą?)Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Pią 16:15, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Na razie chcemy z Nożycoręką napisac jeszcze kilka częście, bo mamy pomysły Very Happy Jak nam uleci to ci damy znać Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Pią 19:13, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Uporczywe walenie w drzwi denerwowało go jak nie wiadomo co. Czy tak trudno zrozumieć, że chce być sam!?
- James otwórz! – krzyczał jego brat. Nie odpowiedział. Albus walił w drzwi od jakiś dobrych 20 minut.
- JAMES! – ryknął.
Znowu nie odpowiedział. Al odczekał dwie minuty i otworzył drzwi zaklęciem.
- Cieszę się, że jestem czarodziejem – powiedział na powitanie.
- Taa – mruknął Jimm.
- Będziesz się tu ukrywał?
- Przeszkadza ci to?
- Jimm masz syna.
- Kurwa wiem o tym. O tym nie jest łatwo zapomnieć, że ma się dziecko potwora.
- Jimm on ma 3 lata nie możesz go zostawić samemu sobie.
- A ja mam kurwa 19 i co? Jestem pozostawiony sam sobie – warknął.
- Jakbyś był to by mnie tu nie było.
- Ojciec cię przysłał.
- Nie.
- Al mam do w dupie, rozumiesz? Mam w dupie ojca, mam w dupie Chrisa i cały świat doczesny. Spadaj.
- James do cholery. Chris się nie prosił n a świat sam.
- Ale niszczy mi życie.
- Zachowujesz się jak dziecko. Gorzej niż dziecko. Jak smarkacz Jimm.
- Mam tego dosyć Al. Mam dość. Dajcie wy mi wszyscy święty spokój. Skoro jestem takim złym ojcem to po co mu jestem?
- Bo ma tylko ciebie. Chyba, że Koel to osoba, której warto powierzyć dziecko. Wyjdź stąd. Przynajmniej dla młodego. Ojciec załatwił ci pracę. Możesz pracować jako Auror.
- O nie Al. Nie, nie i nie. Nie będę żył na jego łasce. Niech się wypcha tą swoją posadą.
- James nie unoś się dumą! – krzyknął Albus.
- Pójdę do tej pracy tylko dlatego, że potrzebuje forsy, ale możesz ojcu przekazać, że ma już tylko jednego syna.
- James...
- Która godzina? – przerwał James bratu.
- 13. Zaczynasz za godzinę.
James ubrał się szybko i poszedł do pokoju Chrisa. Chłopczyk bawił się zabawkami.
- Za pół godziny zaprowadzę cię do przedszkola.
- Muszę?
- Tak musisz.
Pół godziny minęło stosunkowo szybko i już po 40 minutach Jimm siedział w swoim własnym biurze. Mogłaby to być pełnia szczęścia, gdyby nie fakt, że tą robotę załatwił mu jego własny ojciec.
Po korytarzach przechadzało się mnóstwo znajomych, rodziców którzy uśmiechali się do niego, witali i gratulowali. Byli też stażyści patrzący na niego wilkiem. Oni domyślali się, że swoją posadkę zawdzięcza rodzicielowi.
Usiadł za biurkiem i wypełniał stertę papierów, które dostał w recepcji. Nie spodziewał się jednak, że z pracy wybawi go telefon. Telefon z przedszkola.*
-Halo-po drugiej stronie odezwał się podenerwowany kobiecy głos.-Czy mam przyjemność z tatą Christhian'a Potter'a?
-Przy telefonie.
-Musze pana prosić, aby NATYCHMIAST przyjechał pan po syna.
-Teraz nie mogę, czy nie mógłby zostać do wieczora, zaraz po pracy go odbio...
-NIE! Znaczy się nie, proszę pana. Musi pan po niego przyjechać w TEJ CHWILI.
-Tak, zaraz tam będę - po drugiej stronie słychać było głośny trzask słuchawki.
Nie chciał wiedzieć co sie stało. Przez najbliższe 15 minut, mógł wierzyć, że Chris się posikał, albo płacze na cały głos i tylko dlatego go wzywają. Mógł wierzyć, że wcale nie wskoczył do garnka kucharki [choć mógłby się ugotować, a to całkiem miłą odmiana], albo nie pozatykał wszystkich toalet, dodając wcześniej do kaszki innym dzieciakom środków przeczyszczających. Kto jak kto, ale jego syn był zdolny do wszystkiego.
-James-usłyszał za sobą znajomy głos.
-Fred! Miło cię spotkać-Przed nim stał jego o 4 lata starszy kuzyn.
-Wybierasz się gdzieś? To raczej nie najlepszy pomysł pierwszego dnia.
-Do łazienki-palną pierwsze co mu przyszło do głowy.
-To w tamtą strone-wskazał dłonią na przeciwny koniec korytarza.
-Aha dzięki.
Zmienił kierunek, choć wiedział, ze ciemne oczy Weasley'a wciąż wodzą za nim wzrokiem. Co go to obchodziło? Czyżby miał być pilnowany?! Jedno było pewne, zabije swojego syna!

Chris siedział na środku puchatego dywanu, na którym -normalnie- dzieci bawiły się lalkami i samochodami. Teraz służył jako koza dla małego wandala, z której nie wolno było mu się ruszyć aż do przybycia taty, więc całkowicie zrozumiałe było jego szczęście, kiedy w drzwiach pojawił się Jimm. Podbiegł i wdrapał mu się ręce, jednocześnie przytulając go małymi ramionami.
-PANIE POTTER!-wrzasnęła przedszkolanka z drugiego końca sali.-PROSZE JAK NAJSZYBCIEJ IŚC Z TYM... Z TYM... DZIECKIEM DO PANI DYREKTOR!
James pokornie się wycofał i ruszył wzdłuż wyłożonego kafelkami korytarza.
Gabinet dyrektorki był obszernym pomieszczeniem. W jednym rogu pokoju stała wielka szafa z kartotekami, bardzo podobna do tej w, której James figurował wiele razy. W tej Filcha. Za biurkiem siedziała surowo wyglądająca kobieta o mysich, spiętych w kok włosach. Usta ścigała zupełnie jak McGongall. Czy on ma obsesje, czy naprawdę wszystko jest podobne do Hogwartu?
- Panie Potter – powiedziała kobieta i złożyła ręce w wieżyczkę.
- Coś się stało? – wybąkał.
- Otóż pański eee syn, no cóż... – kobieta zastanawiała się co powiedzieć co wcale się James’owi nie podobało.
- Co zrobił?
- Przykro mi, ale nie mogę pozwolić na dalsze przyprowadzanie go tutaj – powiedziała, a w jej głosie słychać było współczucie. Już nie przypominała tak bardzo jego starej dyrektorki.
- Przecież był dopiero raz.
- Ale przez ten... raz, zdemolował toaletę, pokopał kolegę i pogryzł opiekunkę. Nie słuchał w ogóle i nie dochodziły do niego żadne uwagi.
Chris skulił się.
- Ja bardzo przepraszam, on na pewno się poprawi. Dopilnuje tego – ostatnie powiedział ostro i spojrzał na syna.
- Ja rozumiem panie Potter, że panu jest ciężko. Szczególnie, że ma pan tylko 19 lat, ale nie mogę pozwolić. Proszę spróbować za rok. Przykro mi.
Wiedział, że sprawa jest przesądzona. Już nie ma wyboru. Wyszedł i sprzed budynku teleportował się do domu. Chris cały czas kulił się w jego ramionach.
Stanęli w kuchni, a James odczuł nagłą potrzebe napicia się czegoś wysokoprocentowego.
-CHRIS TO BYŁ PIERWSZY DZIEŃ! COŚ TY DO CHOLERY ZROBIŁ?!
-Nic-odparł chłopiec, olewając całkowicie ojca i kierując się do salonu.
James czół jak coś w nim się gotuje. Otworzył szafkę pod zlewem i pociągną z gwinta wódki. Miał ochotę wyrzucić syna przez okno. Niech go rozszarpią owczarki alzackie, jak Briget Johns!
-CHRIS JESZCZE Z TOBĄ NIE SKOŃCZYŁEM!-pociągną kolejny łyk i ruszył w stronę salonu.-POBIŁEŚ KOLEGE I NAUCZYCIELKE!
-Zabrał mi samochodzik.
-CZY TY WIDZIAŁEŚ, ŻEBYM JA POBIŁ KOGOŚ BO MI COŚ ZABRAŁ?! A CO Z TWOJĄ PANIĄ?! UGRYZŁEŚ JĄ!
-Ona mnie dotykała!
James zamarł. Dotykała, ale... ale jak to? Jego syna, ktoś dotykał? Teraz tyle się słyszy o pedofilach, ale w prywatnym przedszkolu?
-Gdzie cię dotykała?-Spytał słabo.
-Chciała mnie przebrać w pidżamę!
-TO NIE JEST POWÓD, ŻEBY GRYŹĆ LUDZI!
-Ja nie chciałem iść spać!
-A CO Z ŁAZIENKĄ?! POZATYKAŁEŚ WSZYSTKIE TOALETY?! ROZBIŁEŚ LUSTRA?!
-Namalowałem pieska na ścianie-miał głos aniołka.-Tatusiu, czy możemy mieć pieska?
-CO?! PI... PIESKA?! ODBIŁO CI?! ŻEBYŚ GO JESZCZE UGOTOWAŁ, ALBO SPALIŁ ŻYWCEM JAK CI SIĘ ZNUDZI?!-Po chwili, pomyślał, ze nie powinien podsuwać małemu, kolejnych pomysłów i ugryzł się w język.
-Chce mieć przyjaciela-odprał.
-MIAŁBYŚ, GDYBYŚ NIE BIŁ KOLEGÓW! Nie wolno tak robić... Rozumiesz?-Mały pokiwał głową.-Świetnie. Pogadamy, jak wróce, a zapewne stanie się to prędko.
Spojrzał na zegarek. Od półtora godziny nie było go w biurze. Nie było szans, zeby ktoś nie zauważył... No chyba, ze nagle wybuchła bomba atomowa i wszyscy aurorzy są teraz tym zabsorbowani.
-”Wierzysz w to?”-odezwał się cichy głosik w jego głowie.
- Zostań tu! I obiecuję ci, że jeśli zrobisz jeszcze coś to zapamiętasz ten dzień! – krzyknął.
- Gdzie idziesz?
- Do pracy! Żebyś ty niewdzięczny smarkaczu miał co jeść!
Obrócił się i wyszedł. Nie miał ochoty go zostawiać samym, przecież to się wiąże z możliwością utraty domu, ale co miał zrobić. Zabranie go do pracy wiązało się z czymś o wiele gorszym. Teleportował się przed domem.
Gdy tylko wszedł do biura usłyszał głośne „JAMES” dochodzące zapewne z gabinetu jego ojca. Przełknął głośno ślinę. Kilka osób popatrzyło na niego ze współczuciem, kilka z satysfakcją. Fred podszedł do niego.
- Gdzieś ty był? – zapytał szeptem.
- W przedszkolu, bawiłem się klockami – zakpił.
- James – fuknął jego kuzyn.
- To pytanie jest ździebka bez sensowne. Kto zawsze niszczy moje plany i pozbawia mnie pracy. Trzylatek o imieniu Christopher.
- Idź, wujek się wściekł.
- Mam to gdzieś – powiedział i dumnie poszedł do gabinetu ojca.
- Gdzieś ty był? – zapytał Harry przez zaciśnięte zęby.
- Po twojego wnuka.
- James! Nie starasz się. Nie potrafisz nawet wychować trzylatka.
- Dziękuję za analizę mojego postępowania – warknął.
- Idź już i mi się nie pokazuj na oczy. Wracaj do domu, a jutro widzę cię tu o 14 i bez żadnych wygłupów.
- Dobrze – powiedział krótko i wyszedł.
Zabije go, zorbie mu krzywdę myślał. Teleportował się przed domem. Wszedł do niego i skierował swoje kroki do salonu.
- CO!? – krzyknął. Otóż sofa była rozpruta, a ściana pomazana mazakami.
-CHRISTOPHER! – ryknął jak najgłośniej umiał. Nie daruje mu tego pomyślał.
Brak jakichkolwiek reakcji. Rozejrzał się po salonie i zobaczył, ze dzieciak siedzi w koncie, cały pomazany farbą. Obok leżał wielki tasak kuchenny.
-CO TO MA DO CHOLERY BYĆ CHRIS!?-wskazał na ściane, ale chłopczyk tylko się uśmiechną
-Piesek i my.
I faktycznie. Stwór na ścianie, miał cztery nogi i wystające coś z tyłu – ogon. Wnętrzności sofy posłużyły za futerko, a za pieskiem było namalowane coś okrągłego na patyku i mniejsze coś okrągłego na patyku.
-CHRIS PRZEGIOŁEŚ, NIE WYTRZYMAM NERWOW! NIE BĘDZIE ZADNEGO PIESKA! ZROZUMIAŁEŚ?!
-Nienawidzę cie-odparł maluch ze łzami w oczach.
-PROSZE BARDZO! NATYCHMIAST NA GÓRE!
-Odpieprz się.
Jamesie się coś zagotowało. Mały już raz użył tego słowa, wtedy nic mu nie zrobił, ale teraz. Przegiął na całej lin! Wywalenie z przedszkola i szkody za które będzie musiał oddać pieniądze, niemal stracenie pracy, rozwalona sofa, zrujnowana ściana i niewyparzona buzia.
-TRUDNO, STRACIŁEŚ SWOJĄ SZANSE!
Ruszył w stroną małego, ale ten podskoczył na równe nogi i zaczął wymachiwać tasakiem.
-CHRIS ODŁUŻ TO!
-Nie!
-ODŁUŻ TO W TEJ CHWILI!
Mały wciąż trzymając tasak przed sobą, obszedł ojca naokoło, rzucił go na ziemie i pobiegł na góre. James wszedł do kuchni, wyciągną po raz kolejny tego dnia butelkę z przeźroczystym płynem i tym razem, opróżnił ją całą. Już pusta odrzucił na podłogę i w stanie zimnej ruszył na górę. Najpierw przedszkole, potem zrujnowanie salonu. Nie! Jeśli kiedykolwiek był zły to chyba mu się tylko wydawało, bo teraz był wściekły. Strasznie wściekły. Nawet jeśli był trudnym dzieckiem to nie TAKIM. Wszedł do pokoju Chrisa nie było go. Poszedł więc do swojej sypialni. Chłopiec siedział na podłodze i wyrywał kartki z jego książek, na podłodze leżała ramka ze zbitym zdjęciem.
- CHRISTOPHER! – ryknął. Chłopiec jakby w ogóle się nie przejął złością w jego głosie, bo dalej wyrywał kartki. James sprawdził czy w pokoju nie ma jakiś ostrych przedmiotów, którymi ewentualnie mógłby oberwać. Nie było.
- Zostaw tą książkę! – krzyknął.
- Nie słyszę cię – nucił mały pod nosem.
- Zostaw tą książkę! – krzyknął głośniej.
- Nikogo tu nie ma, nikt do mnie nie mówi – śpiewał.
- Przeginasz Christopher! – krzyknął.
- Nanana.
- Odłóż natychmiast tą książkę. Nie myśl, że tym razem ci się upiecze. To przechodzi wszystkie granice.
- Lalala. Nie ma tu nikogo – śpiewał uparcie.
James poczuł jak robi mu się gorąco, złość w nim wezbrała. Przecież tak nie może być pomyślał i ruszył w stronę syna. Siłą wziął go na ręce. Mały kopał go butami w bok, a piąsteczkami okładał głowe, wrzeszcząc przy tym jak zarzynane zwierze. Zaniósł go do pokoju, usiadł na łóżku i przełożył go przez kolano, tak, że nogi zwisały z jednej strony a tułów z drugiej.
-Masz ostatnią szanse! Chce usłyszeć głośne i wyraźne przepraszam.
-Zostaw mnie ty pierdolony alkoholiku!
Już nawet nie obchodziły go przekleństwa z ust dziecka. Podniósł rękę i uderzył mocno 5 razy. Za każdym razem Chris coraz bardziej płakał i zaczynał wrzeszczeć “przepraszam”. James nie przestał. Zostawił go dopiero, kiedy chłopak wierzgając podrapał go po nodze. Wyszedł bez jakichkolwiek skrupułów. Przypomniał sobie, że w piwnicy powinno być kilka butelek ognistej Wysky.

*Udoskonaliliśmy to, i wierzymy, że czarodzieje poszli z duchem czasu zakładając czarodziejską sieć telefoniczną ^^

PISANY WSPÓLNIE Z SZAJBUSIĄTKIEM ^^


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Nozycorenka dnia Pią 19:24, 18 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ginnowatydyskusnik.fora.pl Strona Główna -> Jimmowa Seria Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 1 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island