Forum www.ginnowatydyskusnik.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Tatusiem być ;)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ginnowatydyskusnik.fora.pl Strona Główna -> Jimmowa Seria
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Nie 22:44, 25 Maj 2008    Temat postu:

Daphne wyszła na badania, Timy był u cioci Rose a on? On został z tatą. Wciąż udawał, że go nie słyszy, kiedy ten proponował mu wyjście na spacer i pogranie w eksplodującego durnia. Wolał nudzić się oglądając dziwne czarno-białe filmy z czasów kiedy dziadek był w jego wiek, niż rozmawiać z ojcem.
- Chris zbieraj się. Wychodzimy – wyłączył chłopcu telewizor, a on nie zaszczycając go chodź by spojrzeniem wyszedł do przedpokoju po kurtkę. - Nie chcesz wiedzieć gdzie?
- Jeśli nie do Kornela to nie, NIE chce.
- Rozmawialiśmy już o tym i nie zmienię zdania!
- Tobie rodzice nie zabraniali się przyjaźnić z kim zechcesz!
- Tak, pod warunkiem, że ich ojcowie nie kolekcjonowali książek o czarnej magii.
- Obiecałem, że nie będę ich używał!
- Koniec. Ubieraj się!
Ku niezadowoleniu chłopca, ojciec wymyślił, ze pójdą piechotą do parku, a dopiero stamtąd się teleportują do celu. James wziął sobie za punkt honoru odbudowanie relacji z synem, póki jeszcze miał go przy sobie. Jakby na to nie patrzyć za 5 lat jego pierworodny wyjedzie do szkoły i będzie wracał do domu jedynie na święta i wakacje.
- Myślałeś o tym co chciałbyś dostać na święta?
- Myślałem czego nie chciałbym dostać – odburkną, kopiąc ze złości pustą puszkę.
- No więc?
- Nie chce mieć rodzeństwa.
- Christopher!
- Rozmnażacie się jak jakieś króliki! Jeszcze rok temu byłem szczęśliwym jedynakiem, a teraz co? Będzie nas 5. Nawet Teletubisiów nie było 5!
- Kogo?
- Nie ważne – mruknął.
Teleportowali się pod dom rodziców James’a.
- A czemu nie mogliśmy z domu? – zapytał Chris.
- Bo tak jest lepiej.
- Dla kogo? – warknął chłopiec.
- Dla…
- Jimmy. Chris – to Ginny wybiegła z domu i rzuciła się na wnuka i syna.
- Mamo, proszę cię – powiedział James, gdy kobieta nakładała mu piątą dokładkę.
- James jedz!
- Ja muszę wam coś powiedzieć. Daphne jest w ciąży.
- Och kochanie – Ginny zakryła usta dłońmi. Al. Uśmiechnął się, a z oczu Kate poleciały łzy.
- Czego się cieszycie!? To tylko kolejny bachor! Rozmanarzają się jak króliki!
- Christopher! – krzyknął Harry, który właśnie wszedł do kuchni.
Chłopiec wstał z krzesła i pobiegł na górę , a po chwili dało się słyszeć trzask.
- Zabije go – warknął James. I pobiegł za synem. Albus i Harry pobiegli za nim. Stary pokój James’a był w połowie rozwalony. Z sufitu sypał się tynk. Ze ścian poschodziła tapeta, a na podłodze widniała wielka czarna plama.
- CHRISTOPHER! – ryknął.
- Crucio – James’a przeszył ból jakby od kopnięcia prądu. Chris był za mały by to zaklęcie działało w pełni.
Harry i Albus otwarli usta ze zdumienia.
- HARRY! – krzyknęła z dołu Ginny. Mężczyzna zbiegł i wrócił po chwili z listem w ręku. James stał patrząc na Chrisa, którego oczy zionęły nienawiścią.
- Wykryli użycie zaklęcia niewybaczalnego! James! Co to ma znaczyć!?
- Co ja!?
- To twój syn!
- Nie nauczyłem go tego!
- Mam nadzieję, że wiesz co powinieneś w takiej sytuacji zrobić – powiedział chłodno jego ojciec.
Jimm złapał Chrisa za rękę, ówcześnie wyrwawszy mu z niej różdżkę; i pociągnął syna na dół.
- James, James!
Wyszedł nie zwracając uwagi na krzyk matki. Teleportował się prosto w domu.
- CO TO MIAŁO ZNACZYĆ!
- Zostaw mnie! – Chris wbiegł na górę. James pognał za nim. Chłopiec starał się schować w szafie, ale niestety miał za mało czasu i ojciec zdążył go przyuważyć. Złapał malca za ręce i wyciągną na środek pokoju.
- CO TO MIAŁO ZNACZYĆ?! - Warkną ponownie, potrząsający synem.
- Nic.
- CO CI MÓWIŁEM?!
- Nie wolno mi używać zaklęć, których nauczyłem się u Kornela. Przepraszam tatusiu – przybrał najbardziej rozanielony wyraz twarzy w nadziei, że stanie się cud.
- TAK! JAK WIDAĆ NIE CHCIAŁEŚ MNIE POSŁUCHAĆ!
Na pośladkach chłopca spoczęło kilka mocnych uderzeń.
- Przepraszam! Tatusiu! Już nie będę!
Chłopiec krzyczał przez cały czas, a kiedy James go puścił spostrzegł łzy na jego policzkach.
- Nie chciałem tego robić, ale ty sam najwyraźniej się o to prosiłeś – stwierdził stanowczo. - Stań w kącie.
Chłopiec bez gadania wstał i wykonał polecenia ojca.
- Teraz powiedz mi czemu to zrobiłeś.
- Nie wiem – odparł chłopiec.
- Czemu?
- Nie wiem – malec usiadł i zaczął płakać.
- Czemu?
- Bo ty się mną nie obchodzisz. Zajmujesz sie tylko Timy'm, a jak się te potwory urodzą to w ogóle nie będziesz mnie kochał.
- Chris, a co dziś cały dzień robiłem?! Chciałem sie z tobą bawić i spędzić trochę czasu!
Chłopiec zanosząc się płaczem pognał w stronę James'a. Przytulił się do niego i chwytając ramiona ojca, chciał żeby ten odwzajemnił uścisk.
- Tatusiu... Ja cię kocham! Proszę, tatusiu! Nie kochasz mnie?
- Kocham Chris, ale nie będę z tobą normalnie rozmawiał, do póki ty nie zaczniesz sie zachowywać normalnie.
Zszedł na dół. Usiadł przy oknie i wpatrzył się w przestrzeń poza nim. Magnoliowy Łuk był stosunkowo mały, ale też piękny. Delikatnie wybrukowane chodniki, idealny asfalt. Kwiaty, żywopłoty, las hen daleko. Łąką na, której rosły stokrotki i na, której on i Daphne… To wydawało się wszystko tak odległe, a zdarzyło się tylko dwa lata wcześniej… Wtedy wszystko wydawało się tak łatwe… Wtedy na tej polanie pod kopułą rozgwieżdżonego nieba… Jej mleczno białe piersi… Dotyk jej warg na jego ustach… To dziecinne uniesienie… Moment braku odpowiedzialności… Nie zważanie na to czy wścibska pani Holm wyjdzie z domu… Dotyk trawy… Śmiech… Jej śmiech… Ten wspaniały i tak teraz odległy… Ale był już Chris nie byli już dziećmi, ale czuł się jak dziecko… Znowu czuł się jak piętnastolatek próbujący co to seks… Co to ta bliskość… To unie…
- James – usłyszał za sobą ostrożny głos. Odwrócił głowę i znów ujrzał tamtą Daphne. Z tymi mlecznobiałymi piersiami i malinowymi ustami. Tą dwudziestodwulatkę, która oddała mu się wtedy po raz pierwszy.
- Pamiętasz tę polanę? – zapytał cicho.
- Polanę? Tą na której rosną stokrotki?
- Tą samą – odpowiedział.
- Pamiętam przecież przechodzę koło niej po kilka razy dziennie.
- A pamiętasz co my na niej?
- Pamiętam James – podeszła do niego, uklękła i głowę położyła mu na kolanach.
- Pamiętam, pamiętam – szepnęła.
Znów był na polanie… Znów niebo było ciemne… Znów nie było kłopotów… Ta polana była w nim… W jego sercu… Ta polana od, której tyle zależało.
- Co się stało? – szepnęła.
- Chodźmy na tą polanę – powiedział nie zwracając uwagi na jej pytanie.
- Po co Jimmy? – spytała niczym matka pięcioletnie dziecko pragnące pobawić się w lesie.
- Chce wrócić do tamtych czasów.
- Żałujesz?
- Nie, ale wtedy wszystko… Wszystko było takie… Łatwe.
- Było – uśmiechnęła się lekko – Ale teraz jest teraz. Co się stało?
- Chris rzucił we mnie Cruciatus – mruknął.
- CO!? Chris!? – pokiwał głową.
- Chodźmy na polanę – ponowił.
Wstała, ujęła w swoją dłoń jego rękę. Pociągnęła go do wyjścia. Szli. Tak powoli, ale jednak szybko. Tak jak wtedy…
- Jesteśmy na polanie – szepnęła mu do ucha i usiadła w trawie. Usiadł obok. A wszystko potoczyło się Tak jak wtedy...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ginnowata dnia Nie 22:45, 25 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kropusia
Mieszkaniec Doliny



Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zachodnia Wieża Hogwartu

PostWysłany: Pon 13:07, 26 Maj 2008    Temat postu:

Nie no! Pięknie! Ta polana... Jedno zastrzeżenie. Jakim cudem Chrisowi udało się rozwlić pół pokoju w tak krótkim czasie?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Pon 13:16, 26 Maj 2008    Temat postu:

Czytałaś wcześniejszą? Młody wyszukał zaklęć w książkach czarno magicznych i dlatego mu się to udało

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kropusia
Mieszkaniec Doliny



Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zachodnia Wieża Hogwartu

PostWysłany: Pon 13:58, 26 Maj 2008    Temat postu:

Czytałam, ale nie skojarzyłam... Przemęczenie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Pon 14:46, 26 Maj 2008    Temat postu:

Christopher patrzył błagalnym wzrokiem na mamę, ale ta tylko uśmiechnęła się smutno. Wiedział, że po powrocie taty nawet ona nie będzie mogła mu pomóc.
- CHRIS! - Rozległ się głos już z przedpokoju. Daphne przymknęła oczy i zbiegła po schodach na dół.
- Kochanie, coś się stało? - Zapytała, całując James'a i uśmiechając się do niego zalotnie.
- Ten gówniarz znowu nabroił! Pisali o tym w Proroku!
- Jimm, choć do sypialni – wyszeptała mu do ucha. - Potem z nim porozmawiasz, dobrze?
Zmrużył oczy, ale odsunął ją delikatnie od siebie. Gdyby nie znał Daphne, pomyślałby, że chodzi jej o szybki numerek w ciągu dnia, ale niestety znał. Chciała uratować skórę jego syna, narażoną na szwank po napisanym przez Albertyne Vincer dla Proroka Codziennego artykule. Został umieszczony na pierwszej dwóch stronach, a brzmiał tak:
“CZARNA MAGIA W DOMU CHŁOPCA-KTÓREY-PRZEŻYŁ!
- Czy to prawda? – spytała mnie Rita Skeeter – redaktorka Proroka zaraz po tym jak poinformowałem ją o czym ma by ten oto artykuł.
- Niestety – odrzekłem smutno.
We wczorajszy czwartek w domu Harry’ego Pottera doszło do naruszenia prawa czarodziejów. Zostało użyte zaklęcie niewybaczalne. Szokujące czyż nie? Oczywiście można by powiedzieć o jakiejś napaści, ale nie w tym wypadku. Z wiarygodnych źródeł usłyszałem, że to wnuk Harry’ego Potter’a – sześcioletni Christopher Potter rzucił zaklęcie Cruciatus na swojego ojca – pierworodnego syna pana Potter’a. I jak ludzie mają się czuć bezpieczni gdy w domu Szefa Aurorów zdarzają się takie rzeczy? Czy to sam Potter nauczył owego zaklęcia swojego wnuka? A jeśli nie to skąd to dziecko to wyniosło?”
- CHRIS!
- Tak tatusiu? – zapytał słodko.
- Na górę!
- James, uspokój się. Jesteś zły.
- Jestem Daphne, a czy to dziwne? Dostałem godzinny wykład na temat wychowywania dziecka i w tym momencie chce odpłacić pięknym za nadobne.
- Proszę kochanie… - jęknęła.
- Nie. Na górę!
Chłopiec lękliwie wszedł na górę. James ruszył za nim do jego pokoju. Chris wdrapał się na łóżko.
- Chodź.
Pokręcił głową.
- Christopcher’ze Harry Potter'zw podejdź tu w tej chwili!
Podreptał w stronę ojca, z miną niewiniątka. Popatrzył na niego i ni z tond, ni zowąd rozpłakał się.
- Byłem grzeczny! Cały czas byłem grzeczny!
- Nie tym tonem – warkną. - Widziałeś?! Widziałeś prawda?! - Chłopiec przytaknął. - Myślisz, że czyja to wina?!
- Albertyny Vincer? - spytał naiwnie.
- Chris mam dość! Rozumiesz?! D O Ś Ć! Masz 6 lat, więc według prawa Angielskiego, albo zaczynasz edukacje w domu, albo posyłamy cię do szkoły!
- Nie tatusiu – chłopiec zaczął rozumieć, co ojciec chce mu przekazać i uwiesił się jego nogi, jakby to była jakaś deska ratunku w tej sytuacji.
- Od stycznia idziesz do szkoły dla chłopców! Kiedy kupie ci podręczniki, zaczniesz nadrabiać pierwsze półrocze w domu.
- Tatusiu!
James dał małemu klapsa, a ten urażony wdrapał się na łóżko i zaczął grać sam z sobą w eksplodującego durnia, mamrocząc coś nie zrozumiale pod nosem i ukradkiem ocierając łzy płynące po policzkach.

Chris czuł się jak niesprawiedliwie osądzony jak tak można!? Przecież on nie jest jakimś tam mugolem*! Jest czarodziejem i on pójdzie do Hogwartu! Postanowił zemścić się na wyrodnym ojcu…
- Chris – Daphne wstawiła głowę do pokoju – Wychodzimy z tatą do Lily. Nie wrócimy na noc, ale tata przyjdzie sprawdzić co z wami.
- Jasne.
- Pilnuj Timma.
Po chwili dało się słyszeć trzaśnięcie drzwiami.

James wszedł cicho do domu. Była już prawie północ więc spodziewał się, że jego synowie śpią, ale…
- CHRISTOPHER CHODŹ TU NATYCHMIAST!
Tupot małych stópek i padające z ust chłopczyka pytanie „Tak?”
- Co to jest? – James wskazał na pozostałości przedpokoju.
- To jest zemsta!
- ZEMSTA!?
Chris złapał leżącą na stoliku różdżkę i rzucił w Jimma jakimś nieznanym zaklęciem.
James krzyknął z bólu. Wszystko go paliło. Upadł na kolana i trudem wyciągnął różdżkę z kieszeni spodni. Zaczął mruczeć pod nosem jakieś przeciw zaklęcia aż w końcu po dwudziestu minutach udało mu się zdjąć urok rzucony przez jego syna. Wszystko go bolało. Chris zdążył uciec na górę. Wstał i pobiegł na górę o mało nie potykając się o dywanik. Wleciał do pokoju syna, który trzymał w ręku różdżkę gotów zaatakować, jednak James był szybszy.
- Expeliarmus – Chrisa siła zaklęcia odrzuciła na ścianę w, którą uderzył z głuchym łoskotem, różdżka wypadła mu z ręki, ale dla Jimm’a to wcale nie był koniec niespodzianek.
- CO SIĘ TAM DO CHOLERY DZIEJE?! OGŁUPIELIŚCIE WSZYSCY?! PRZEKLĘCI POTTER'OWIE! OD KIEDY SIĘ TU WPROWADZILI OKA NIE MOŻNA ZMRUŻYĆ! - Wrzask pani Holm był tak donośny, że zapewne pół ulicy słyszała jej wywody na temat sąsiadów.
- Zadowolony?! – Warkną patrząc na syna, który rozmasowywał sobie bolącą głowę. Machną kilkukrotnie różdżką, żeby wygłuszyć pomieszczenie. Nie miał zamiaru być miły dla syna. - CO CI DO CHOLERY JEBIE?! CAŁKIEM CI SIĘ POPRZEWRACAŁ W ŁEPETYNIE?! UŻYŁEŚ JUŻ PO RAZ 3 I TO NA MNIE ZAKLĘCIA CZARNO MAGICZNEGO!
Chłopiec niedbale wzruszył ramionami, chcąc pokazać ojcu, ze to co mówi ma głęboko gdzieś, jednak nie spodziewał się tak bardzo rozwścieczonej reakcji. James złapał syna za ręce i zaczął z całej siły okładać po pośladkach, ale nie tylko. Chris'owi dostało się po rękach, nogach i kiedy wykrzyczał przekleństwo oberwał w twarz.
- Powtarzaj za mną! Tatusiu – Chłopiec jednak nie przestawał płakać. Szarpną nim. - POWTARZAJ!
- Tatusiu – wyjąkał przez łzy.
- Obiecuję nie użyć już więcej ŻADNYCH zaklęć nauczonych u Kornela.
- Tatusiu! - Chłopiec chciał wyrwać się ojcu, który trzymał go tak mocno za ramie, że zaczynało mu sinieć.
- POWTARZAJ!
- Obiecuję nie używać, więcej żadnych zaklęć nauczonych u Kornela.
- Teraz do pokoju i módl się żebym nie postanowił tam przyjść!
Chłopiec uciekł, bojąc się, że jeśli coś odpyskuje, ojciec może powtórzyć dawną historię z pasem. James natomiast, przebrał się i wrócił do Lily, gdzie do rana odbywała się huczna zabawa.

*Nie żeby on miał coś do mugoli, ale sami rozumiecie…


No więc część moim skromnym zdaniem po trochu sknocona [ale ciii... podobno nie powinnam się przyznawać do własnych błędów ^^] i mimo, że Szajb co nieco tam uratowała sytuacje to stłamsiłam naszego biednego Chris'a i mam wyrzuty sumienia. Ale jak słyszę w głośniku "Zapomnijmy, połóżmy się..." Więc idę. Orewuar!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Wto 20:56, 27 Maj 2008    Temat postu:

Westchnął i rozluźnił, zawiązany przez mamę krawat. Chris miał zaledwie 6 lat i jak każdy 6 latek uwielbiał święta bożego narodzenia. Ubieranie choinki, dekorowanie domu, ciasteczka babci i bądźmy szczerzy, to na co czekają z największym utęsknieniem wszystkie dzieciaki – prezenty gwiazdkowe. W tym roku, jednak chłopcu święta wcale nie przypadły do gustu. Do Nory zjechała cała rodzina i rodzina rodziny. Może brzmi to i zabawnie, ale w praktyce wyglądało o wiele gorzej. Namiot, którego wnętrze magicznie powiększono i ocieplono miał pomieścić około 100 osób, natomiast po tym jak przybyła rodzina Delacour, Johnson, Reynolds, Corezze... No, długo by wymieniać, w każdym razie nawet rodzice Scorpiusa zaszczycili ich na krótką chwilę swym towarzystwem. Jednym podobało się, że wszyscy się zebrali robiąc 'mały' kocioł, innym nie.
- Christopher nie ściągaj go – szepnęła w stronę syna Daphne. - Wszyscy są elegancko ubrani.
Chłopiec spojrzał krytycznie na swojego ojca, który podobnie jak wujek Philipe mieli koszule wypuszczone ze spodni a ich krawaty dyndały luźno na szyi. Czy ktoś nie powiedział, ze jabłko pada niedaleko jabłoni?
- Ale tata nie ma!
- Nie krzycz – wysyczała Daphne.
- Przepraszam – mruknął chłopiec.
Wszyscy porozchodzili się do domów. James wszedł do kuchni, zdjął krawat i spojrzał na kopertę leżącą na stole, której nie było zanim wychodzili czyli o około 11. Otwarł ją i wyjął list.

„Panie Potter
Z przykrością muszę państwu podziękować. Pani Holm skarży się, że ciągle są u państwa hałasy i ja rezygnuję z wynajmowania wam domu przy Magnoliowym Łuku.
Macie państwo miesiąc
Z poważaniem Kordian Meadows”
- Daphne! – dziewczyna przybiegła, obiegła wzrokiem list i spojrzała na Jimma z przerażeniem.
- I czyja to wina, co? – warknął sam do siebie – CHRISTOPHER!
Chris wszedł do kuchni, a za nim podreptał mały Timm.
- Tak tatusiu?
- Czytaj! – podał chłopcu list.
- Co to znaczy? – zapytał mały.
- To oznacza to, że masz iść na górę, a ja przyjdę tam za chwilę!
- Ale przecież ja nic…
- Jeszcze jedno słowo, a… – pogroził chłopcu James.
Chris wbiegł na górę i trzasnął ostentacyjnie drzwiami. James wbiegł na górę.
- Co to miało znaczyć?
- Co?
- To trzaśnięcie. Nie pozwalasz sobie na za dużo?
Chris wzruszył ramionami.
- Wspaniale. Nie pójdziesz do normalnej szkoły dla chłopców tylko do świętego Brutusa!
Chłopiec wtedy nie wiedział co to święty Brutus.

Miesiąc później

- James idziecie już? – spytała Daphne.
- Tak już, już. CHRIS! – James spojrzał na ojca jak na największego wroga.
Wyszli przed dom by się stamtąd teleportować. James omiótł spojrzeniem Nadmorską. W tym domu mieszkali zaledwie tydzień, a już go pokochali, już mieli taką swoją polanę, która w rzeczywistości była plażą. Cały czas się dziwił skąd babcia Molly miała pieniądze by dołożyć im do kupna domu za ponad 600 tys. Funtów, a większa z tego połowę pokryła właśnie ona. Dom był naprawdę przepiękny. Zbudowany w stylu staro-angielskim wyglądał niczym zameczek z tych dworków z okresu XVIII wieku. Z tyłu domu była plaża, której część należała tylko do nich. Dom był na tyle duży, że każdy miał osobny pokój i nawet dla bliźniaków by starczyło. Zostało tyle pokoi, że James zorganizował je na skrytkę na miotły, gabinet i biblioteczkę.
- Pamiętaj, żeby być grzecznym i nie paplaj na prawo i lewo, że jesteś Czarodziejem, bo cię wezmą do zakładu dla chorych umysłowo – mrukną James, podając chłopcu obuwie zamienne i mundurek, który musieli obowiązkowo nosić.
- Kiedy, to prawda!
- Mugole o tym nie wiedzą – popatrzył na syna i poczuł ukłucie żalu, że go tu zostawia. Jeszcze przez 5 lat powinien go mieć w domu, a teraz? Chłopiec będzie sie z nim mijał w drzwiach i ich rozmowy ograniczą sie do spaceru w stronę szkoły.

Bo nie zbadane są wyroki boskie!

Daphne wciąż urządzała ich dom i rozpakowywała rzeczy więc to na Jamesa spadł obowiązek odebrania syna po lekcjach.
- Chris! - Chłopiec podszedł do ojca. - Jak było?
- Dobrze – odparł mały. Zachowywał się wręcz niepokojąco spokojnie a na policzkach miał zaschnięte łzy. Chciał zapytać, czy coś sie stało, ale przeszkodziła mu nauczycielka, która stanęła koło nich i odchrząknęła głośno.
- Pan Potter? - Zapytała z wręcz przesadnie angielskim akcentem.
- Tak.
- Proszę za mną – poprowadziła go korytarzem pod mahoniowe drzwi, koło których stało kilka krzeseł. - Kochanie, ty sobie tu usiądź i grzecznie poczekaj.
O zgrozo! Autorka nie dowierza! Christopher Harry Potter wykonał grzecznie polecenie kobiety i usadził swe szanowne 4 litery na drewnianym krześle, tymczasem jego ojciec wszedł do pokoju opatrzonego złotą tabliczką z napisem “Dyrektor”.
- Pan to zapewne tata Chrisa? - Za biurkiem stała niziutka ubrana na granatowo kobieta. Wyglądała na sympatyczną, a na jej twarzy przez cały czas gościł uśmiech. - Proszę niech pan usiądzie.
James zajął miejsce na przeciw rozmówczyni, rozglądając się po jej gabinecie. Cały był w barwach bieli, czerwieni i granatu, a na jednej ścianie wisiała flaga narodowa.
- Patriotyzm – powiedziała, spostrzegając czemu się przygląda. - Kładziemy wielki nacisk na patriotyzm w naszej szkole. Niemal tak samo duży jak na wychowanie – pochyliła się nad biurkiem a z jej twarzy znikł uśmiech. - Panie Potter chciałam z panem porozmawiać o pańskim synu.
- Co znowu zbroił?
- Ależ spokojnie. Nic nie zrobił! Był grzeczny jak aniołek!
- W takim razie o co chodzi? – Spojrzał z zdziwieniem na kobietę.
- Z każdym rodzicem staram się przeprowadzić taką rozmowę. Nasi uczniowie odnoszą tak wielkie sukcesy, tylko dzięki W Y C H O W A N I U! Tak, panie Potter i uważam, że czasem w domu przyda się dzieciom stara dobra szkoła. Rozumie pan?
- Em... Nie, nie bardzo.
- Ehhh. Widać, że dopiero uczy się pan bycia rodzicem. Dla dziecka trzeba być rodzicem, a nie przyjacielem. Trzeba trzymać wszystko twardą rękę i czasami nie zawahać się użyć siły. Teraz pan rozumie?
Dla Jimma to wszystko było wręcz dziwne., ale przytaknął głową wiedząc o co tej kobiecie chodzi.
- W takim razie – cieszę się, że się zrozumieliśmy pani Potter – uśmiechnęła się – Dowidzenia.
- Dowidzenia – wyszedł.
Chris podbiegł do niego zaraz jak przekroczył próg.
- Co się stało?
- Starsi chłopacy się we mnie zaczepiali i mówili, że jestem maminsynkiem, bo mnie przyprowadziłeś – pożalił się chłopiec.
- Nie jesteś. Ty i maminsynek? Pan wszystko zrobię sam? Nie przejmuj się nimi i stawiaj się.
Ruszyli do domu.
Następnego dnia James’a powitała w szkole nie miła niespodzianka.
- Pani dyrektor pana oczkuje – powiedziała oschle ta sama nauczycielka. Złapał rękę Chrisa i poszedł znanym mu już szlakiem.
- Dzień dobry – powiedziała kobieta.
- Dzień dobry. Co się stało?
- Chodzi o Christopher’a.
- Co zrobił? – zapytał ze strachem Jimm.
- Pański syn zdemolował podczas przerwy pół klasy i pobił kolegę – oznajmiła dyrektorka.
- Jest pani pewna, że to on? – zapytał James czując, że suszy go w gardle.
- Niestety. Pamięta pan naszą wczorajszą rozmowę? – zapytała. Pokiwał głową. I tak samo jak wczorajszego dnia wyszedł po ówczesnym powiedzeniu sobie „Dowidzenia”.

Usiadł na krześle, obok syna. Do głowy przychodziło mu wiele sprzecznych myśli. Przecież to on kazał Chris'owi 'stawiać się'. Tylko skąd miał wiedzieć, ze potraktuje to dosłownie? Dyrektorka kazała mu wlać ale w tej sytuacji. Przecież ona nie znała całej prawdy, a nawet gdyby, to czy może mu wlać? Przecież się tylko bronił.
- Tatusiu...
- Idziemy. Porozmawiamy w domu.
Daphne od drzwi powitała ich z szerokim uśmiechem na twarzy. Jej brzuch rósł z dnia na dzień, a do przyjścia bliźniaków na świat zostały już niecałe 4 miesiące.
- Chodźcie! No już żwawiej, do salonu! Usłyszycie co wymyślił Timy – zawołała podniecona, ciągnąc jedna ręką męża, a drugą syna. - Timy. Timy kochanie powiedz mamusi 'żaba'.
- Baba – odparł mały, nawet nie patrząc na matkę.
- Słyszeliście?! James, to jego pierwsze trudniejsze słowo, bo mama, tata i Kis się nie liczą.
- Em, kochanie – zaczął James ostrożnie, patrząc odrobinę przerażony na swoją małżonkę. - Czy nie uważasz, ze trochę przesadzasz?
Daphne spiorunowała go złowrogim spojrzeniem.
- No nie wiem, powinieneś się chyba cieszyć, że twój syn robi takie postępy – warknęła. - Chris, jak było w szkole?
- Dob...
- Nie dobrze – odparł dobitnie James. - Idź do pokoju, zaraz tam przyjdę.
- Co się stało? – zapytała Daphne gdy kroki chłopca ucichły i dało się słyszeć zamknięcie drzwi.
- Pobił kolegę i zdemolował klasę –odpowiedział Jimm.
- Znowu? Przecież to dopiero drugi dzień – jęknęła.
- Wiem, zaraz wrócę – wszedł powoli po schodach. W głowie kołatało mu się milion myśli. Co miał zrobić?
- Tatusiu ja nie chciałem… – zaczął Chris gdy James tylko otworzył drzwi.
- Przestań! Christopher znam cię dość dobrze.
- Ale ja nie chciałem. Tatusiu…
- Dlaczego pobiłeś kolegę?
- Bo się mnie czepiał – burknął chłopiec – Powiedział, że jestem jakimś dziwakiem i, że mój dziadek wcale nie zna pół olbrzyma. A Hagrid istnieje!
- Mówiłeś w szkole o Hagridzie!?
- A czemu nie?
- Mówiłem ci to są mugole Christopher! Czy ty zawsze musisz robić wszystko po swojemu!
- Tak – warknął chłopiec.
- A klasa coś z nią zrobił?
- Spaliła się – odparł krótko Chris.
- Spaliła!?
- No, takie zaklęcie. Szatańska Porażka.
- Pożoga!? Skąd je znasz!?
- Od Kornela.
- Co ci mówiłem!? Zwariowałeś mogłeś ich pozabijać! Skąd miałeś różdżkę?
- Z domu.
James pogrzebał w kieszeni, ale nie mógł znaleźć swojej różdżki.
- Oddawaj!
Chris pogrzebał w torbie i wyjął z niej różdżkę ojca.
- Nigdy więcej nie ruszaj mojej różdżki – warknął James przez zaciśnięte zęby – Chodź.
- Ale tatusiu…
- Christopher!
- Tatusiu… – mały wybuchnął płaczem.
- Albo podejdziesz, albo ja…
Nie musiała kończyć, bo chłopiec staną obok. Wyglądał na skruszonego.
- Tatusiu...
- Nie Chris, nie ma tak dobrze! Twoja dyrektorka miała racje! - Uderzył chłopca kilkukrotnie.
- Ale sam mi mówiłeś, że mam się stawiać! - Krzyknął wyrywając się ojcu. Po policzkach płynęły mu łzy. Nie rozumiał, jak tata mógł go tak oszukać.
- Miałeś im coś powiedzieć, a nie bić kolegę! Nie pozwoliłem ci używać zaklęć nauczonych u Kornela, więc czemu jednak to zrobiłeś?!
- Bo ta wredna nauczycielka uderzyła mnie!
- To Brutus Christopher! Przyzwyczaj się do tego, jeśli po dobroci nic do ciebie nie dociera! - Złapał syna, podniósł go na wysokość rąk i posadził na krześle. - Teraz masz odrobić lekcje, a ja zastanowię się nad jakąś karą dla ciebie.
- Ale ja chciałem się pobawić – odparł zaborczo Chris.
James już nie zareagował. Wyszedł z pokoju i zszedł na dół, posłuchać od żony o innych cudownych słowach, jakich nauczył się Timy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Wto 23:42, 27 Maj 2008    Temat postu:

Chris spojrzał z politowaniem na zestaw małego magika jego kolegi z klasy. Była właśnie przerwa, a John chwalił się prezentem od dziadka.
- Mój tata ma prawdziwą – powiedział Chris.
- Czyli, że? – warknął John.
- Czyli, że potrafi czarować, a nie robić coś takiego jak ty. Sam znam kilka dobrych zaklęć.
Chłopcy parsknęli szyderczym śmiechem.
- Nic takiego nie istnieje! Potter jesteś jakimś dziwakiem idź się leczyć – zadrwił Kurt.
Chris rzucił się na kolegę z pięściami. Nikt nie będzie mu wmawiał, że kłamie, ani nikt nie będzie go obrażał! O, nie!
- POTTER! JOHNS!
- To on zaczął – powiedział Kurt.
- On mnie obrażał! – krzyknął Chris.
- Potter do pani dyrektor i tam czekaj na rodziców!
- Odjeb się ty stara jędzo!
Kobieta złapała Chrisa za ucho i zawlekła pod gabinet. Weszła tam, powiedziała coś dyrektorce i wyszła, a Chris siedział Tak piętnaście minut aż przyszedł Jimm.
- Cos znowu zrobił? – warknął na przywitanie, ale nie dał chłopcu odpowiedzieć, bo wszedł szybko do gabinetu zawołany przez dyrektorkę.
- Panie Potter. Chyba się nie zrozumieliśmy przedwczoraj – oznajmiła.
- Co zrobił Christopher?
- Pobił kolegę i przeklinał na nauczycielkę. Czy słów „Stara jędza” i „Odjeb się” nauczył się od pana? – podniosła brwi.
- Oczywiście, że nie.
- Mam nadzieję panie Potter, że odpowiednio ukarze pan syna, a takie coś już się nie powtórzy.
- Oczywiście, ukarze go odpowiednio – przytaknął.
- Mam nadzieję, że BARDZO odpowiednio – powiedziała donośnym głosem podkreślając słowo „BARDZO”.
- Do widzenia.
Wyszedł szybko nie chcąc tam dłużej siedzieć.
- Ale on mnie…
- Skończ Christopher. Idziemy.
Szarpnął chłopca za rękę, ale już 5 metrów dalej usłyszał hihot. Odwrócił sie i zobaczył grupkę 6latków, którzy naśmiewali się z Chris'a. Na jego twarzy pojawił się szkarłatny rumieniec.
- Zgubiliście coś? - Warkną na chłopców, którzy teraz stanęli koło niego.
- Nie, tylko chcemy sie zapytać, czy to prawda, że ma pan czarodziejska różdżkę jak twierdził Christopher – w ich głosie słychać było ironię... Ba, to już nie byłą ironia, a raczej sarkazm.
- Chcecie się dowiedzieć? - Kiwnęli równocześnie głowami, a James teatralnym gestem machną różdżką.
- Nic się nie stało – odparł najwyższy.
- Dowidzenia – odrzekł, uśmiechając sie pod nosem i patrząc jak oczy chłopców zaczynają się zwężać, a twarz porastać małymi włosami.
- Co im zrobiłeś? - Dopytywał sie jego syn.
- Będą trochę przypominać małpy, ale po 10 godzinach to minie – odparł wesoło. - Nie musiałem używać czarnej magii, żeby dać im nauczkę, a tym bardziej nie używałem zaklęć których nie znam – wszystko co miłe, było w jego tonie głosu, teraz ustąpiło i mówił twardym, nie znającym sprzeciwu tonem.
Kiedy wrócili do domu Daphne nie przywitała ich od progu, jak dotychczas.
- Do swojego pokoju – warkną na syna, który pobiegł na górę. - Kochanie! - Brak odzewu. - Daphne! Daph...
- Zamkną byś się!
Odwrócił się gwałtownie słysząc charakterystyczny, lekko zachrypnięty głos.
- Amber?! Co ty tu robisz?! Coś się stało Dap...
- Zamknij sie James! Śpi, ale ledwo wszedłeś, to tak się drzesz, że pewno już nie długo – jej włosy zmieniły kolor na wściekle czerwony.
- Co ty tu robisz? Źle się czuła? Coś z dziećmi? - Pytał juz ciszej.
- Nie nic. Po prostu, chciałam ją odwiedzić – podniósł jedna brew w wyrazie szczerego zdziwienia. Amber nigdy ich nie odwiedzała 'tak po prostu'. Co więcej nie przepadała za James'em i tolerował go tylko, dlatego, że siostra była w nim zakochana. - No i chciałabym u was zamieszkać – James usiadł z wrażenia na kanapie. - Na krótko i Daph się zgodziła, kazała mi tylko zapytać ciebie i... - nagle zaczęła być niezwykle miła. - Może zrobię ci herbaty, a ty sobie spokojnie to przemyslisz?
- Nie, stop! - Amber, zrezygnowana opadła na fotel na przeciw szwagra. - Czemu nie mieszkasz z rodzicami?
- Chcą ze mnie zrobić Magomedykiem... Ambicje – przeklęła pod nosem.
- No to – zawahał się, zastanawiając, jak będzie wyglądało ich życie z Amber, pod jednym dachem. Ta dziewczyna była gorsza od Lily i Heather razem wziętych [o ile to tylko możliwe]. - No to, możesz zostać.
- Tak! - Dziewczyn rzuciła sie na James'a, zapominając, że przecież nie pała do niego zbyt wielką sympatią. Odchrząknęła, otrzepała ubranie i wyszła z pokoju, na odchodne przypominając mu o Chris'ie.
Od niechcenia wszedł na piętro, a potem do pokoju syna, który leżał na łóżku rysując jakieś bazgroły. Podszedł bliżej i przyjrzał się uważnie rysunkowi, który przedstawiał ich rodzinę, zbierających muszelki na plaży.
- Chris...
- Jeśli chcesz mnie zbić, to ja rozumiem i przepraszam – chłopiec odłożył kredki stanął przed ojcem.
- Nie zbije cie, jeśli mi obiecasz, że będziesz grzeczny w szkole.
- A nie mogę iść do innej szkoły? - James kucną, patrząc małemu w oczy.
- Nie, nie możesz Chris, ale jeśli nie będziesz obrażał nauczycielek, bił kolegów, demolował klasy i nie będziesz robił nic, przez co pani Dyrektor wezwałaby mnie do siebie, to zastanowimy się z mamą, czy nie będziesz mógł zostać w domu od września – po policzkach chłopca zaczęły płynąć łzy. - Musisz mi obiecać.
- Obiecuje – przytulił się do taty.

- JAMES!
Zszedł na dół przeklinając Amber.
- Jimmy! – zawołała jego siostra. Zaraz… JEGO!?
- Lily co ty tu robisz? – zapytał.
- Shan idź do Chrisa – mruknęła do małej blondynki stojącej obok niej i trzymającej na smyczy małego bernardyna.
- Dobrze mamo. Chodź Cola.
- Macie psa?
- Rodzice Philipe’a kupili go Shanon. Ale mniejsza. Trener kazał mi ci przekazać, że jutro jest trening.
- O której?
- O 10 rano – odparła Lily – James ja muszę ci coś powiedzieć… – zawahała się.
- Co się stało? – zapytał ze strachem.
- Ja i Phil przeprowadzamy się do domu obok was – James zaczął przeklinać Lily – Bo tamten jest już za mały dla nas, a wasz stary jest wynajęty już. James ja… jestem w ciąży.
- CO!?
- Nie mów nic rodzicom, wiesz jaki jest tata. W sierpniu chcemy wziąć ślub.
James’a przytkało jego siostra w ciąży. No cóż, jedno dziecko adoptowała, ale to nie to samo. Ale mniejsza o to co stało się później i co zrobiła Cola. Następnego dnia Amber zmuszona była do odebrania ze szkoły Chrisa. Gdy tylko poszła pod klasę została przyuważona przez jakąś kobietę.
- W czym mogę pani pomóc? – zapytała.
- Przyszłam po Christopher’a Potter’a.
- Potter’a? – zdziwiła się kobieta. Amber przytaknęła. - Proszę iść do pani dyrektor.
Dziewczyna była lekko zdezorientowana, ale wykonała polecenie. Gdy stanęła przed grubymi mahoniowymi drzwiami, zapukała nieśmiało.
- Panie Pot... Kim pani jest? – Ubrana w czerwoną garsonkę dyrektorka spojrzała z niedowierzeniem i lekką odrazą [?!] na dziewczynę.
- Jestem Amber, ciotka Christopher'a Potter'a. Kazano mi tu przyjść – dyrektorka lustrowała wzrokiem dziewczynę od stóp do głowy, zatrzymując się to na wysokich do kolan glanach, to na dżinsowej spódniczce, to na niebieskich włosach. Amber odchrząknęła, budząc kobietę z transu. - A więc?
- No więc chodzi o Chris'a. Jakiś kolega go uderzył, a chłopiec oddał mu, po czym zaczął donośnie płakać, krzycząc coś o obietnicy. Do pana Potter'a, chyba nie doszedł jeszcze sens moich słów.
- A czy rodzice drugiego chłopca też zostali wezwani? - Dziewczyna oparła ręce na biodrach, jakby chciała jej pokazać, jak bardzo lekceważy 'majestat' rozmówczyni.
- Tamten chłopiec mieszka w internacie i jego wychowawczynie juz go ukarały.
- 6 latek w internacie?!
- Nie, ten chłopiec miał 10 lat, ale je nie chciałam o tym rozmawiać – dyrektorka zamachała ręką przed twarzą. - Chodzi mi o kary CIELESNE – zaakcentowała ostatnie słowo. - Jeśli Pan Potter, nie nauczy się jak wbić temu chłopcu trochę rozumu do głowy, to i my będziemy bezsilne. Linijka i groch w szkole, a potem rozpieszczanie w domu. Rozumie pani?
Oczy Amber zrobiły sie wielkie jak spodki i całą silą woli, powstrzymywała sie, żeby na jej głowie, nagle nie uformował się irokez, albo paznokcie nie urosły do rozmiaru gigantycznych szponów, którymi będzie mogła z łatwością wydłubać tej kobiecie oczy.
- Bijecie dzieci? - Wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Och, nie nazwałbym tego biciem, ale tak. Każemy tych młodych wandalów w odpowiedni sposób i przynosi to skutki! - Na jej twarzy pojawił się wyraz dumy. - Większość naszych uczniów kończy dobre studia i diametralnie zmienia sie z zachowania. Gdyby nie nasza instytucja, to zapewne wylądowali by na ulicy z strzykawką w...
Dziewczyna dalej nie słuchała, tylko wyszła trzaskając drzwiami tak mocno, że tynk posypał się na jej - już nastroszone i pomarańczowe włosy.
- Chris idziemy! Nie zostanę tu ani minuty dłużej i dopilnuje, żebyś ty też tu nie wrócił!
- Ale nie powiesz tacie? – zapytał chłopiec ze strachem.
- Oczywiście, że powiem. A on coś z tym zrobi, nie moja w tym głowa.
- Ale Amber.
- Chris przestań.
Nie chcąc iść dłużej Amber teleportowała się z chłopcem jeszcze w murach szkoły nie zważając na to, że nauczają i uczą się tam mugole.
- JAMES! – ryknęła gdy tylko ujrzała czytającego książkę mężczyznę.
- Co!?
Chris spojrzał na nią błagalnie, ale ona to zignorowała.
- Wezwali MNIE to dyrektorki. Ta bezmyślna kobieta mówiła cos o biciu dzieci. Zgadzasz się na to!?
- To jest Brutus. Daphne i ja dobrze wiedzieliśmy na co się piszemy – warknął – Co zrobił Chris.
- Pobił kogoś.
- Christopher na górę! – chłopczyk wbiegł po schodach – Co mówiła.
- Coś o grochu, linijce i rozpieszczaniu, a potem wyszłam trzaskając drzwiami.
- CO!?
- Ta kobieta była jakaś inna.
James odrzucił książkę, wstał i ruszył na górę. Chris siedział przy biurku i odrabiał lekcje [anomalia ^^]
- Tatusiu ja zrozumiem jeśli jesteś zły i chciałabyś mnie ukarać, ale to nie moja wina…
- Dość! Ty zawsze to mówisz. “To nie moja wina, to ktoś inny!” Podejdź.
- Ale ja robię lekcję.
- Christopher mam przeliterować. Podejdź tu w tej chwili.
- Tatusiu – po jego policzkach potoczyły się łzy.
- Christopher chodź tu natychmiast!
Chłopczyk wstał i podszedł posłusznie do ojca.
- Tatusiu proszę…
Jimm nie odpowiedział.
- Tatusiu – zawył Chris.
- Sam się o to prosiłeś.
Złapał mocno Chrisa i przełożył sobie przez kolano. Przyłożył mu mocno kilkanaście razy. Chris wrzeszczał i płakał, ale James był bezlitosny.
- Jeśli jeszcze raz zostanę wezwany do dyrektorki to obiecuję, że oberwiesz tak mocno, że nie będziesz wstanie usiąść.
- Timma byś nie uderzył – wyjęczał przez łzy Chris krzywiąc się z bólu.
- Timm nie jest małym szatanem. A teraz idź odrabiaj lekcje!



Wiem, ze niektóre momenty były dziwne, ale jestem dumna z tej notki. Dlaczego? Bo Szajb nie zostawiła mi tłamszenia mojego ukochanego dziecia - Christophera!
Niah, niah, niah!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Śro 10:23, 28 Maj 2008    Temat postu:

Dzięki, a ty mnie ie wspierasz. I jeszcze będziesz teraz wszystkim mówiła jaka to jetem ZUA

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kropusia
Mieszkaniec Doliny



Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zachodnia Wieża Hogwartu

PostWysłany: Śro 16:28, 28 Maj 2008    Temat postu:

Nie no, ale cioteczka Amber była udana! Nie ma się co dziwić Chrisowi, że chce się pochwalić... Metosy Jamesa znów mnie przerażają.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Śro 17:30, 28 Maj 2008    Temat postu:

Nas też... No cuż. Nie mówie, że jesteś ZUA bo napisałam 'nareszcie'! Do tej pory to ja byłam ZUA!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Śro 21:51, 28 Maj 2008    Temat postu:

Jeśli James Potter o cokolwiek w tym momencie się modlił, to był to święty spokój i odseparowanie się od rodziny. Lily już od miesiąca mieszkała 2 ulice dalej, a Albus, który odwiedził ich kilka dni temu chciał zakupić dom na przedmieściach. Wszyscy bardzo się cieszyli, tylko on jakby nie pałał sympatią do tego pomysłu i najchętniej spakowałby walizki i wyjechał z żona i dziećmi na Syberię, w nadziei, że tam dadzą mu spokój. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze temperament Amber i zjazd rodzinny... No, ale po kolei.

Pomorska, otynkowany domek z numerem 12; godzina 10:28.

- Jimm, otwórz! - Daphne krzyczała z góry.
- Amber, otwórz! - James wrzeszczał z dołu.
- Jimm, prosiłam ciebie!
Podniósł się z kanapy i powlekł, szurając nogami do drzwi. Był niemal pewny, że to kolejny mugolski akwizytor, który wpadnie do przedpokoju, prezentując mu najnowszej marki odkurzacz i nie będzie chciał wyjść, psując mu cały dzień. Gorzej być nie może.
- Jimmeta!
- Tedd'y? - Do pokoju wszedł mężczyzna z zielonymi włosami. Zaraz za nim w drzwiach pojawiła się platynowa czupryna. - Victoire? - Koło kobiety przebiegły dwie dziewczynki. Jedna z długimi do kolan lokami, druga, obcięta podobnie jak matka.
- Lily, już jest?
- Co? - Zamurowało go. O co im chodziło?
- No, Lily. Albus i rodzice zaraz będą – ściągną mokry płaszcz.- Kochanie gdzie dałaś to wino?
- Ty je miałeś.
- Ja?
- Tedd'y!
- Jeams!
- Philipe?
- Shanon!
- Victoire!
- Daphne!
- Amber?!
- Mamo!
- Timy!
- Heather?!
- Annette!
- Albus!
- Lily?
- Kate!
- Harry!
- Madeleine!
- A gdzie Chris?
Jeśli myślał, że gorzej być nie może to się grubo mylił. Czół, ze dostaje mini wylewu do mózgu. A może to migrena? Nieważne. Ten kto to zaplanował z pewnością pożałuje!
- W szkole – jak tylko to powiedział rozległ się dźwięk telefonu.
- JAMES DO CIEBIE! – wrzasnęła Amber. Poszedł do kuchni.
- Pan Potter? – usłyszał znajomy głos.
- Tak.
- Proszę przyjść do szkoły - kobieta rozłączyła się.
- Gdzie idziesz Jimmy? – zapytała jego matka.
- Zamordować syna – burknął. Teleportował się pod szkołę. Od jakiegoś miesiąca był spokój. Chris wiedząc, że James spełni swoją obietnicę był grzeczny niczym aniołek.
- Tatusiu… - zaryczany Chris siedział na ławce przed gabinetem dyrektorki i patrzył na niego wielkimi jak spodki, brązowymi oczyma. Posłał mu spojrzenie głoszące „Gówno mnie to obchodzi zobaczysz w domu”.
- Panie Potter chyba się nie zrozumieliśmy zbytnio – zaczęła na przywitanie dyrektorka – Nawet jeśli w szkole będziemy się ściśle trzymać dyscypliny to i tak nic nie zrobimy jeśli w domu dziecko będzie rozpieszczane. Szkoła ma tylko pomóc w wychowywaniu panie Potter. Musi się pan nauczyć korzystać z siły, którą panu dała matka natura.
- Co zrobił Christopher?
- Zdemolował klasę panie Potter i naprzeklinał na nauczycielkę.
- Ja obiecuje, że ukaram go odpowiednio.
- Bardzo „odpowiednio” panie Potter.
Wyszedł. Gdy tylko Chris go zobaczył podbiegł do niego.
- Ja nie chciałem…
- Christopher bądź cicho – wysyczał.
Teleportowali się pośpiesznie. W domu panowała wrzawa. Wszyscy rozmawiali głośno. Dzieciaki się bawiły.
- Chris kochanie. Jak tam w szkole? – zagadnęła Lily.
- Daj mu spokój. Na górę natychmiast – warknął do chłopca.
- Coś się stało? – zapytał Ted.
- Nie ważne – nie zważając na nic ruszył na górę. Chris stał przy drzwiach z rozdziawioną buzią.
- Co do… Heather!? Jay*?
- Dzień dobry panie Potter – wybąkał zawstydzony 15-latek, który przed chwilą obmacywał i całował jego siostrę.
- James! – fuknęła Heather zawstydzona. Przecież ona miała się nie dać żadnemu facetowi!
- Wyjdźcie – warknął. Mimo iż trochę go to zdziwiło nie miał zamiaru zapominać o obietnicy danej synowi [biedak ^^]. James zamknął i wyciszył drzwi.
- Christopher! Pamiętasz co ci obiecałem?
- Ale tatusiu… - przestraszony malec wspiął się na łóżko.
- Tym razem ci nie daruje! Podejdź tu w tej chwili.
- Proszę, tato.
- Nie! Miarka się przebrała.
- Odjeb się ode mnie!**
Jeśli zobaczenie swojej rodziny przed domem, dziś rano przyprawił go o migrenę, to w tym momencie z jego czaszki powinna wyskoczyć Hera***. Złapał syna za ręce i uderzył z całe siły w... W pośladki!
- Tato! TATUSIU!
Christopher krzyczał najgłośniej jak tylko potrafił w nadziei, że ktoś z dołu przybiegnie zobaczyć co się dzieje i jego uczynek ujdzie mu na sucho. Niestety pokuj był na tyle wygłuszony, że do uszu gości, nie dotarł by żaden dźwięk, nawet gdyby piętro wyżej tańczyło krakowiaka tuzin olbrzymów. No, może by to poczuli...
- Coś ci obiecałem! Myślisz, że co?! Że ja mówię jedno, a ty sobie będziesz robił drugie?!
- Nie kochasz mnie! Tima, byś nie uderzył!
Z oczu chłopca płynęły łzy, ale nie odważył się juz więcej odpyskować. Jego prawy policzek robił sie fioletowy, od silniejszego niż kiedykolwiek wcześniej uderzenia ojca.
- Zostaniesz w pokoju. Odrobisz lekcje i przepiszesz 50 razy “Będę grzeczny, nie będę przeklinał, denerwował rodziców, niszczył czegokolwiek i bił kolegów.” Zrozumiałeś?!
- Tak.
- Jeśli przyjdę tu, a okaże się, że zrobiłeś cokolwiek, porozmawiamy inaczej. Jasne?!
- Tak.
- Tak?
- Tak tato – chłopiec stał grzecznie nie patrząc w oczy ojca. Nie drgną nawet, kiedy ten wstał i trzaskając drzwiami wyszedł.

-James, coś się stało? - Jego matka trzymała sałatkę z krabów, przygotowane dzień wcześniej przez Amber. Osobiście bał się jej spróbować, ale jak widać gością zasmakowała, bo drugi identyczny półmisek leżał opustoszały na stole.
- Nie, nic.
Usiadł obok żony, która od dłuższego czasu, przyglądała sie bacznie Kate. W salonie i kuchni panował ogólny harmider. Victoire dyskutowała o czymś zawzięcie z Lily. Harry pokazywał Philip'owi jakieś zaklęcie, od którego wieszak na płaszcze zamienił się w kaczkę. Dziewczynki majstrowały coś przy dzbanie z sokiem dyniowym. Ted rozmawiał z Amber, oboje ciągle zmieniali kształt nosów i śmiali się z jakiejś historyki dziewczyny. Heather znikła z jego pola widzenia, podobnie Jay. Timy spał w kojcu, a Albus wszedł do salonu z naręczem pizzy.
- Co z Chris'em? Zejdzie na dół? - zapytała Daphne.
- Nie zejdzie – jej wzrok przeniósł się na męża.
- Co się stało? Może pójdę do niego – ale James chwycił ją za rękę, dając do zrozumienia, żeby została na dole. - Pomogę w kuchni – mruknęła i razem z Kate zniknęły z salonu.

- Chyba nie chcesz mu o tym powiedzieć? – zapytała ze strachem Kate.
- Nie rozumiem czego się wstydzisz i po co te wielkie tajemnice.
- A jak myślisz co Al powie na to, że jego żona tańczy sobie w barze na stole i zostaje wyproszona przez Aurora.
- Co? – Albus stał w drzwiach z otwartymi ustami.
- Al'y – z oczu Kate popłynęły łzy.
- Co wy tu robicie? – wszedł James.
- Albus, to było dawno.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam żebyś sobie o mnie źle pomyślał.
- A dlaczego powiedziałaś o tym Daphne?
- O czym? – wtrącił James.
- Bo my…
- Nie poznałyśmy się na żadnym spotkaniu religijnym tylko w barze w, którym pracowałam – powiedziała zirytowana Daphne.
- Al proszę…
- Nie rozumiem z tego nic.
- To Daphne mnie namówiła.
- CO!? – wrzasnęła zła Daphne.
- Przecież wiesz jaka jestem – wyszlochała Kate.
- Zrozumiałbym jakbyś mi powiedziała prawdę, nawet jeśli zrobiłabyś to z własnej nie przymuszonej woli.
- Chyba nie wierzysz w to, że Daphne ją do czegoś namawiała? – warknął James.
- Sugerujesz, że moja żona kłamie?!
- Nie tylko mija się z prawdą – zakpił James. Albus wyciągnął swoją różdżkę.
- Uspokójcie się! – krzyknęła Daphne.
- Nie wtrącaj się – warknął Albus.
- Al odłóż różdżkę.
- Ani mi się śni!
- Albus’ie Potter jestem twoim bratem do cholery jasnej! Odłóż to, bo jeszcze sobie coś zrobisz!
- Drętwota! – czerwony grot świetlny uderzył w James’a, który osunął się bez życia na ziemię.- Al! Zwariowałeś!? – krzyknęła Daphne.
Do kuchni wszedł ściągnięty krzykami Harry spojrzał na obu synów, po czym ocucił Jimma.
- Ten idiota mnie oszołomił!
- Nie jestem idiotą! Kate chodź – dziewczyna wyszła posłusznie za Albusem.
- Co tu się stało?
- Nie ważne tato.
Wyszli całą trójką z kuchni. Zapanowała niezręczna cisza, którą przerwała Lily.
- Jestem w ciąży!
- Lily! – Victorie rzuciła się na dziewczynę, która uśmiechnęła się.
- Co!?
- No tato w ciąży. Będziesz dziadkiem po raz kolejny – zaśmiała się nerwowo.
- Lily!
- Przecież jestem dorosła.
- Okej skoro to czas mówienia prawdy to… Mam chłopaka!
- Heather! – Ginny rzuciła się na najmłodszą córkę.
- Idę do Chrisa – mruknął Jimm żonie, która oszołomiona patrzała na tą dziwną scenę.
Chłopiec bawił się zabawkami.
- Zrobiłeś lekcje?
- Nie.
- Przepisałeś?
- Nie.
- CHRISTOPHER!
- Co!? Nikt z rodziny nie musi chodzić do jakiejś pojebanej szkoły!
- Jak po dobroci z tobą nie idzie – machnął różdżką by wyciszyć drzwi.
Złapał Chris'a, który wcale sie nie opierał i przełożył sobie przez kolano. Uderzył kilkukrotnie dość mocno. Każdy normalny w tym momencie, zapyta sie, jak mógł przy akompaniamencie krzyku i płaczu swojego syna, być tak bezlitosny? Dla niego było to proste. Chris dostawał bo mu sie należało, a kiedy przypomniał sobie wizytę u dyrektorki, przekleństwa, jego nie usłuchliwość wszystko było prostsze. Do tego dochodziła też wściekłość na brata i ojca. Po prostu podnosił rękę i opuszczał, czując jak cała złość ucieka.
- Wystarczy? - Zapytał zapłakanego syna, stawiając go na ziemi. Ten tylko przytaknął głową. - Więc teraz usiądziesz przy biurku i napiszesz to co ci kazałem.
James zszedł do gości. Wrócił dwie godziny później, kiedy wszyscy się już rozeszli. Chłopiec spał na łóżku w ubraniu. Leżał na brzuchu, a rączkami zacisnął w piąstki. Wyglądał tak niewinnie, że gdy James zobaczył jego zapuchnięte oczy i przepisane bezbłędnie zdania oraz odrobione lekcje zaczął się zastanawiać, czy nie za ostro go potraktował. Jeśli tak, to wszystko mu wynagrodzi. Począwszy od jednodniowego urlopu od szkoły i wzięciem małego na spacer. Kiedy? Chodź by następnego dnia.


* Sąsiad Potter’ów, jeden z nielicznych rodzin czarodziejskich mieszkających w ich mieście.
** Nie mogłam się powstrzymać
*** Za dużo mitologii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Czw 1:28, 29 Maj 2008    Temat postu:

James postanowił pozwolić synowi zrobić sobie dzień wolny od szkoły, bo sam chciał w jakiś sposób go udobruchać.
- Chris!
- Tak? – zapytał chłopiec wchodząc do salonu.
- Dziś nie musisz iść do szkoły, ale jutro już normalnie.
- Fajnie – mruknął chłopiec i chciał już wyjść, ale James go zatrzymał.
- Pojedziemy gdzieś?
- Gdzie?
- Może do Wesołego Miasteczka, a potem do wujka Al’a?
- Sami?
- Sami – przytaknął James. Chris uwiesił mu się na szyi.
- Przewrócisz mnie – mruknął rozbawiony.

Dwie godziny później wyszli z domu. Teleportowali się pod Wesołym Miasteczkiem.
- Ja chce watę cukrową – zamarudził Chris gdy tylko weszli.
- Masz – podał mu dwa funty – Idź sobie kup.
Chłopiec pobiegł, a po chwili wrócił z różową watą.
- Idziemy na karuzelę?
Tak trzy godziny zeszły im na zabawie w Wesołym Miasteczku, nie ważne, że Chris przestraszył jakąś dwulatkę, ani, że przez przypadek złamał dźwignię tym samym zatrzymując diabelski młyn.
James zapukał do drzwi domu rodziców.
- James? – zapytał chłodno jego brat.
- Możemy wejść.
- A wchodź – Chris wbiegł do domu i od razu zaczął grzebać przy telewizorze.
- Co chcesz? – Albus skrzyżował ręce na piersiach.
- Nie chcę się z tobą kłócić Al. Zapomnijmy okej?
Jednak na twarzy brata nie pojawił się szczery uśmiech. Nie wyciągną ręki na zgodę i nie roześmiał się wesoło. Stał wciąż niewzruszony.
- Powiedziałem 'zapomnijmy'.
- James, ty chyba nie rozumiesz – ulubione stwierdzenie młodszego z braci Potter, a znienawidzone, przez starszego. - Nie wierze Daphne, a ty tak. Prędzej czy później dojdzie do kolejne kłótni.
- Wcale nie musi. To, że Kate i Daph nie pałają do siebie sympatią, nie znaczy, ze musze stracić brata.
- Wciąż, nie...
- Jeśli chcesz mi powiedzieć, że nie rozumiem to daruj sobie – powiedział, juz niezbyt miłym tonem. - Przyszedłem się z tobą pogodzić, mimo że to TY wyciągnąłeś różdżkę i to JA oberwałem drętwotą. Jeśli duma ci nie pozwala być moim bratem, to proszę cię bardzo, nie zmuszam. Chris!
Chłopiec niezadowolony wbiegł do przedpokoju.
- Nie możemy zostać? Idzie fajna bajka w telewizji!
- Tak, zostańcie – James wyglądał jakby strzelił w niego piorun. Albus uśmiechnął się i poczekał, aż mały wybiegnie z pomieszczenia. - Masz racje, przepraszam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Czw 2:54, 29 Maj 2008    Temat postu:

Ale czy to jego wina, że chce być akceptowany? A z resztą, mniejsza z tym. Chris chciał być akceptowany. Chciał, no ale akceptacja czasami doprowadza przed gabinet dyrektorki i zmusza do czekania na złego ojca, który nie będzie wcale miły.
- Panie Potter! – krzyknęła dyrektorka – Pański syn wysadził w powietrze 1 boiska sportowego!
- Ale jak? – jęknął.
- Podobno chłopcy dali mu dynamit. Panie Potter widzę, że nasze rozmowy nie przynoszą żadnego rezultatu. Wie pan co to „wojskowe wychowanie”?
- Eee… no tak.
- Chyba tylko to może wpłynąć na pana syna, rozumie pan?
- Tak – bąknął.
- Czyli, że zastosuje się pan do mojej prośby?
- Tak – mruknął.
- Cieszę się panie Potter – James stał już przy drzwiach gdy kobieta powiedziała – Proszę nie zapomnień „wojskowe wychowanie” i tysiąc funtów na konto szkoły.
- Oczywiście – wyszedł pośpiesznie.
- Tato to naprawdę nie…
Jimm zignorował go. Złapał syna za rękę i szybko doszedł do miejsca z, którego bezpiecznie mogli się teleportować.
- Na górę! Amber!?
Amber siedziała przy oknie i patrzała smętnie w niebo.
- Rodzice zapisali mnie na kursy już, co za ludzie – westchnęła – Daphne jest na badaniach. Znowu.
Zignorował dziewczynę pogrążoną w nostalgii i wszedł na górę.
Drzwi do pokoju Chrisa był zamknięte.
- Otwórz!
- A nie zrobisz mi nic?
- Zrobię! Alohomora – zamek ustąpił, a James wpadł do pokoju pierworodnego.
- Tatusiu, proszę! Ja naprawdę chciałem mieć, tylko kolegów! Naprawdę, tylko kolegów! - Chłopiec dławił się łzami.
Jimm z jednej strony chciał, naprawdę chciał zrozumieć swojego syna, ale z drugiej wciąż słyszał głos dyrektorki “wojskowe wychowanie”. Nie potrafił sobie wyobrazić, co to znaczy nie być akceptowanym i lubianym, bo jego ZAWSZE lubiano. Gdziekolwiek się pojawił zyskiwał na popularności i poznawał nowych kolegów i... No tak nazwijmy je koleżankami. W każdym razie, ten fakt tym bardziej do niego nie przemawiał.
Złapał go za ręce i przyłożył kilkukrotnie w tyłek.
- Tato – jękną chłopiec, starając się wzbudzić litość w ojcu, ale ten nie przestawał go bić. - Tatusiu!
- Uspokój się! - Warkną i znowu go uderzył. - Wiesz co zrobiłeś?
- Tak.
- Więc czemu?
- Żeby mieć kolegów i żeby się ze mnie nie śmiali!
- Skąd mieli dynamit?!
- Od Andrew, a on od swojego ojca – zaszlochał i wciągną w stronę ojca ręce, chcąc go przytulić, ale ten odtrącił je.
- Nie wolno ci kolegować się z kimkolwiek ze szkoły, jasne?1
- Ale, teraz to moi koledzy.
- Teraz?! Kiedy zniszczyłeś pół placu szkolnego?! Kiedy wykorzystali cie?! Tak Christopher WYKORZYSTALI.
- Nie mów tak! - Po policzkach chłopca potoczyły się łzy.
- Nie podnoś głosu i nie przerywaj mi! Nie warto się z takimi zadawać! Rozumiesz?!
- Ale, to moi koledzy! - Uderzenie w twarz. Dlaczego? Bo po raz kolejny uniósł głos.
- Rozumiesz?!
- Tak – po policzkach ciekły łzy. - Przepraszam tatusiu – odparł skruszonym tonem i wyciągnął w stronę ojca po raz kolejny ręce. - Przepraszam – mruknął znowu, kiedy ten znowu je odtrącił.
- Masz odrobić lekcje i skoro ostatnim razem nie pomogło przepisywanie, to tym razem przepiszesz 2 razy więcej. Jasne?!
Chłopiec przytaknął bez słowa, zabrał teczkę i udał się na łóżko.
- Do biurko, Chris!
- Ale ja nie mogę – powiedział z nadzieją, że ojciec się zlituje, ale ten stał wciąż niewzruszenie.
Ruszył w stroną 'miejsca pracy', odsunął krzesło i siadając najdelikatniej jak umiał, na twardym drewnianym krześle syknął a po policzkach potoczyły się łzy.
- Tatusiu – mruknął.
- Trzeba było o tym myśleć, zanim zrujnowałeś pół boiska!
- Ale, ja juz nie będę.
- Ale, ale – naśladował głos syna. - Za chwilę przyjdę sprawdzić czy piszesz.
Ledwie wyszedł, chłopiec bezwładnie opuścił głowę na blat biurka i zaczął głośno szlochać. Miał dość wszystkiego! Jeśli tata żąda od niego, żeby był grzeczny, to będzie! Zobaczy, ze będzie!
- James kochanie!
- Daphne? Coś się stało? – zapytał przerażonym głosem patrząc na napęczniały brzuch żony.
- Nie, a niby czemu? To ty powiedz co się stało?
- Chris wysadził boisko.
- Ale jak?
- Dynamitem.
- Dynamitem? – powtórzyła z niedowierzaniem Daph.
- Tak dynamitem.
- Odpiszmy go stamtąd Jimm.
- Dokończy ten rok, a potem go wypiszemy – powiedział stanowczo.
- No skoro musisz – mruknęła z przekąsem.
- Zaraz wrócę – wszedł na górę, uchylił drzwi pokoju Chrisa i stwierdził z zadowoleniem, że chłopiec pisze.
Daphne siedziała przy stole w kuchni i piła przepisane przez lekarza ziółka, którymi niegdyś faszerował ją James.
- Daphne? Patrz! – Lily wbiegła do kuchni i pokazała dziewczynie zdjęcie USG.
- Moje maleństwo. Philipe jest dumny!
- A uroki ciąży? – zapytała Daphne ze śmiechem.
- No tak, uroki. Puchnące nogi i chcica na różne dziwne potrawy .
- Ja jadłam ogórki z posypką owocową i z wiórkami koksowymi.
- A ja kapustę kiszoną z lodami.
- James kochanie coś ci jest? - Daphne spojrzała na męża, który zrobił sie blady i wykrzywił dziwnie usta.
- Nie, nic. Muszę, tylko na chwilę wyjść do łazienki.
Obie panie popatrzyły na siebie i wybuchły gromkim śmiechem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z przed szklanego ekranu

PostWysłany: Czw 12:53, 29 Maj 2008    Temat postu:

I nadszedł ten cudowny miesiąc – kwiecień*. Ptaszki ćwierkały, kopulując się na drzewach i drutach telefonicznych. Kwiatuszki kwitły, a wszędzie pachniało deszczem i świeżą trawą. W ten jakże piękny czas trener reprezentacji Irlandii wznowił ostre, długie i wyczerpujące treningi, mające na celu wypracowanie u graczy maksimum formy, przed jesiennymi rozgrywkami**. Co za tym szło? James całe dnie chodził wściekły i zmęczony, a każdy kto w jakiś sposób zwrócił mu uwagę, ze zachowuje się jakby miał napięcie przed miesiączkowe, zostawał obdarzony jakąś kąśliwą uwagą. Nierozważność i poniekąd pech Chris'a, sprawił, że wprowadził swój plan w życie, właśnie w kwietniu. Przez to, teraz siedział na drewnianej ławce, obok gabinetu dyrektorki i czekał na pojawienie się ojca. Oj, wcale nie wyczekiwał z utęsknieniem, a w ręcz przeciwnie. Kiedy go zobaczył, zbliżającego się szkolnym korytarzem zamarł.
- Tatusiu...
- Cicho bądź – warkną. - Porozmawiamy później.
Nie zdążył jednak zapukać do drzwi bo usłyszał jak ktoś zdyszany wykrzykuje jego imię.
- Albus?
- Dap... Daphne... - zaczął opierając sie o kamienną ścianę i jednocześnie, próbując złapać oddech.
- Co się stało? Coś z nią? Z dziećmi?
- Tak...
- CO?! Gdzie oni są?! Albus mów gdzie są! - Potrząsnął bratem, a temu okulary spadły na podłogę.
- Uspokój się! Daphne jest w Mungu. Rodzi – Ta informacja, wcale nie uspokoiła Jamesa, a wręcz przeciwnie. Zdezorientowany zaczął sie miotać od syna, do brata i z powrotem.
- Słuchaj Chris. Siedzisz tu i czekasz na wujka Al'a – odwrócił sie do czarnowłosego. - Albus idź do dyrektorki, a potem weź młodego i teleportujcie się do domu, znaczy się do szkoły, znaczy... Do szpitala!
- Jimm, nie zostawiaj...
Ale nie kończył, bo jego brat zniknął z donośnym pyknięciem. Schylił się podnosząc swoje 'drugie oczy'.
- Co się tu dzieje?! - Z za drzwi wychyliła się kobieca głowa z ciemnymi włosami, ściągniętymi w koka. - Kim pan jest?
- E... ee... Ja?
- Nie krasnoludek. Oczywiście, że pan!
- Ja jestem, ee... Jego wujkiem – wskazał na chłopca, wymachującego nogami, którymi nie dosięgał do ziemi.
- W takim razie, proszę do środka – gestem zaprosiła zdezorientowanego Albus'a do gabinetu.

Ale mniejsza o to co się stało w gabinecie dyrektorki. Ważniejsze jest to co działo się w szpitalu…
- Moja żona… - wydyszał do jakiejś uzdrowicielki.
- Tak?
- Daphne Potter, ona rodzi, ale gdzie? – platał się.
- Pan Potter? Sala porodowa numer 2 na drugim piętrze.
Pobiegł tam ile sił w nogach.
- Lily? Tata? Mama? Vic? Philipe? Amber? Kate!? – spojrzał z niedowierzaniem po członkach swojej rodziny.
- A co duchy – warknęła jego siostra.
- Gdzie Albus? – zapytała Kate.
- W szkole u… DAPHNE!
- Uspokój się James – powiedział jego ojciec – Jest pod opieką lekarzy, nie możesz się drzeć gdy ona to zrobi.
- Gdzie Tim?
- Z Ted’em – odpowiedziała Victorie.
- Ja zostanę ojcem – James usiadł na podłodze.
- Nie po raz pierwszy – mruknęła Amber.
- Albus!? – rzeczywiście ku nim kroczył Al. Jedną ręką trzymając Chrisa, a drugą jakąś książeczkę. Wyglądał na zawstydzonego.
- Co to jest? – zapytała Kate. Al bez słowa podał ów przedmiot bratu.
„Kary Cielesne w teorii i praktyce” .
- Chris dosypał środku przeczyszczającego do szkolnego jedzenia.
- W domu się z nim policzę – mruknął.
Daphne krzyknęła po raz kolejny. Czekali i czekali…
- Kto jest ojcem? - zapytał drobny magomedyk.
- Ja – powiedział James.
- Gratulacje. Ma pan śliczną córeczkę i równie pięknego syna – uśmiechnął się mężczyzna. James wbiegł na salę. Daphne spała, a dwie kobiety trzymały jego dzieci.
- Tu się pan nie przyda na razie – powiedziała niższa z nich – Proszę udać się do domu i przyjść później jak pan odpocznie.
Wykonał to polecenie wiedząc, że Daphne jest tym wszystkim zmęczona.
- Zostanie ktoś przy nich? – zapytał.
- Ja zostanę – zaoferowała się Ginny.
- Ja z tobą mamo – dodała Lily.
- Dziękuje – James przytulił obie. Podniósł z ziemi książeczkę i teleportował się z Chrisem.
- Odbiło ci!? Christopher! Jak mogłeś!? Na górę! Zaraz tam przyjdę.
Potrzebował chwili na uspokojenie się i zimny prysznic. W jego głowie kotłowały się niezliczone myśli dotyczące jego życia***. Miał zaledwie 23 lata i 3, nie – 4 dzieci. Żona, pierworodny szatan, drugi syn [o którym autorki uparcie nic nie piszą] i nowo narodzone bliźniaki miały być teraz jego codziennymi obowiązkami. Oczyma wyobraźni widział siebie, po raz kolejny przechodzącego przez piekło opiekowania się małym dzieckiem. Wstawanie w nocy i zmienianie pieluch, a potem okres regularnego opluwania go kaszką dla dzieci na dzień dobry. Następną fazą był wiek Chris'a i James skrycie się modlił, że to tylko przez geny Koel jego syn jest taki i reszta dzieciaków będzie normalna.
- “A może by tak uciec? Wiele osób tak robi!” - Wejście Głosu II.
- Zostawić Daphne i dzieci?
- “I w czym problem?”
Przymkną oczy, starając się odpędzić od siebie ten straszny pomysł i usiadł na krześle, biorąc do ręki książkę od dyrektorki Christopher'a. Była ona ilustrowana i zawierała dokładne opisy co powinno się robić z niegrzecznymi dzieciakami. Było tam wszystko. Począwszy od klęczenia na grochu, kończąc na biciu, za to, że dziecko nie wystało na jednej nodze przez godzinę. Zatrzasną książkę, nieco wystraszony, tym co zobaczył i odłożył ją do biblioteczki, obiecując sobie, że odda ją, jej prawowitej właścicielce, przy następnym spotkaniu. Ruszył niepewnie schodami na górę. Czy po tym wszystkim ma ochotę karać swojego syna?
Uchylił drzwi. Chris leżał na łóżku, przytulając do siebie Bobka. Nie płakał, ani nic nie niszczył, po prostu wpatrywał się w jakiś bliżej nieokreślony punkt.
- Tatusiu – zaczął.
- Tak? - Podszedł do syna i usiadł obok.
- Muszę mieć rodzeństwo?
- Tak Chris, musisz – chłopiec nic nie powiedział. - Czemu dosypałeś do jedzenia środków przeczyszczających?
- Nie lubię ich – mrukną chłopiec, przytulając do siebie mocniej połatanego misia.
- Ja też wielu osób nie lubię, ale nie wolno robić czegoś takiego. Rozumiesz? - Chłopiec kiwną głową. - Powiedz, że juz więcej tak nie zrobisz.
- Nie zrobię, tatusiu – James uśmiechną się i pogłaskał syna po głowie.
- Mogę cię zostawić samego na kilka godzin, czy zdemolujesz dom? - Chłopiec podniósł się, popatrzył przez chwilę na ojca, a potem przytulił się mocno.
- Możesz – mrukną, ale nie chciał puścić Jimm'a, gdy ten próbował już wstać.
- Jeśli nie ja, to przyjdzie ciocia Lily, albo wujek Philipe.
Teleportował sie z powrotem do szpitala.


*Autorka tak uważa, bo ma wtedy urodziny ^^
** Lily oczywiście, chwilowo została odsunięta od spraw reprezentacji.
*** Nie ma jak świetny moment na przemyślenia

"A ty odchodzisz 30 raz, ale nie jest źle, przecież wiem, ze i tak kochasz mnie" - Pisanie rozmowy Głosika z James'em przez ten oto tekst [Autorka winna nie jest ^^].


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginnowata
Świrnięty Dumbel



Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zduny

PostWysłany: Czw 18:03, 29 Maj 2008    Temat postu:

- James zobacz poruszyła rączką – zawołała podekscytowana Daphne.
- Lisa – zauważył Tim.
- Tak kochanie. Lisa i Nigel. Nasze małe aniołki – westchnęła Daphne.
- Widać, że się bardzo cieszysz z powodu poczwórnego macierzyństwa – wyszczerzył się James.
- Jasne, że Tak – uśmiechnęła się.
- James! – do Sali weszła Amber.
- Co?
- Dzwonili ze szkoły.
James spojrzał na Daphne.
- Idź, idź. Poradzę sobie.
- Na pewno?
- James idź.
Teleportował się z cichym pyknięciem. Chris siedział jak zwykle przed gabinetem dyrektorki, ale nie śmiał nic powiedzieć tylko wystraszonym wzrokiem patrzył jak James otwiera drzwi.
- Panie Potter! Pański syn! To nie do przyjęcia!
- Co się stało? – spytał słabym głosem.
- Christopher spalił bibliotekę i zapchał toalety oraz nie wiem w jaki sposób to zrobił, ale zniszczył – zamilkła na chwilę – Tupecik wuefisty.
Gdyby to nie chodziło o jego dziecko to roześmiał by się.
- Proszę mi przesłać rachunek z pokryciem szkód.
- Tak panie Potter. Ale chodzi tu o to, że do Chrisa nic nie dociera. Rozmawiałam z panem wielokrotnie na ten temat. Kary cielesne i tzw. „wojskowe wychowanie” mogą przynieść zbawienne skutki. Po to właśnie został pan obarczony przez matkę naturę siłą. Rozumie pan?
- Tak – odparł lekko zmieszany. Przysiągł sobie zrobić synowi krzywdę.
- Cieszę się i mam nadzieję, że tym razem zrozumiał mnie pan DOBRZE – podkreśliła wyraźnie ostatnie słowo.
- Tak oczywiście. Dowidzenia – Jimm cieszył się, że nie musi przebywać z tą kobietą dłużej.
- Chodź – warknął na syna.
Ten w ciszy powlekł się za nim.
- Co ci odbiło!? – krzyknął gdy teleportowali się do domu.
- Nic – mruknął Chris.
- Na górę! Zaraz przyjdę – [Taki nowy rytuał, autorkę wali^^].
Chris wbiegł po schodach.
Jimm zastanowił się nad sensem bycia rodzicem, po czym stwierdziwszy, że sensu to nie ma. Wszedł na górę.
- Christopher!
- Tak tatusiu? – zapytał przez łzy chłopiec.
- Tak tatusiu!? Co ty sobie wyobrażasz!? Nie możesz być grzeczny? Czy to dla ciebie takie wyrzeczenie?!
- Ja sie staram...
- STARASZ?! Chris, powiedz czy nie milej jest kiedy tak po prostu możemy sobie porozmawiać i pobawić sie? Czy musisz wszystko niszczyć?!
- Ja... - Chłopiec wbił wzrok w podłogę. - Ja naprawdę, nie chciałem cię zdenerwować. To dla tego, że on nazwał mnie chuderlakiem i wszyscy się śmiali.
- Kto?
- No wuefista!
- Chris, nie mam siły z tobą rozmawiać chodź tu!
Podszedł i bez słowa czekał, aż ojciec go uderzy. Dostał raz, dwa, trzy... Po policzkach ciekły soczyste łzy.
- Masz odrobić lekcje– powiedział wyciągając z teczki małego, stertę zeszytów z zadaniami domowymi. - Ja wychodzę, a Amber – zastanowił się. W sumie Amber nic nie miała do roboty i pewnie teraz bawiła się z bliźniakami – jest zajęta, więc pomożesz mamie.
Wyszedł. To nie był koniec atrakcji na dziś dla James'a. Czekał go jeszcze wyczerpujący trening i kolejna nieprzespana noc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ginnowatydyskusnik.fora.pl Strona Główna -> Jimmowa Seria Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 8 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island